- Nie. - sprzeciwiam się i stoję w miejscu.
- Rusz! Się! - dziewczyna mocniej mnie pociąga i już idę obok niej do budynku.
Kiedy jesteśmy coraz bliżej, ja mam z każdym krokiem większą ochotę zwymiotować. Podchodzimy do drzwi, próbując zachować spokój. Niestety zaczyna się dziać to czego się obawiałam.
- Myślałaś, że mnie zamkną? - parska i kręci głową.
- Nie zbliżaj się do mnie. - łapię za klamkę, ale chłopak chwyta mnie za nadgarstek.
Zbliża się do mnie i zaczyna szeptać.
- Ze mną nie jest tak łatwo. - puszcza mi oczko, a ja nie wytrzymuję.
- Jak możesz?! Jak możesz to robić? - wykrzykuję. - Napadasz na ludzi kiedy tylko Ci się podoba! Nie przejmujesz się tym, że mogłeś go zabić?!
- Ostrzegałem Cię. Tego chuja też, ale najwidoczniej nie posłuchał. - León zaśmiewa się pod nosem, a mi skacze ciśnienie.
Nie jestem smutna, jestem teraz zła. Zdenerwowana i cała w nienawiści.
- Czego ty chcesz?! - patrzę mu prosto w oczy i czekam na odpowiedź, ale słyszę tylko mocny wiatr.
León marszczy brwi i patrzy się na mnie z góry. Nie reaguje więc powtarzam moje słowa, ale nadal nic. Powinnam się do tego już dawno przyzwyczaić.
- Masz takie nudne życie, że zatruwasz moje? Co? Będziesz teraz bił każdego kto będzie obok mnie stał? - łzy zaczynają napływać mi do oczu i nie umiem tego powstrzymać, ponieważ naprawdę nie chcę się teraz rozpłakać, no ale niestety emocje biorą górę.
- Zamknij się. - chłopak zaczyna mnie szarpać.
Zaczynam krzyczeć i próbuję się wyrwać ale nic z tego. Na pomoc rusza Francesca, która jest świadkiem całego zdarzenia.
- Puść ją! - dziewczyna zaczyna szarpać chłopaka, ale on jest o wiele silniejszy od nas dwóch razem wziętych.
Kiedy próbuję wydostać rękę z uścisku, León dziwnie wygiął rękę, tym samym uderzył Francescę w szczękę. Nie wytrzymuję i również daję mu w twarz. Chłopak dotyka czerwonego policzka i bierze zamach. Jednak ktoś łapie jego rękę.
- Nie nauczyli Cię, że kobiet się kurwa nie bije? - Diego stoi za Leónem cały zdenerwowany.
Ma poważną minę, a ja w głębi dziękuję Bogu, że on tutaj jest. Ściska rękę chłopaka, a ten patrzy na niego jakby miał ochotę go zabić. Ale to przecież przyjaciele prawda? Nic by sobie nie zrobili. Dotykam miejsca gdzie León mnie trzymał i poruszam delikatnie nadgarstkiem.
- A ty co? - León wyrywa się z uścisku i robi krok w stronę Diego. - Jesteś jej obrońcą?
- A ty co? Jesteś damskim bokserem? - chłopak mówi z uspakajającą mnie pewnością siebie i nie rusza się z miejsca.
- Diego, nic się nie dzieje. - odzywam się i próbuję nie dopuścić do powtórki z rozrywki.
Jest ciemno, nic nie widać, a oświetlają nas tylko trzy latarnie. Francesca stoi bardzo blisko mnie, ale czuję, że też nie jest już tak przestraszona jak przed chwilą odkąd Diego tu jest.
- Oczywiście, że nic się nie dzieje. - León zerka na mnie kątem oka i parska śmiechem, a we mnie się gotuje.
- Lepiej będzie jak stąd pójdziesz. - Diego zwraca się ponownie do chłopaka, a ten tylko rzuca mu mordercze spojrzenie i odwraca się w naszą stronę.
- Zakochałeś się w niej? - ponownie powraca do Diego i czeka na odpowiedź.
Wszystkie wspomnienia wracają. Diego zrobił się blady, a mi jest niedobrze. Niedawno wyznał mi, że mnie kocha, ale jakoś nie drążyliśmy tego tematu. Niestety León musiał wtrącić swoje parę słów.
- Daj spokój. - mówi niskim tonem i skanuje chłopaka od góry do dołu. - León rezygnuje i odwraca się do nas.
- Niech chłoptaś spróbuje jeszcze raz szczęścia, a następnym razem szpital nie będzie konieczny. - León zbliża się niebezpiecznie blisko mnie, zerka na Francescę, po czym odchodzi.
- Skąd ty. - mówię to tak cicho, że prawie nie słyszałam samej siebie, a co dopiero Fran i Diego.
Odrzucam od siebie wszystkie myśli i wchodzę do budynku.
- Violetta! - Francesca krzyczy za mną i wchodzi do środka, a Diego za nią.
- Zostawcie mnie. - mówię stanowczo i szukam klucza w torbie.
Grzebię jak opętana, przewracam wszystko, a klucza nie ma. Francesca podchodzi do mnie i wkłada klucz do zamka, uśmiechając się do mnie. Ignoruję to i wchodzę od razu do pokoju. Zatrzaskuję za sobą drzwi, zapominając o tym, że Fran i Diego nadal tam stoją. Rzucam torbę na podłogę i siadam na kanapę. Zdejmuję od razu buty i kopię je pod ścianę. Szybko zdejmuję kurtkę i rzucam ją za siebie. Spuszczam głową i patrzę w podłogę. Próbuję się uspokoić, ale nic z tego. Drzwi do pokoju się otwierają, a Francesca i Diego powoli wchodzą do środka. Ponownie patrzę w podłogę i podtrzymuję rękami głowę, tym samy włosy nie wpadają mi do oczu. Czuję, że się na mnie patrzą. Wstaję i podchodzę do butów, które przed chwilą kopnęłam. Podnoszę je i odstawiam na miejsce. Następnie zaczynam zbierać wszystkie rzeczy, które wypadły mi z torby, kiedy rzuciłam nią o podłogę. Kucam i wrzucam przedmioty do środka.
- Przepraszam. - podnoszę szczotkę i puder, który jakimś cudem przeżył upadek i się nie skruszył.
Nie patrzę na nich tylko zajmuję się zbieraniem kawałków zamknięcia szminki, które niestety uległo zniszczeniu i do niczego się nie nadaje, tak samo jak moja ulubiona różowa szminka, która jakimś cudem złamała się. Nie rozumiem jak to możliwe no ale dobra. Stało się i nic nie poradzę. Tylko szkoda bo często jej używałam, a taki odcień widziałam jak na razie tylko w jednym sklepie w Madrycie. Nikt nie odpowiada, ale czuję, że ktoś jest obok mnie z dwóch stron. Kiedy zerkam w jedną stronę - Fran zgarnia kawałki plastiku spod toaletki, a Diego dziwnie stoi do mnie tyłem i się nie odwraca. Wstaję i mu się przyglądam. Francesca po chwili robi to samo. Zerkamy na siebie z dziewczyną, po czym się odzywam.
- Diego? Coś się stało?
Głowa chłopaka automatycznie się podnosi, ale nadal stoi tyłem.
- Co? Nie, nie. - znowu patrzy w dół i coś robi z rękami.
- Diego, co tam masz? - podchodzę bliżej.
Chłopak odwraca się ale ręce trzyma z tyłu. Widać, że jest zdenerwowany. Nie wiem o co mu może chodzić? Stało się coś?
- Nic. - zaprzecza, jednak wiem, że coś jest nie tak.
- Pokaż.
- Nie. - protestuje i spuszcza wzrok.
- Diego. - nalegam.
Chłopak wydaje z siebie dźwięk zażenowania i wyciąga rękę przed siebie. Trzyma w niej mój telefon. Zerkam na niego i biorę od niego moją własność. Kiedy spoglądam na ekran, nogi mi się uginają. Cały ekran jest stłuczony. Nie ma miejsca, gdzie ekran byłby cały. Odwracam telefon i tył także jest zniszczony. Oczy robią mi się jak monety. Od razu próbuję włączyć telefon, ale bez skutku.
- Nie wierzę. - mówię cicho i kręcę głową z niedowierzania.
- Matko. - Francesca kładzie dłonie na usta i przygląda się zniszczonemu przedmiotowi.
- Próbowałem go włączyć. - Diego się tłumaczy, ale szybko mu przerywam.
- Okej. - sztucznie się uśmiecham.
Mam ochotę uderzyć głową o ścianę. Nie wierzę, że tak załatwiłam komórkę. Nawet nie pomyślałam rzucając torbą, że tam jest telefon. Zamiast włożyć go do kurtki to ja musiałam do torby i oczywiście musiałam rzucić torbą tak, że wszystko wypadło. Odkładam bezradnie telefon na stolik i siadam na łóżku Fran.
- Stało się. - wzruszam ramionami i głośno wzdycham.
- Wszystko okej? - Fran stoi obok Diego i mnie obserwuje.
- Nic nie jest okej, ale nie chcę o tym gadać. - mówię oschle i bawię się bluzką.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym prawda? - Fran siada obok i łapie mnie za dłoń.
- Na mnie też. - Diego podchodzi i kuca przy mnie. - bierze moją drugą dłoń i się uśmiecha.
Rzucam im przyjazny uśmiech i siedzimy jakąś chwilę w ciszy. Zerkam na budzik Fran i widzę, że jest po pierwszej w nocy. Biedny Thomas. Tak bardzo mi go szkoda. Zastanawia mnie to, jak Leónowi udało się wyjść z komisariatu tak szybko? Nie zatrzymują ludzi za takie uczynki? Pobił go, wyszedł na wolność i jeszcze miał czelność przyjść tutaj i się awanturować. On jest psychicznie chory. Ja się go zaczynam bać. Jego zachowanie nie jest normalne. Nie wiem o co mu może chodzić, a on jeszcze utrudnia sprawę, bo zachowuje się jak psychol, a nie chce nic powiedzieć dlaczego to wszystko robi. To jest straszne, a ja zaczynam czuć lekki strach przed Leónem.
- Mam nadzieję, że on nie.
- Przestań. - karcę ją i zamykam oczy. - Lecę.
Wychodzę z pokoju i zamawiam taksówkę. Minęły dwa dni od przykrej sytuacji na koncercie. Operacja Thomasa miała być wczoraj, ale niestety przywieźli kilka osób z wypadku i wszystkie sale były zajęte. Na szczęście dzisiaj operacja się odbędzie i to za kilka minut. Chcę tam być kiedy będzie po wszystkim mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nie wybaczę sobie jeśli Thomasowi coś się stanie. Taksówka przyjeżdża po kilku minutach.
Kiedy jestem już przed szpitalem, ściska mnie w żołądku. Wchodzę do środka i od razu kieruję się w stronę sali, w której operowany jest Thomas. Siadam na niebieskim, plastikowym krzesełku i zdejmuję kurtkę, ponieważ jest bardzo gorąco.
Po około trzech godzinach czekania, znana mi twarz wychodzi z sali. Doktor staje przede mną i zaczyna tłumaczyć, że operacja się zakończyła.
- Czy on? - pytam niepewnie.
- Z pacjentem wszystko w porządku. - lekarz szeroko się uśmiecha.
Czuję wielką ulgę. Na szczęście nie było żadnych powikłań. Operacja trwała prawie cztery godziny. Thomas miał coś z wątrobą, ale byłam zbyt szczęśliwa aby wsłuchiwać się dokładnie o co chodziło. Lekarz nie pozwalał mi się widywać z Thomasem przez kilka dni, ponieważ był w śpiączce. Codziennie jeździłam do szpitala, z nadzieją, że Thomas się wybudził i pozwolą mi do niego wejść, ale za każdym razem wychodziłam ze szpitala z niczym.
Po kilku dniach zadzwonili do mnie ze szpitala, że Thomas się wybudził. Byłam tak podekscytowana i szczęśliwa, że zaczęłam krzyczeć do słuchawki, zapominając, że po drugiej stronie jest obca osoba. Natychmiast wybiegłam z akademika i udałam się do szpitala. Założyłam moje zamszowe kozaki na płaskiej podeszwie, żeby szybciej się przemieszczać, nie łamiąc sobie przy tym nóg. Pobiegłam od razu do lekarza Thomasa.
- Dzień dobry. - wchodzę do przytulnego gabinetu.
Zamykam delikatnie drzwi, a doktor prosi abym usiadła. Robię to o co prosi i czekam aż coś powie.
- Pacjent wybudził się jakiś czas temu. Jest jeszcze w szoku ale wszystko jest jak na razie w porządku.
- Całe szczęście - uśmiecham się szeroko i nie mogę się już doczekać kiedy zobaczę Thomasa.
- Tak, pacjent będzie potrzebował jeszcze rehabilitacji ale jesteśmy dobrej myśli
- Mogę go zobaczyć? - próbuję udawać, że jestem spokojna ale z trudem powstrzymuję emocje.
- Nie. - wszystko w żołądku mi się skręca.
Odwracam głowę, a doktor wychyla się i obydwoje patrzymy się ze zdziwieniem na przyglądającego się nam Leóna, który stoi w drzwiach cały zdenerwowany.
Nie wierzę, że to się dzieje.
Kiedy jesteśmy coraz bliżej, ja mam z każdym krokiem większą ochotę zwymiotować. Podchodzimy do drzwi, próbując zachować spokój. Niestety zaczyna się dziać to czego się obawiałam.
- Myślałaś, że mnie zamkną? - parska i kręci głową.
- Nie zbliżaj się do mnie. - łapię za klamkę, ale chłopak chwyta mnie za nadgarstek.
Zbliża się do mnie i zaczyna szeptać.
- Ze mną nie jest tak łatwo. - puszcza mi oczko, a ja nie wytrzymuję.
- Jak możesz?! Jak możesz to robić? - wykrzykuję. - Napadasz na ludzi kiedy tylko Ci się podoba! Nie przejmujesz się tym, że mogłeś go zabić?!
- Ostrzegałem Cię. Tego chuja też, ale najwidoczniej nie posłuchał. - León zaśmiewa się pod nosem, a mi skacze ciśnienie.
Nie jestem smutna, jestem teraz zła. Zdenerwowana i cała w nienawiści.
- Czego ty chcesz?! - patrzę mu prosto w oczy i czekam na odpowiedź, ale słyszę tylko mocny wiatr.
León marszczy brwi i patrzy się na mnie z góry. Nie reaguje więc powtarzam moje słowa, ale nadal nic. Powinnam się do tego już dawno przyzwyczaić.
- Masz takie nudne życie, że zatruwasz moje? Co? Będziesz teraz bił każdego kto będzie obok mnie stał? - łzy zaczynają napływać mi do oczu i nie umiem tego powstrzymać, ponieważ naprawdę nie chcę się teraz rozpłakać, no ale niestety emocje biorą górę.
- Zamknij się. - chłopak zaczyna mnie szarpać.
Zaczynam krzyczeć i próbuję się wyrwać ale nic z tego. Na pomoc rusza Francesca, która jest świadkiem całego zdarzenia.
- Puść ją! - dziewczyna zaczyna szarpać chłopaka, ale on jest o wiele silniejszy od nas dwóch razem wziętych.
Kiedy próbuję wydostać rękę z uścisku, León dziwnie wygiął rękę, tym samym uderzył Francescę w szczękę. Nie wytrzymuję i również daję mu w twarz. Chłopak dotyka czerwonego policzka i bierze zamach. Jednak ktoś łapie jego rękę.
- Nie nauczyli Cię, że kobiet się kurwa nie bije? - Diego stoi za Leónem cały zdenerwowany.
Ma poważną minę, a ja w głębi dziękuję Bogu, że on tutaj jest. Ściska rękę chłopaka, a ten patrzy na niego jakby miał ochotę go zabić. Ale to przecież przyjaciele prawda? Nic by sobie nie zrobili. Dotykam miejsca gdzie León mnie trzymał i poruszam delikatnie nadgarstkiem.
- A ty co? - León wyrywa się z uścisku i robi krok w stronę Diego. - Jesteś jej obrońcą?
- A ty co? Jesteś damskim bokserem? - chłopak mówi z uspakajającą mnie pewnością siebie i nie rusza się z miejsca.
- Diego, nic się nie dzieje. - odzywam się i próbuję nie dopuścić do powtórki z rozrywki.
Jest ciemno, nic nie widać, a oświetlają nas tylko trzy latarnie. Francesca stoi bardzo blisko mnie, ale czuję, że też nie jest już tak przestraszona jak przed chwilą odkąd Diego tu jest.
- Oczywiście, że nic się nie dzieje. - León zerka na mnie kątem oka i parska śmiechem, a we mnie się gotuje.
- Lepiej będzie jak stąd pójdziesz. - Diego zwraca się ponownie do chłopaka, a ten tylko rzuca mu mordercze spojrzenie i odwraca się w naszą stronę.
- Zakochałeś się w niej? - ponownie powraca do Diego i czeka na odpowiedź.
Wszystkie wspomnienia wracają. Diego zrobił się blady, a mi jest niedobrze. Niedawno wyznał mi, że mnie kocha, ale jakoś nie drążyliśmy tego tematu. Niestety León musiał wtrącić swoje parę słów.
- Daj spokój. - mówi niskim tonem i skanuje chłopaka od góry do dołu. - León rezygnuje i odwraca się do nas.
- Niech chłoptaś spróbuje jeszcze raz szczęścia, a następnym razem szpital nie będzie konieczny. - León zbliża się niebezpiecznie blisko mnie, zerka na Francescę, po czym odchodzi.
- Skąd ty. - mówię to tak cicho, że prawie nie słyszałam samej siebie, a co dopiero Fran i Diego.
Odrzucam od siebie wszystkie myśli i wchodzę do budynku.
- Violetta! - Francesca krzyczy za mną i wchodzi do środka, a Diego za nią.
- Zostawcie mnie. - mówię stanowczo i szukam klucza w torbie.
Grzebię jak opętana, przewracam wszystko, a klucza nie ma. Francesca podchodzi do mnie i wkłada klucz do zamka, uśmiechając się do mnie. Ignoruję to i wchodzę od razu do pokoju. Zatrzaskuję za sobą drzwi, zapominając o tym, że Fran i Diego nadal tam stoją. Rzucam torbę na podłogę i siadam na kanapę. Zdejmuję od razu buty i kopię je pod ścianę. Szybko zdejmuję kurtkę i rzucam ją za siebie. Spuszczam głową i patrzę w podłogę. Próbuję się uspokoić, ale nic z tego. Drzwi do pokoju się otwierają, a Francesca i Diego powoli wchodzą do środka. Ponownie patrzę w podłogę i podtrzymuję rękami głowę, tym samy włosy nie wpadają mi do oczu. Czuję, że się na mnie patrzą. Wstaję i podchodzę do butów, które przed chwilą kopnęłam. Podnoszę je i odstawiam na miejsce. Następnie zaczynam zbierać wszystkie rzeczy, które wypadły mi z torby, kiedy rzuciłam nią o podłogę. Kucam i wrzucam przedmioty do środka.
- Przepraszam. - podnoszę szczotkę i puder, który jakimś cudem przeżył upadek i się nie skruszył.
Nie patrzę na nich tylko zajmuję się zbieraniem kawałków zamknięcia szminki, które niestety uległo zniszczeniu i do niczego się nie nadaje, tak samo jak moja ulubiona różowa szminka, która jakimś cudem złamała się. Nie rozumiem jak to możliwe no ale dobra. Stało się i nic nie poradzę. Tylko szkoda bo często jej używałam, a taki odcień widziałam jak na razie tylko w jednym sklepie w Madrycie. Nikt nie odpowiada, ale czuję, że ktoś jest obok mnie z dwóch stron. Kiedy zerkam w jedną stronę - Fran zgarnia kawałki plastiku spod toaletki, a Diego dziwnie stoi do mnie tyłem i się nie odwraca. Wstaję i mu się przyglądam. Francesca po chwili robi to samo. Zerkamy na siebie z dziewczyną, po czym się odzywam.
- Diego? Coś się stało?
Głowa chłopaka automatycznie się podnosi, ale nadal stoi tyłem.
- Co? Nie, nie. - znowu patrzy w dół i coś robi z rękami.
- Diego, co tam masz? - podchodzę bliżej.
Chłopak odwraca się ale ręce trzyma z tyłu. Widać, że jest zdenerwowany. Nie wiem o co mu może chodzić? Stało się coś?
- Nic. - zaprzecza, jednak wiem, że coś jest nie tak.
- Pokaż.
- Nie. - protestuje i spuszcza wzrok.
- Diego. - nalegam.
Chłopak wydaje z siebie dźwięk zażenowania i wyciąga rękę przed siebie. Trzyma w niej mój telefon. Zerkam na niego i biorę od niego moją własność. Kiedy spoglądam na ekran, nogi mi się uginają. Cały ekran jest stłuczony. Nie ma miejsca, gdzie ekran byłby cały. Odwracam telefon i tył także jest zniszczony. Oczy robią mi się jak monety. Od razu próbuję włączyć telefon, ale bez skutku.
- Nie wierzę. - mówię cicho i kręcę głową z niedowierzania.
- Matko. - Francesca kładzie dłonie na usta i przygląda się zniszczonemu przedmiotowi.
- Próbowałem go włączyć. - Diego się tłumaczy, ale szybko mu przerywam.
- Okej. - sztucznie się uśmiecham.
Mam ochotę uderzyć głową o ścianę. Nie wierzę, że tak załatwiłam komórkę. Nawet nie pomyślałam rzucając torbą, że tam jest telefon. Zamiast włożyć go do kurtki to ja musiałam do torby i oczywiście musiałam rzucić torbą tak, że wszystko wypadło. Odkładam bezradnie telefon na stolik i siadam na łóżku Fran.
- Stało się. - wzruszam ramionami i głośno wzdycham.
- Wszystko okej? - Fran stoi obok Diego i mnie obserwuje.
- Nic nie jest okej, ale nie chcę o tym gadać. - mówię oschle i bawię się bluzką.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym prawda? - Fran siada obok i łapie mnie za dłoń.
- Na mnie też. - Diego podchodzi i kuca przy mnie. - bierze moją drugą dłoń i się uśmiecha.
Rzucam im przyjazny uśmiech i siedzimy jakąś chwilę w ciszy. Zerkam na budzik Fran i widzę, że jest po pierwszej w nocy. Biedny Thomas. Tak bardzo mi go szkoda. Zastanawia mnie to, jak Leónowi udało się wyjść z komisariatu tak szybko? Nie zatrzymują ludzi za takie uczynki? Pobił go, wyszedł na wolność i jeszcze miał czelność przyjść tutaj i się awanturować. On jest psychicznie chory. Ja się go zaczynam bać. Jego zachowanie nie jest normalne. Nie wiem o co mu może chodzić, a on jeszcze utrudnia sprawę, bo zachowuje się jak psychol, a nie chce nic powiedzieć dlaczego to wszystko robi. To jest straszne, a ja zaczynam czuć lekki strach przed Leónem.
***
- Jedziesz do niego? - Francesca nakłada cień na powieki.
- Tak, zaraz ma operację. Chcę przy nim być kiedy się obudzi. - zasuwam kurtkę i pooprawiam włosy.- Mam nadzieję, że on nie.
- Przestań. - karcę ją i zamykam oczy. - Lecę.
Wychodzę z pokoju i zamawiam taksówkę. Minęły dwa dni od przykrej sytuacji na koncercie. Operacja Thomasa miała być wczoraj, ale niestety przywieźli kilka osób z wypadku i wszystkie sale były zajęte. Na szczęście dzisiaj operacja się odbędzie i to za kilka minut. Chcę tam być kiedy będzie po wszystkim mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nie wybaczę sobie jeśli Thomasowi coś się stanie. Taksówka przyjeżdża po kilku minutach.
Kiedy jestem już przed szpitalem, ściska mnie w żołądku. Wchodzę do środka i od razu kieruję się w stronę sali, w której operowany jest Thomas. Siadam na niebieskim, plastikowym krzesełku i zdejmuję kurtkę, ponieważ jest bardzo gorąco.
Po około trzech godzinach czekania, znana mi twarz wychodzi z sali. Doktor staje przede mną i zaczyna tłumaczyć, że operacja się zakończyła.
- Czy on? - pytam niepewnie.
- Z pacjentem wszystko w porządku. - lekarz szeroko się uśmiecha.
Czuję wielką ulgę. Na szczęście nie było żadnych powikłań. Operacja trwała prawie cztery godziny. Thomas miał coś z wątrobą, ale byłam zbyt szczęśliwa aby wsłuchiwać się dokładnie o co chodziło. Lekarz nie pozwalał mi się widywać z Thomasem przez kilka dni, ponieważ był w śpiączce. Codziennie jeździłam do szpitala, z nadzieją, że Thomas się wybudził i pozwolą mi do niego wejść, ale za każdym razem wychodziłam ze szpitala z niczym.
Po kilku dniach zadzwonili do mnie ze szpitala, że Thomas się wybudził. Byłam tak podekscytowana i szczęśliwa, że zaczęłam krzyczeć do słuchawki, zapominając, że po drugiej stronie jest obca osoba. Natychmiast wybiegłam z akademika i udałam się do szpitala. Założyłam moje zamszowe kozaki na płaskiej podeszwie, żeby szybciej się przemieszczać, nie łamiąc sobie przy tym nóg. Pobiegłam od razu do lekarza Thomasa.
- Dzień dobry. - wchodzę do przytulnego gabinetu.
Zamykam delikatnie drzwi, a doktor prosi abym usiadła. Robię to o co prosi i czekam aż coś powie.
- Pacjent wybudził się jakiś czas temu. Jest jeszcze w szoku ale wszystko jest jak na razie w porządku.
- Całe szczęście - uśmiecham się szeroko i nie mogę się już doczekać kiedy zobaczę Thomasa.
- Tak, pacjent będzie potrzebował jeszcze rehabilitacji ale jesteśmy dobrej myśli
- Mogę go zobaczyć? - próbuję udawać, że jestem spokojna ale z trudem powstrzymuję emocje.
- Nie. - wszystko w żołądku mi się skręca.
Odwracam głowę, a doktor wychyla się i obydwoje patrzymy się ze zdziwieniem na przyglądającego się nam Leóna, który stoi w drzwiach cały zdenerwowany.
Nie wierzę, że to się dzieje.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Notka: Przypominam także o obejrzeniu zwiastuna do fanfiction: klik!
Przepraszam za błędy. Xx + każdy kto czyta zostawia jakikolwiek komentarz! ♥
Buziaki xx
Przepraszam za błędy. Xx + każdy kto czyta zostawia jakikolwiek komentarz! ♥
Buziaki xx
Bum! Ten rozdział to petarda, dosłownie rozpiernicza system.;)
OdpowiedzUsuńAgresywny Leon, uderzenie Francesci, Diego...mój mózg nie nadąża z przyswajaniem informacji.
Jak Verdas mógł podnieść rękę na Violettę? Czy on w ogóle liczy się z tym kogo bije, czy tak wszystkich po trochę?
Na szczęście w porę pojawił się Diego...liczę, że chociaż trochę rozwiniesz ich relację, bo brakuje mi go w tych rozdziałach.
Cieszę się, że Thomas się wybudził, ale skąd w szpitalu wziął się Verdas?
Kurde, niech on niczego nie niszczy, nikogo nie bije...pliss
Co do zwiastunu- jest dobry;) Wystarczyły jednak tylko fragment z piosenką Little Mix.
Pozdrawiam, dzięki za komentarz i zapraszam częściej
- Shy
Uwielbiam Cię dziewczyno !!! jestem zakochana w tym opowiadaniu <3
OdpowiedzUsuńJaak zawsze niesamowity
OdpowiedzUsuń@Julkaim
Dawaj nexta bo nue wytrzyamam
Kc <3
Matko co będzie dalej?! zkjxakzksk :o
OdpowiedzUsuńPISZ PISZ!!!
CZEKAM!
WENY ŻYCZĘ! ❤