- Dzięki. - odzywa się Fran, próbując wygramolić się z auta.
- Nie ma za co. - Federico podaje mi gitarę.
Kiwam tylko głową w podziękowaniu i wchodzę do budynku. Czekam na Fran, która żegna się z Federico. Dziewczyna po chwili stoi obok mnie i kierujemy się w stronę pokoju. Otwieram drzwi i pierwsze co robi Francesca, to rzuca się na łóżko.
- Ugh, Fran! Zdejmij buty! - karcę ją.
- No już, już... Nie lubię kiedy jesteś taką czyścioszką. - uśmiecha się do mnie, a ja wywracam oczami.
- Po prostu lubię, kiedy jest porządek. - tłumaczę jej.
To prawda. Nie lubię kiedy ktoś brudzi, a potem po sobie nie sprząta. Nie lubię kiedy rzeczy nie leżą na swoim miejscu. Nienawidzę kiedy ktoś zostawia resztki jedzenia lub bałagani. Jestem królową bałaganu, a uwielbiam sprzątać i lubię, kiedy jest porządek. Zazwyczaj wygląda to tak, że brudzę i bałaganię, a następnie po jakimś czasie zaczynam to sprzątać jak głupia. To właśnie ja.
Cała ja.
Siadam na łóżku i piszę do taty smsa. Trochę nie ta pora, no ale cóż. Dawno się z nim nie kontaktowałam.
*Hej, co u was?*
Odkładam telefon i wychodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Włosy związuję w koka i próbuję ich nie zamoczyć, ponieważ nie mam ochoty suszyć włosów w środku nocy. Wychodzę z łazienki i ruszam w stronę pokoju. Przebrana już w piżamę, kładę się do łóżka.
- Fran, wyłączysz światło? - pytam dziewczynę z zamkniętymi oczami.
Leżę już w łóżku, dobrze się ułożyłam, idealnie okryłam i nie chce mi się już wstawać. Nie uzyskuję odpowiedzi.
- Fran? - nawołuję ją. - Fran? - niechętnie unoszę głowę i słyszę słodkie chrapanie dziewczyny.
Nie chcę jej budzić, więc decyduję się i wstaję. Podchodzę do włącznika i go naciskam. Światło gaśnie, a ja próbuję bezpiecznie dotrzeć do łóżka. Przykrywam się kołdrą. Próbuję zapaść w sen.
***
- Dobra! Do zobaczenia! - krzyczę z daleka do Ludmiły i Fran.
Idę w stronę ogromnych budynków. Mam ochotę na spacer więc idę jak najdalej. Kieruję się w stronę centrum handlowego, w którym byłam z dziewczynami, kiedy robiłyśmy zakupy na święta. Idę chodnikiem co jakiś czas mijając przechodniów i jadące samochody. Zatrzymuję się przy ogromnym wieżowcu. Unoszę głowę i ku moim oczom ukazuje się wielki plakat reklamujący najbliższy koncert z piosenkami Johna Lennona, o którym opowiadał mi Thomas. Powinnam chyba do niego zadzwonić i zapytać czy jego propozycja na wspólne wyjście jest nadal aktualna. Wyjmuję telefon, który zaczyna akurat wibrować. Na wyświetlaczu pojawił się numer Thomasa. Od razu odbieram.
- Hej. - witam się.
- Hej. Chciałem zapytać czy nadal chcesz ze mną wyjść na ten koncert? - pyta mnie Thomas swoim radosnym głosem, a ja nie mogę uwierzyć, że myślimy normalnie tak samo.
- Nie wierzę. - uśmiecham się sama do siebie i kręcę głową z niedowierzania.
- Co? - pyta zdezorientowany.
Thomas cicho chichocze.
- Tak, nadal jest aktualna. Wybierzesz się ze mną?
- Z wielką chęcią.
- Okej. To wpadnę po ciebie około 17.
- A kiedy w ogóle jest ten koncert? - pytam, zapominając, że przede mną wisi ogromny plakat z wszystkimi informacjami na temat wydarzenia.
- Za dwa dni. - odpowiada szybko chłopak, a ja chcąc się upewnić, zerkam kątem oka na plakat.
I faktycznie koncert jest za dwa dni o 18.
- Okej. Nie mogę się doczekać. - odpowiadam, na co Thomas zaczyna się śmiać.
- Ja też. Muszę kończyć, bo wchodzę właśnie do banku. - oznajmia cicho.
- Okej. Do zobaczenia Thomas. - żegnam się.
Czekam na słowa od chłopaka i się rozłączam. Jeszcze raz zerkam na wielki plakat i idę dalej przed siebie. Wstępuję do małego sklepu. Wchodzę i od razu kieruję się do słodyczy. Wybieram żelki i pączka z nadzieniem budyniowym. Mój ulubiony. Od paru miesięcy próbuję przytyć parę kilo. Jem dużo, często i nadal jestem jak patyk. Nie podoba mi się to zbytnio. Wychodzę ze sklepu i kieruję się przed siebie. Nie znam dobrze Buenos Aires. Dawno mnie tutaj nie było. Muszę trochę pozwiedzać. Po około piętnastu minutach wchodzę na dużą polanę. Jest tam dużo drzew i mały, zamarznięty staw. Przy nim stoi mała ławka, ale dość duża żeby zmieściła moją dużą dupę. Siadam na niej powoli, ponieważ jest zimna. Wiem, że będę mieć zaraz mokre spodnie, ale nie będę stać. Jem mojego pysznego pączka. Jest dzisiaj wyjątkowo ciepło jak na tą porę roku. Środek stycznia i słońce lekko świeci. Zajadam się pączkiem, kiedy dzwoni mój telefon. Nie sprawdzając kto to, od razu odbieram.
- Halo? - odzywam się mając pełną buzię.
- Violetta? - słyszę męski głos w słuchawce.
- Hej tato. - witam się i przełykam to co miałam w buzi.
- Przepraszam, że dopiero teraz dzwonię, ale byłem w delegacji z Eleną i dopiero teraz wróciliśmy.
- A, okej. Elena jest teraz z tobą? - dopytuję się chociaż nie powinnam.
- Tak. Zostaje u nas na noc, a jutro wraca do Las Rozas. - znowu będzie u nas nocować?
- Tato przecież Las Rozas jest jakieś 25 km od Madrytu. - nie rozumiem ich, to tylko zaledwie 25 km, a ona już musi zostawać na noc?
- Violetta tak, ale zaproponowałem jej nocleg więc koniec tematu.
- Tato, czy między tobą, a Eleną coś jest? - pytam niepewnie.
Nastaje cisza.
- Tato?
- Przepraszam Cię skarbie, ale wychodzę z Eleną na obiad. - próbuje się wywinąć.
- Okej, pa. - rezygnuję z dalszego wypytywania.
Tata nie odpowiada tylko od razu się rozłącza. Fajnie. Cieszę się, że własny ojciec mnie ignoruje. Siedzę kilka minut w ciszy. Otwieram żelki i zaczynam je rozciągać jak to zawsze robię. Patrzę w prawą stronę na małego ptaszka siedzącego na drzewie i nagle poczułam, że ktoś obok mnie siedzi. Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam skupionego Leóna. Patrzy się na mały staw i ma zmarszczone brwi. Nic nie mówi. Nie patrzy na mnie, a ja na chama mu się przyglądam. Po chwili rezygnuję i tak jak on patrzę przed siebie. Przestaję jeść żelki, tylko trzymam opakowanie w ręce. Siedzimy w ciszy, a ta cisza mnie dobija. Nie rozumiem go. Raz się denerwuje bez powodu i mnie wyzywa, raz siedzi cicho i nic nie mówi, a raz to wszystko na raz. To jest męczące. W końcu postanawiam się odezwać.
- Co tu robisz? - spoglądam na niego kątem oka.
Oczywiście nie odpowiada. Po chwili wzrusza ramionami.
- Czemu tutaj przyszedłeś? - zadaję mu kolejne pytanie.
- Nudzi mi się. - odpowiada szybko i nagle.
Wow. Nawiązał kontakt, chyba muszę mu zacząć bić brawo. I to bez przekleństw. Gratulacje. Postanawiam wykorzystać okazję i kontynuuję rozmowę.
Jeszcze ani razu się na mnie nie spojrzał. Cały czas obserwuje zamrznięty staw.
- Chcesz? - wyciągam przed siebie w stronę chłopaka opakowanie z żelkami.
- Nie dzięki.
- Twoja strata... - wzruszam ramionami i chowam opakowanie do kurtki.
- Jak tam wyjazd? - odzywa się León.
- Jaki wyjazd? - nie wiem o co mu chodzi.
- No ten co z tym Thomasem się przytulałaś wtedy przed uczelnią. - już wszystko wiem, ale dlaczego na przykład podał mi ten moment?
Odpycham od siebie te myśli i odpowiadam.
- Fajnie.
- Ten Thomas to boks trenuje? - pyta mnie.
Wiedziałam, że chodzi mu o jego twarz. Niechętnie odpowiadam. Na samą myśl o twarzy Thomasa mam ochotę się popłakać.
- Ktoś go napadł. - wzdycham.
- Nieźle mu przyłożyli.
- Taa. - zaśmiewam się. - Bardzo mi go szkoda.
- Wiadomo kto mu to zrobił? - unosi brew.
- Nie. - kręcę przecząco głową i spuszczam wzrok.
- Podoba Ci się?
Kiedy te słowa wychodzą z jego ust od razu sztywnieję. A co go to obchodzi?
- Nie wiem. - wzruszam ramionami. - A co? - patrzę wyczekująco na chłopaka.
León trzyma ręce w kieszeniach i patrzy się ze zmarszczonymi brwiami na drzewa przed nami.
- Pytam tylko.
- Bardzo mi go szkoda.
Zastanawiam się nad tym, że jak to możliwe, że ja Violetta - cicha i zamknięta w sobie dziewczyna, rozmawia o nieszczęściu swojego tak jakby przyjaciela z chłopakiem, który jest zadufany w sobie, krzywdzi innych, jest wredny a zarazem w jakiś dziwny sposób interesujący i miły.
- Była noc. Nawet nie mógł się spodziewać i się bronić. - kręci głową.
- Nic nie wspominałam o tym, że to się stało w nocy. - patrzę na niego.
- Nie? - nawiązujemy kontakt wzrokowy.
- Nie. Nic nie wspominałam.
I teraz już wszystko jest dla mnie jasne.
- To byłeś ty. - mówię cicho.
Teraz już wszystko rozumiem. León milczy więc to tylko potwierdza moje słowa.
- To byłeś ty! - unoszę głos.
Wstaję i nachylam się nad chłopakiem.
- Mam rację?! - krzyczę.
Chłopak wstaje i się na mnie patrzy.
- Zasłużył sobie. - odpowiada niskim tonem.
- Co?! Dlaczego to zrobiłeś?! Co on Ci zrobił?! - wymachuję rękami.
- Nie podoba mi się, że się z nim zadajesz.
Nie wierzę. A co go obchodzi z kim ja się zadaję? Co go to interesuje? Ma z tym jakiś problem?
- Co proszę? - chyba się naprawdę przesłyszałam.
- To ty go pobiłeś. To ciebie słyszeliśmy tego dnia. To ty byłeś wtedy w lesie, kiedy byłam sama z Thomasem! Nie wierzę! Śledziłeś mnie na każdym kroku. Obserwowałeś jak jakiegoś przestępcę! - wykrzykuję mu prosto w twarz.
Przygląda mi się i ma czarne oczy. Z każdą sekundą coraz bardziej ciemnieją, a ja jestem z każdą sekundą bardziej zdenerwowana. Nie wierzę, że to on! Obserwował mnie jak nie wiem kogo. Już nie mogę nigdzie sama wyjść bo on mnie będzie obserwował. Czuję się teraz podle, że tak okropnie potraktowałam Diego. Przekonywał mnie, że to nie on, że nie ma z tym nic wspólnego, a ja idiotka mu nie wierzyłam. Nie wierzyłam, a winny był tóż pod moim nosem! Ale ze mnie idiotka!
- Nic nie powiesz? To, że jesteś tutaj ze mną teraz, to pewnie też nie przypadek. Znowu mnie śledziłeś! - nie mogę zapanować nad złością.
- Po prostu nie chce żebyś się z nim zadawała. - León się odzywa, a mnie w środku coś rozrywa.
- A kim ty jesteś, że będziesz mi mówił z kim mam się spotykać, a z kim nie?!
- Nie spotkasz się z nim więcej i tyle! - krzyczy, a obok przechodzą ludzie i się na nas dziwnie patrzą.
- Dlaczego go pobiłeś?!
- Bo nie lubię jak jest w pobliżu Ciebie! - León wykrzykuje i odwraca się do mnie plecami.
Przeczesuje palcami włosy i odchyla głowę do tyłu.
- Dlaczego?! - nie rozumiem co mu tak przeszkadza?
- Bo ja! - odwraca się gwałtownie ale nie kończy.
- Ty co?! - czekam aż dokończy swoją wypowiedź, ale najwyraźniej nie wie co powiedzieć.
- Po prostu kurwa masz się od niego trzymać z daleka!
Przybliżam się do niego bardzo blisko. Nie między nami tak naprawdę żadnej przestrzeni. Patrzę na niego morderczym spojrzeniem.
- Ty na pewno nie będziesz mi mówił z kim się mam spotykać. - mówię zniżonym tonem.
Odchodzę i kieruję się w stronę akademika.
- Jeśli jeszcze raz go przy tobie zobaczę to urządzę go jeszcze gorzej! - słyszę za sobą.
Zaciskam pięści i zamykam oczy. Wypuszczam powoli i spokojnie powietrze i idę dalej. Mam dość, mam dość. Czy on naprawdę uważa, że będzie mi rozkazywał i mówił z kim mam się spotykać?! Jest w wielkim błędzie. Nie wierzę, że to on pobił Thomasa i nawet tego nie żałuje! Na pewno spotkam się z Thomasem! Na pewno on już go nie tknie i na pewno muszę jak najszybciej przeprosić Diego. Nie wybaczę sobie, jeśli Diego mnie nie wysłucha i mi nie wybaczy. Nie wytrzymałabym tego. Muszę to jak najszybciej zrobić i zrobię to zaraz.
Notka: NARESZCIE JESTEM! JEDNAK POWRACAM DO PISANIA! CIESZY SIĘ KTOŚ?
Nie mogliście zobaczyć rozdziału, ponieważ dodał się bez połowy tekstu, więc go usunęłam. Ten rozdział jest pisany drugi raz i wyszedł mi chyba w miarę podobnie jak pierwsza wersja.
Kolejna sprawa to.... Opuszczam bloga i wattpada. Przekazuję go innej dziewczynie rok starszej ode mnie. Ma super wenę i bardzo mi się podoba to jak myśli. Większość chciałam sama wykorzystać, więc mam nadzieję, że jej nie skrytykujecie! Haha :) Więc to tyle. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Komentujcie i głosujcie! (+przepraszam ale skopiowałam to z wattpada i zapewne tekst będzie inny i rozdziały będą dodawane na wattpada!! @opsmytini)
Pa ❤❤
WOW Po prostu super opowiadanie! Przeczytałam 39 rozdziałów ciurkiem! Teraz czekam na 40! Proszę, napisz go szybko dla nowej czytelniczki! ;)
OdpowiedzUsuńLL
Najlepsze opowiadanie !!! ;*
OdpowiedzUsuń