Rozdział 37.

Rozdział dedykuję @opsmyjorge ♥

Minęły dwa dni odkąd ostatni raz widziałam Diego. Cały czas o nim myślę i nie mogę pozbyć się z głowy obrazu przedstawiającego chłopaka z małym woreczkiem. Siedzę na zajęciach i nie mogę się skupić na niczym innym. Ciekawe co robi León? Nudzi się tak samo jak ja?
A zresztą co mnie obchodzi León?
Diego pewnie kogoś znowu bije lub ćpa. Wykładowca pisze cały czas na tablicy, a ja tylko widzę przeróżne cyferki, które się ze sobą mieszają i nic nie rozumiem. Z nerwów nie mam na nic siły i nie mogę się na niczym skupić. Diego naprawdę bierze? Czy on chce sobie zniszczyć życie?
- Pani Castillo? - z zamyślenia wyrywa mnie głos.
- T-tak? - spoglądam na wykładowcę, który mi się przygląda.
- Wszystko w porządku? - zdejmuje okulary z nosa.
- Tak. - uśmiecham się sztucznie i zauważam, że wszyscy w sali się na mnie gapią.
Wykładowca wraca do tłumaczenia pierwiastków z czegoś tam, a ja myślami wracam znowu do Leóna, Diego, Thomasa i marihuany. Nie wiem co bym zaczęła robić to i tak w głowie będę mieć te trzy osoby.
Przez całe zajęcia siedziałam cicho, nie odzywałam się, ani nie zaczynałam rozmowy z kimkolwiek. Nawet Francesca dopytywała czy wszystko okej, a ja tylko kiwałam głową, że tak.
Zbieram rzeczy do torby i wychodzę z sali. Po drodze na kolejne zajęcia spotykam się z Brodueyem.
- Hej. - uśmiecha się niepewnie.
- Hej. - odwzajemniam uśmiech.
Chłopak chyba nie wie co powiedzieć, więc zaczynam.
- Więc..
- Słuchaj. - zaczyna w tym samym momencie.
Śmiejemy się i spieramy kto ma zacząć pierwszy. Ja wygrałam, więc Broduey kontynuuje swoją wypowiedź.
- Violetta.. Przepraszam. - pociera rękami do spodnie. - Nap. - przerywam mu.
- Zapomnij.
- Co? - pyta zdezorientowany.
- Zapomnij o tym. To było dawno. Nie chcę już o tym gadać. - uśmiecham się przyjaźnie.
- Czyli, że mi? - unosi brwi i nie jest do końca pewien na jakim etapie teraz jesteśmy.
- Jest okej. - łapię go za rękę i próbuję pocieszyć, bo widzę, że jest lekko smutny.
Podchodzi do nas Maxi. Nie wie czy ma na mnie patrzeć i czy się odezwać.
- Maxi, nie bój się. Jest okej. - zapewniam go, a on się tylko uśmiecha.
- Naprawdę jeszcze raz Cię przepraszam. - Maxi próbuje pozbyć się sumienia w formie przepraszania.
Pewnie moje zapewnienia go nie przekonały. Kiwam tylko głową z uśmiechem.
- Słuchaj... A co z Diego? - pyta niepewnie Maxi.
- Diego to inna sprawa. - kręcę głową i uśmiecham się do chłopaków stojących przede mną.
- No to chodź tutaj! - Maxi otwiera ramiona i czeka, aż go przytulę.
Od razu podchodzę do chłopaka i zatapiam się w jego ramionach.
- Czyli im wybaczyłaś, a mi nie? - na ten głos, aż podskakuję, a Maxi to chyba czuje.
Odwracam się i spoglądam na stojącego obok nas Diego. Unoszę brwi i jestem już tak zirytowana jego obecnością, że nie umiem twego nawet opisać. Tak bardzo przeszkadza mi teraz jego obecność, że nie w środku coś mnie rozrywa.
- Nic nie powiesz? - odzywa się ponownie chłopak.
- Tobie nie mam nic do powiedzenia. Pa chłopaki. - kiwam głową do Maxiego i Brodueya i odchodzę.
Nie mogę uwierzyć, że on jest taki bezczelny. Czy on naprawdę nie rozumie, że nie chcę go znać? Mam tu ponownie wykrzyczeć w twarz? Nie chcę tego naprawdę robić, więc odeszłam od razu, bo powstałaby kolejna awantura, a nie chciałam tego, ponieważ otaczało nas kilkadziesiąt osób.
Kiedy jestem już przy dziewczynach, zaczynam temat biblioteki. Chcę wypożyczyć sobie jakąś książkę dla zabicia czasu. Ludmiła z Camilą doradziły mi abym poszła do tej, która znajduje się najbliżej uczelni i jest podobno najlepsza, bo mają duży wybór. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę zajęciach dodatkowych. Muszę wziąć się za piosenkę. Tekst mam już w głowie tak sądzę, ale muszę jeszcze to jakoś zagrać. Dzisiaj się za to wezmę.

***
- Dobra zapamiętam! Pa! - żegnam się z całą paczką i idę w stronę biblioteki.
Na miejscu jestem po kliku minutach. Dzisiaj nie jest aż tak zimno, ale jednak nogi mam jak kostki lodu. Wchodzę do dość dużego ceglanego budynku. Podchodzę do starszej kobiety w okularach, siedzącej przy biurku i proszę o wyrobienie karty. Kiedy mam już własną kartę, zaczynam szukać jakiejś książki dla siebie. Znajduję Wichrowe Wzgórza. Słyszałam o tej książce dużo dobrego. Muszę ją koniecznie przeczytać. Wychodzę z biblioteki i kieruję się w stronę akademika. Kiedy idę obok mnie cały czas jedzie wolno samochód. Z trudem nie patrzę na pojazd, ale to chore. Ktoś sobie jaja robi? Nagle szyba się opuszcza, a przez otwór wychyla się León.
Super.
- Dokąd zmierzasz? - patrzę przed siebie i próbuję się nie zaśmiać.
- Przed siebie. - odpowiadam oschle.
- Oł, więc nie za daleko. - parska śmiechem.
Spoglądam na niego zirytowana.
- Czego ty chcesz? - zatrzymuję się, więc on robi to samo.
- Chcesz się przejechać? - unosi brew i się uśmiecha, ukazując tym samym szereg swoich idealnych, lśniących zębów
- Podziękuję. - parskam i zaczynam iść dalej.
- No chodź. Będzie fajnie. - puszcza mi oczko.
Nie wiem jak to możliwe, ale po chwili siedziałam już w jego aucie. Czy ja naprawdę dałam się namówić na tak okropny pomysł? Opieram głowę o szybę i przyglądam się widokowi za oknem. León nic nie mówi tylko co jakiś czas na mnie zerka. W radiu leci moja ulubiona piosenka Johna Lennona, więc postanawiam podgłośnić. León na mnie zerka i przycisza radio. Ponownie naciskam mały plusik i muzyka gra głośniej. Chłopak nie daje za wygraną i nadal przycisza radio.
- Masz jakiś problem? - w końcu się odzywam.
- Nie. - patrzy przed siebie i wzrusza ramionami.
Znowu muzyka gra głośniej, a León tylko wzdycha i się najwyraźniej poddaje. Ciszę się ze zwycięstwa i szeroko się uśmiecham. Chłopak to zauważa i od razu komentuje.
- Z czego się cieszysz? - pyta z uśmiechem, patrząc cały czas na drogę.
- Z niczego. - kręci głową.
Wywracam oczami, a on zaczyna się od razu śmiać. Czy ja naprawdę, aż tak śmiesznie wyglądam kiedy to robię? Zamykam oczy i wsłuchuję się w muzykę lecącą w radiu.

***
- Jesteśmy. - odzywa się w końcu León.
Na początku nie wiem co się dzieję bo chyba trochę przysnęłam. Po chwili się otrząsam i wysiadam z samochodu. Rozglądam się i nic prawie nie widzę, ponieważ robi się już ciemno.
- Chodź. - idę za chłopakiem i próbuję zrozumieć gdzie się znajduję.
Widzę tylko drzewa i nic więcej. Może chce mnie zabić i tutaj zostawić? Chłopak siada na małej ławce pod drzewem i czeka, aż ja to zrobię. Nie mam zamiaru obok niego siadać. Zauważam drugą ławkę. Siadam na niej, a León tylko się zaśmiewa. Wywracam oczami na jego reakcję i zajmuję miejsce na małej, zimnej ławeczce.
- Więc.. Po co mnie tu przywiozłeś? - zaczynam rozmowę.
- Czekamy na kilku moich znajomych. Oni się tobą zajmą. - mówi nie patrząc na mnie, a ja prawie spadam z ławki.
Siedzę z wytrzeszczonymi oczami i mu się przyglądam. Serce bije mi co raz szybciej.
- Żartowałem... Wyluzuj. - uśmiecha się cwaniacko, a ja mam ochotę go teraz z całej siły walnąć.
- Kretyn. - rzucam mu mordercze spojrzenie i postanawiam się już nie odzywać.
Wstaję z ławki i wolnym krokiem idę przed siebie. Jest już kompletnie ciemno i nic nie widzę. Ignoruję wołania Leóna. Wchodzę na coś drewnianego i idę przed siebie.
- Stój! Nie idź tam! - słyszę za sobą głos Leóna.
- Co? - odwracam się i w momencie czuję jak spadam.
Nic nie widzę. Czuję tylko mróź i wodę. Wpadłam do wody. Jest przerażająco lodowata. Wynurzam się szybko i nie wiem gdzie jestem. Oddycham głośno i próbuję złapać powietrza. Nagle słyszę kolejny plusk. Czuję jak ktoś mnie łapie za rękę i ciągnie za sobą.
- Wespnij się. - instruuje mnie León.
Nie wierzę, że wskoczył za mną do lodowatej wody, żeby mnie uratować. Równie dobrze mógłby mnie tam zostawić i sobie pójść. Łapię się za jakąś drewnianą belkę i podciągam do góry. Słyszę i czuję, że León jest już obok mnie. Upadam na pomost i próbuję się uspokoić. Jestem jak lód. Nie czuję żadnej części mojego ciała.
- Nic Ci nie jest? - León głośno oddycha i także próbuje złapać oddech.
- N-nie. - przecieram twarz rękami.
- Chodź. - chłopak łapie mnie za rękę i prowadzi do samochodu tak sądzę.
Ledwo idę. Jestem zmarznięta. León otwiera drzwi od samochodu i wyjmuje z niego koc. Owija mnie nim szybko, a sam stoi i marznie.
- Chodź. - odzywam się.
- Co? - pyta zdziwiony.
Unoszę koc i czekam, aż się nim owinie. Chłopak niechętnie podchodzi do mnie i owija się kocem. Stoimy chwilę w ciszy i próbujemy się ogrzać, ale to nic nie daje. León puszcza koc i otwiera bagażnik.
- Załóż to. - podaje mi białą koszulkę.
Patrzę na niego zdezorientowana.
- Nie będę patrzył. Daj tą kurtkę i załóż tą koszulkę. - mówi stanowczo.
Niechętnie biorę od niego ciuch i staję tyłem do chłopaka. Odchrząkuję na znak, żeby również się odwrócił. León wydaje z siebie irytujący dźwięk, ale się odwraca. Zdejmuję z siebie szybko kurtkę i kładę ją na maskę samochodu. To samo robię z moim swetrem i szybko zarzucam na siebie koszulkę chłopaka. Jest dla mnie za duża. Dosięga mi do połowy ud. León się odwraca i każe mi wsiadać do samochodu.
- Ale zamoczę ci siedzenie. - stawiam się.
Nie chcę zamoczyć mu auta.
- Wsiadaj! - unosi głos.
Robię to co każe i jestem już w samochodzie. Zamykam drzwi i czekam, aż chłopak zrobi to samo. León zabiera moją kurtkę i sweter z maski samochodu i wkłada moje rzeczy do bagażnika. Zdejmuje swoją kurtkę i także wrzuca ją do bagażnika. Siada za kierownicą i odpala samochód, ale nie rusza. Włącza ogrzewanie i czeka, aż w samochodzie zrobi się ciepło. Cała się trzęsę. Czuję straszny ból w plecach. Wpadłam na lód i go rozbiłam. Uderzyłam plecami z całej siły, a teraz ledwo mogę się ruszyć. León ustawia ogrzewanie na maximum i trzyma ręce przy małych otworkach, których wylatuje ciepło. Przyglądam mu się uważnie. On ma na sobie nadal przemoczone ubrania. Oddał mi swoją koszulkę, a sam marznie. Może powinnam mu ją oddać?
- Dziękuję. - odzywam się w końcu.
León tylko na mnie spogląda i z powrotem przygląda się radiu. Kiedy w aucie jest już w miarę ciepło, León rusza i wyjeżdża na autostradę. Jedziemy w całkowitej ciszy. Jest mi tak cholernie głupio, bo to przez mnie siedzimy tutaj cali przemoknięci i zmarznięci. Gdyby nie moja głupota to teraz pewnie kłóciłabym się z nim o to, że radio za cicho gra, a tak to wracamy do miasta jak byśmy byli na basenie.
Po ok. godzinie jesteśmy już pod moim akademikiem. Wysiadam z auta, a León robi to samo. Wyjmuje z bagażnika moje przemoczone ubrania. Biorę torbę do ręki i ubrania od chłopaka.
- Dziękuję. - uśmiecham się krzywo.
Chłopak tylko rzuca mi lekki uśmiech i patrzy mi prosto w oczy.
- Przepraszam. - dodaję jeszcze.
Czułabym się jak idiotka gdybym go za to wszystko nie przeprosiła. Wskoczył dla mnie do lodowatej wody. To chyba wystarcza.
- Ale za co? - udaje zdziwionego.
- Dobrze wiesz za co. - chłopak zbliża się do mnie i dzieli nas już kilka milimetrów. Ponownie mogę wyczuć jego miętowy oddech. Wstrzymuję oddech i patrzę mu prosto w oczy. Przybliża się do mnie powoli, ale się zatrzymuje i wzdycha.
- Idź bo się przeziębisz. - mówi tylko i odchodzi.
Wsiada do samochodu i zapala silnik, ale nie odjeżdża. Podchodzę do drzwi i ostatni raz zerkam na Leóna, który mi się przygląda. Wchodzę do środka, a w tym samym momencie chłopak odjeżdża z podjazdu. Wzdycham tylko i idę do pokoju. Ten dzień to istna katastrofa. Jak ja mogłam być tak głupia i wpadłam do wody? Dlaczego nie zostałam na tej cholernej ławce i nie narzekałam na zachowanie Leóna? Orientuję się, że mam na sobie cały czas koszulkę Leóna. Wiem, że zaraz będą pytania od Francesci, gdzie byłam, z kim byłam, dlaczego mam na sobie męską koszulkę i dlaczego jestem cała mokra? Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

Notka: Spacja mi się zacina i może gdzieś nie być oddzielony wyraz. Z góry przepraszam. ♥

4 komentarze:

  1. Omg ten rozdział aww😍 Leon zabrał ja na przejażdżkę i jeszcze wpadla do wody 😂 ale uratował ja 😂 ja na jej miejscu tez bym się głupio czula 😂👌 omg znowu prawie sie pocalowali 😍 aw aw aw. Caly ten rozdziale to jedno wielkie AWW 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Aw aw awwwww ��������❤❤❤ jacy słodcy anxbskxj ❤❤❤ Violka łamaga �� Leon bohater ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu Leon jej nie pocałował? Chce juz leonette😂😂 Leon bohater, zakochał sie❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny pomysł z tą wodą to było takie słodkie ♡♡

    OdpowiedzUsuń