- Nie słyszałaś? - chłopak się powtarza.
Spoglądam na Thomasa, który bierze duży zamach. León jednak jest szybszy i pięścią uderza Thomasa w brzuch, na co chłopak upada na ziemię i jęczy z bólu. Ludzie zaczynają krzyczeć,ale Leóna to nie powstrzymuje przed zadaniem kolejnego ciosu. Kopie chłopaka w brzuch parę razy. Próbuję go odepchnąć, ale nic z tego.
- Przestań! - krzyczę, a łzy spływają mi po policzkach jedna za drugą.
Chłopak nie reaguje. Kilku mężczyzn próbuje go obezwładnić, jednak on jest od nich silniejszy i ich odpycha. Kiedy po raz kolejny Thomas dostaje w plecy, nie wytrzymuję.
- Błagam! - szlocham i łapię Leóna za rękę.
Chłopak spogląda na mnie i momentalnie rozluźnia mięśnie. Odsuwa się od chłopaka i patrzy mi prosto w oczy. Nie ma już w nich gniewu tylko jakąś pewną niewinność, która mnie rozwala od środka. Utworzyło się między nami koło. Zespół przestał grać i wszyscy skupili się na nas. Chwilę po tym przy chłopaku jest już kilku mężczyzn z bronią. Krzyczą żeby podniósł ręce do góry, ale on nic nie robi. Dwóch mężczyzn wyjmuje broń i kieruje nią w chłopaka. Puszczam jego kurtkę i cofam się delikatnie do tyłu, po czym kucam przy rannym Thomasie i próbuję złapać z nim jakiś kontakt.
- Thomas, słyszysz mnie? - lekko potrząsam chłopakiem, ale bez skutku.
- Pierdol się! - słyszę zza pleców Leóna.
Dwóch policjantów zakłada mu kajdanki, a on ich cały czas wyzywa. Grozi, że to dopiero początek, że zabije ich wszystkich. Coś w niego wstąpiło. Podbiega do mnie mężczyzna w czerwonym kombinezonie. Sprawdza Thomasowi puls, po czym stwierdza, że oddycha ale źle z nim. Prosi mnie o odejście, więc wstaję i odsuwam się tak jak prosi. Policjanci wyprowadzający Leóna w kajdankach mijają się z dwoma mężczyznami ubranymi identycznie jak kobieta klękająca przy Thomasie. Trzymają żółtą deskę, na którą po chwili kładą nieprzytomnego Thomasa. Jestem cała spłakana i przemarznięta. Thomas leży przykryty złotą folią aluminiową, na twarzy ma maskę tlenową. Ludzie robią przejście dla ratowników medycznych. Zaczynam iść za nimi i wypytuję się o wszystkie możliwe rzeczy. Kiedy jesteśmy już przy karetce, kierowca otwiera drzwi i wkładają chłopaka do środka.
- Mogę z wami jechać? - dopytuję się i patrzę na ratowniczkę.
- Nie, ale może Pani pojechać do szpitala i tam się czegoś dowiedzieć. - odpowiada mi kobieta, zamykając drzwi.
- Do którego szpitala go zabieracie?
- Na Kwiatową.
Kiwam tylko głową i obserwuję odjeżdżającą karetkę. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. León po raz kolejny pokazał na co go stać. Czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego jakie mogą być konsekwencje jego czynów? Bije ludzi ot tak i nic sobie z tego nie robi. Nie przejmuje się, że może kogoś zabić lub trafić do więzienia. Czasem mam wrażenie jakby był o mnie zazdrosny, ale to tylko moje myśli i nic więcej. Na razie muszę szybko jechać do Thomasa. Wybieram numer taksówki i podaję adres. Czekam mniej więcej pięć minut. Wsiadam do auta i proszę o dojazd do szpitala. Jadąc przez miasto przypatruję się ludziom przechadzającym się po ulicy. Zaczął padać śnieg, a lampy pięknie ozdabiają ulice. Złote dekoracje i kolory idealnie podkreślają porę roku i śnieg. Wycieram chusteczką nos i łzy z policzków. W radiu leci Fuckin' Perfect P!nk. Zaczynam nucić sobie refren co zauważa kierowca.
- Coś się stało?
- Nie. - odpowiadam ze sztucznym uśmiechem.
- Ma Pani piękny głos. - mężczyzna zerka w lusterko i kieruje wzrok na mnie.
- Dziękuję, to miłe. - tym razem sama z siebie się uśmiecham do sympatycznego mężczyzny.
- Kiedyś będzie Pani znana.
- Nie sądzę, ale dziękuję.
Resztę drogi jedziemy w ciszy. Po trzech minutach taksówka zatrzymuje się przed szpitalem. Płacę kierowcy i wybiegam z samochodu. Szybkim krokiem idę do recepcji i pytam młodą kobietę o Thomasa.
- Tak, leży na oddziale intensywnej terapii. - kobieta zerka w zeszyt.
- Gdzie dokładnie to jest? - poprawiam kurtkę i pociągam nosem.
- Drugie piętro. - Angie, bo tak ma na plakietce, uśmiecha się do mnie szeroko.
- Dziękuję Pani bardzo.
Biegnę w stronę windy i wybieram przycisk z dwójką. Kiedy jestem już na właściwym piętrze, szukam osoby, która udzieli mi informacji. W końcu zauważam pielęgniarkę. Podchodzę do niej i pytam o chłopaka.
- Przepraszam! - krzyczę za plecami kobiety.
Odwraca się od razu i się uśmiecha. Wow. Wszyscy tutaj się uśmiechają.
- Tak?
- Przywieziono tutaj młodego chłopaka po pobiciu. - próbuję nerwy przerzucić na rękawy kurtki.
- Um, tak. Leży w tej sali. - kobieta wskazuje drzwi po lewej stronie z numerem sześć na drzwiach.
Dziękuję jej i od razu wchodzę do środka. Zastaję tam lekarza, która natychmiast mnie wygania. Nie pozwala mi zostać w środku, więc wracamy na korytarz.
- Co się dzieje? - marszczę brwi i czekam na odpowiedź.
- Jest Pani kimś z rodziny? Jeżeli nie, to nie mogę udzielić Pani informacji. - niski mężczyzna o siwym zaroście, bierze teczkę pod ramie i poprawia okulary, które ledwo utrzymują się mu na nosie.
- Jestem jego dziewczyną. - to było pierwsze co przyszło mi do głowy.
Gdybym tego nie powiedziała to niczego bym się nie dowiedziała. To było jedyne wyjście. W sumie mogłam powiedzieć, że jestem siostrą czy coś w tym stylu ale nie miałam czasu na przemyślanie za kogo z jego rodziny powinnam się podać.
- Nie będę Pani oszukiwał. - lekarz spuszcza wzrok, a mi robi się coraz bardziej ciasno w żołądku. - Stan Pani chłopaka jest krytyczny.
Łzy napływają mi do oczu, a w gardle formuje się gula. Czuję jak miękną mi nogi, a ręce zaczynają się trząść. Próbuję zachować spokój, ale bardzo mi trudno. Widzę, że to nie wszystko i czekam na więcej informacji.
- Doznał wielu zewnętrznych jak i wewnętrznych urazów.
- Wewnętrznych? - oczy otwierają mi się szerzej.
- Podczas bójki została uszkodzona wątroba. Doszło także do złamania obu żeber. Pacjent przejdzie poważną operację, zagrażającą życiu.
Nagle uderza mnie fala zimna. Czuję, że opadam i nie mam na nic siły. Ostatnie co widzę to łzy kapiące na moją rękę.
***
- Halo? Proszę Pani? - czuję, że ktoś mną potrząsa. - Słyszy mnie Pani?
Otwieram powoli oczy. Nade mną stoi ten sam lekarz, z którym rozmawiałam. Zauważam, że znajdujemy się w kompletnie innym miejscu. Czuję, że leżę i nie wiem co się ze mną w ogóle dzieje. Podnoszę się delikatnie i zaczynam się rozglądać. Jestem w małym, przytulnym pokoju.
- Gdzie ja jestem? - kiedy ruszam głową, zaczynam czuć straszny ból.
Łapię się za tył głowy i jęczę z bólu. Nie wiem co się dzieje. Boli mnie głowa, z czoła spada mi zimny ręcznik, a obok stoi lekarz, który przygląda mi się cały czas.
- Co się stało? - zadaję kolejne pytanie.
- Zemdlała Pani.
- Och. - poprawiam włosy. - Muszę zobaczyć się z Thomasem.
Wstaję szybko i kieruję się w stronę drzwi, ale mężczyzna mnie zatrzymuje. Opowiada mi, że nie można teraz odwiedzać. Wzdycham tylko głęboko i rezygnuję. Po chwili do pokoju wbiega zdenerwowana pielęgniarka.
- Doktorze! Pacjent z szóstki się zatrzymał. - wtedy zatrzymało się także moje serce.
Wiedziałam, że chodzi o Thomasa. Lekarz od razu wybiegł z sali, a ja zaraz za nim. Szybko pobiegliśmy do sali, w której leży Thomas. Lekarze od razu zaczęli reanimować Thomasa, a ja zaczęłam płakać. Pielęgniarki wyprowadziły mnie z sali. Z trudem ale jakoś im się udało. Zamykają przede mną drzwi, a ja bezradna opieram się o ścianę i powoli opadam. Skulam się i zaczynam szlochać. Nie wierzę, że to się wszystko dzieje. Wyjmuję z kurtki telefon i wybieram numer Francesci. Dziewczyna na szczęście od razu odbiera.
- Halo?
- Fran, możesz do mnie przyjechać? - wycieram oczy, tym samym rozmazując sobie resztki tuszu.
- Violetta? Czy ty płaczesz? Co się stało? - w jej głosie słychać, że zaczyna się denerwować.
- Przyjedź do szpitala na Kwiatowej.
- Do szpitala? Violetta co się dzieje? - Francesca unosi ton.
- Jestem na drugim piętrze. - po tych słowach rozłączam się i słyszę tylko kawałek wypowiedzianego mojego imienia prze dziewczynę.
Siedzę sama na korytarzu i zaczynam się zastanawiać co dzieje się w środku. Uratują go? Nie wybaczyłabym sobie gdyby tego nie przeżył. Mam w sobie tyle emocji na raz. Złość, smutek, nienawiść, bezradność. To wszystko dzieje się przeze mnie. Gdybym nie zgodziła się wyjść z Thomasem, nie doszłoby do tego. Nie powinnam zostawiać tak obojętnie tej kartki, którą znalazłam u Thomasa w aucie. Powinnam od razu pójść na policję, a wtedy nic by się nie wydarzyło. Ale nie, ja musiałam być debilką i wyrzuciłam kartkę jak gdyby nigdy nic. Siedzę jakieś dwadzieścia minut na podłodze, aż w końcu słyszę głos Francesci. Dziewczyna biegnie w moją stron i kuca przy mnie.
- Co się stało? - przygląda mi się uważnie.
- Thomas jest ranny. Jego stan jest krytyczny. - zaczynam szlochać, a Francesca od razu mnie przytula.
Próbuje mnie uspokoić, ale nie daję rady, kiedy dzieje się tyle rzeczy na raz. Głaszcze mnie po włosach i zaczyna spokojnie ze mną rozmawiać.
- Spokojnie. Powiedz mi co się stało. - patrzy mi prosto w oczy ze skupieniem.
- Byliśmy na koncercie i nagle pojawił się tam León. - zatrzymuję się, żeby zbudować sensowne zdanie, a w moim stanie to trudne. - Zaczął go bić, kopać. - ponownie zaczynam płakać.
- Ale dlaczego?! Co on mu zrobił? - Fran najwidoczniej nie rozumie o co chodzi.
- Krzyczał, że nie ma prawa się do mnie zbliżać i że się go nie posłuchał i spotkał się ze mną. - wycieram kolejne łzy spływające po moich policzkach.
- Kiedy mu groził?
Biorę głęboki wdech i wydech.
- Powiedział mi to niedawno. Groził, że jeżeli spotkam się z nim jeszcze raz to urządzi go gorzej, niż wtedy, kiedy go pobił pierwszy raz.
Cholera.
Francesca robi wielkie oczy i odsuwa się delikatnie.
- Co?
Nie wierzę, że to powiedziałam. Jak mogłam się tak wydać? A raczej wydać Leóna. Nadal siebie nie rozumiem. Niby krzywdzi Thomasa, nienawidzę go, a nie chcę go wydać.
- Violetta. - nalega.
- To León pobił Thomasa.
- Skąd o tym wiesz? - wstaje na równe nogi, a ja razem z nią.
- Pow. - przerywa mi dźwięk otwierających się drzwi.
Momentalnie odwracamy razem z Fran głowę i widzimy jak wszyscy wychodzą z sali z bladymi twarzami. Obawiam się najgorszego.
- Panie doktorze, co z nim? - patrze wyczekująco na mężczyznę, ale ten milczy.
- A co ma być? - wtrąca się Francesca.
- Reanimowaliśmy pacjenta przez czterdzieści minut. Na szczęście udało nam się przywrócić rytm serca i sytuacja jest opanowana. - odzywa się lekarz, a ja od razu czuję wielką ulgę. - Niech się Pani nie martwi. Stan Pani chłopaka jest nadal zły ale stabilny. - wstrzymuję powietrze i nie umiem nic powiedzieć.
Lekarz tylko się uśmiecha i zostawia nas same na korytarzu. Francesca unosi brew i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, którego tak nie cierpię.
- Chłopak? - splata ręce na piersi.
- Musiałam coś wymyślić, bo nie podaliby mi informacji na jego temat. - tłumaczę się.
- Aaa. - mówi to tym swoim denerwującym tonem.
- Przestań. - karcę ją.
- Nic nie mówię. - unosi ręce w geście obrony. - Jedźmy do akademika. - kładzie rękę na moim ramieniu.
- Nie. Nigdzie się stąd nie ruszam. - mówię stanowczo.
- I tak tutaj nic nie zdziałamy. Przyjedziemy tutaj jutro, może będzie z nim lepiej, a poza tym i tak nie możemy wchodzić.
- Co? Skąd wiesz? - skąd ona to może wiedzieć?
- Odwróć się. - instruuje mnie.
Robię to o co prosi, a mój wzrok przykuwa czerwona kartka z białym napisem nie wchodzić. Odwracam się z powrotem w stronę dziewczyny i patrzę na nią złowrogim spojrzeniem.
- Pielęgniarka przyczepiła, kiedy wychodziła. - dziewczyna puszcza mi oczko i się uśmiecha.
Wywracam oczami i też się uśmiecham, czego nie robiłam przez kilka ostatnich godzin. Wychodzimy ze szpitala i zamawiamy taksówkę. Franc podaje mi chusteczki do wytarcia oczu i ogólnie całej twarzy, która jest czerwona. Uśmiecham się tylko do niej w podziękowaniu. Taksówka przyjeżdża po kilku minutach. Podajemy adres akademika i wyjeżdżamy na drogę.
Po dotarciu pod podany adres, dziękujemy kierowcy i płacimy. Moja twarz wygląda już o wiele lepiej, niż pól godziny temu. Wysiadamy z taksówki i przechodzimy na drugą stronę ulicy. Niedaleko budynku zauważam znajomą mi sylwetkę. Kiedy postać się odwraca, ja momentalnie się zatrzymuję i nie mogę się ruszyć z miejsca.
- Co jest? - pyta Fran i zerka na mnie zdziwiona.
- Jest tutaj. - patrzę przed siebie i ledwo mówię, prawie że szeptem.
- Kto? - dziewczyna odwraca głowę i tak samo zastyga.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Notka: Witam was wszystkich! Chciałam was tylko poinformować, że zaczęłam drugie fanfiction tym razem z Harrym Stylesem. Serdecznie zapraszam na drugiego bloga lub na mojego wattpada vanissia00. :) Komentujcie! ♥ + przepraszam za jakiekolwiek błędy :) xx
Jesteeem!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ake najbardziej czekałam na rozdział na tym blogu. Doczekałam się:)
Wow, wow, wow- akcja się rozkręca. Szkoda mi Thomasa, musi się z tego wykaraskac. Co prawda tym razemobrazenia były dużo cięższe, ale wierzę w chłopaka.
Co do Leona to...brak mi słów. Nie rozumiem jego zachowania. Niech się czlowiek zdecyduje, kogo tu wyzywa. Nienawidzi Violki czy ja kocha? Wiem, ze pomiędzy tymi uczuciami jest bardzo cienka granica, ale nie wszystko na raz.
Jezeli to Verdas satal pod tym akademikiem, to zebralabym wszystkie pokłady siły i odbiła mu mordę. Nie ma teraz zmiłuj. Musi sie gnojek opamietac.
Wogole najlepiej by było, gdyby V była z Diego. Nikt by z niego nie zrobił worka treningowego.
Uwielbiam Cię na Pink♡♥♡
Zapraszam do mnie, czekam na komentarz
Shy
→soplease-leonetta.blogspot.com
Czyżby pierwsza..?
UsuńBoże kocham cię!!!!!!! NAJLEPSZE OPOWIADANIE JBFEDVBFHEDUI CZEKAM NA NEXT! ♥
OdpowiedzUsuńJEST LEON JA TO WIEEEM
OdpowiedzUsuńKOBIETO. CZY TY MNIE CHCESZ ZABIC TĄ NIEPEWNOŚCIĄ!?
MARSZ MI PISAC NASTĘPNY!
CUDOWNY JAK ZAWSZE
ALE SIE NACZEKALAM
CODZIENNIE SPRAWDZAŁAM CZY NIE MA!!!
KC <3
@Julkaim
Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńWitaj zacny człowieku :D
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj odnalazłam Twój blog i jestem zachwyconaaa!
Przeczytałam wszyściutko. Bardzo wczułam się w akcję i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Wspaniale piszesz!
Przesyłam dużego buziaka :*
Aleks
To jest nieziemskie !!! Kiedy następny rozdział ? ����
OdpowiedzUsuńKC OMG
OdpowiedzUsuń