Minęły dwa dni odkąd ostatni raz widziałam Diego. Cały czas o nim myślę i nie mogę pozbyć się z głowy obrazu przedstawiającego chłopaka z małym woreczkiem. Siedzę na zajęciach i nie mogę się skupić na niczym innym. Ciekawe co robi León? Nudzi się tak samo jak ja?
A zresztą co mnie obchodzi León?
Diego pewnie kogoś znowu bije lub ćpa. Wykładowca pisze cały czas na tablicy, a ja tylko widzę przeróżne cyferki, które się ze sobą mieszają i nic nie rozumiem. Z nerwów nie mam na nic siły i nie mogę się na niczym skupić. Diego naprawdę bierze? Czy on chce sobie zniszczyć życie?
- Pani Castillo? - z zamyślenia wyrywa mnie głos.
- T-tak? - spoglądam na wykładowcę, który mi się przygląda.
- Wszystko w porządku? - zdejmuje okulary z nosa.
- Tak. - uśmiecham się sztucznie i zauważam, że wszyscy w sali się na mnie gapią.
Wykładowca wraca do tłumaczenia pierwiastków z czegoś tam, a ja myślami wracam znowu do Leóna, Diego, Thomasa i marihuany. Nie wiem co bym zaczęła robić to i tak w głowie będę mieć te trzy osoby.
Przez całe zajęcia siedziałam cicho, nie odzywałam się, ani nie zaczynałam rozmowy z kimkolwiek. Nawet Francesca dopytywała czy wszystko okej, a ja tylko kiwałam głową, że tak.
Zbieram rzeczy do torby i wychodzę z sali. Po drodze na kolejne zajęcia spotykam się z Brodueyem.
- Hej. - uśmiecha się niepewnie.
- Hej. - odwzajemniam uśmiech.
Chłopak chyba nie wie co powiedzieć, więc zaczynam.
- Więc..
- Słuchaj. - zaczyna w tym samym momencie.
Śmiejemy się i spieramy kto ma zacząć pierwszy. Ja wygrałam, więc Broduey kontynuuje swoją wypowiedź.
- Violetta.. Przepraszam. - pociera rękami do spodnie. - Nap. - przerywam mu.
- Zapomnij.
- Co? - pyta zdezorientowany.
- Zapomnij o tym. To było dawno. Nie chcę już o tym gadać. - uśmiecham się przyjaźnie.
- Czyli, że mi? - unosi brwi i nie jest do końca pewien na jakim etapie teraz jesteśmy.
- Jest okej. - łapię go za rękę i próbuję pocieszyć, bo widzę, że jest lekko smutny.
Podchodzi do nas Maxi. Nie wie czy ma na mnie patrzeć i czy się odezwać.
- Maxi, nie bój się. Jest okej. - zapewniam go, a on się tylko uśmiecha.
- Naprawdę jeszcze raz Cię przepraszam. - Maxi próbuje pozbyć się sumienia w formie przepraszania.
Pewnie moje zapewnienia go nie przekonały. Kiwam tylko głową z uśmiechem.
- Słuchaj... A co z Diego? - pyta niepewnie Maxi.
- Diego to inna sprawa. - kręcę głową i uśmiecham się do chłopaków stojących przede mną.
- No to chodź tutaj! - Maxi otwiera ramiona i czeka, aż go przytulę.
Od razu podchodzę do chłopaka i zatapiam się w jego ramionach.
- Czyli im wybaczyłaś, a mi nie? - na ten głos, aż podskakuję, a Maxi to chyba czuje.
Odwracam się i spoglądam na stojącego obok nas Diego. Unoszę brwi i jestem już tak zirytowana jego obecnością, że nie umiem twego nawet opisać. Tak bardzo przeszkadza mi teraz jego obecność, że nie w środku coś mnie rozrywa.
- Nic nie powiesz? - odzywa się ponownie chłopak.
- Tobie nie mam nic do powiedzenia. Pa chłopaki. - kiwam głową do Maxiego i Brodueya i odchodzę.
Nie mogę uwierzyć, że on jest taki bezczelny. Czy on naprawdę nie rozumie, że nie chcę go znać? Mam tu ponownie wykrzyczeć w twarz? Nie chcę tego naprawdę robić, więc odeszłam od razu, bo powstałaby kolejna awantura, a nie chciałam tego, ponieważ otaczało nas kilkadziesiąt osób.
Kiedy jestem już przy dziewczynach, zaczynam temat biblioteki. Chcę wypożyczyć sobie jakąś książkę dla zabicia czasu. Ludmiła z Camilą doradziły mi abym poszła do tej, która znajduje się najbliżej uczelni i jest podobno najlepsza, bo mają duży wybór. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę zajęciach dodatkowych. Muszę wziąć się za piosenkę. Tekst mam już w głowie tak sądzę, ale muszę jeszcze to jakoś zagrać. Dzisiaj się za to wezmę.
***
- Dobra zapamiętam! Pa! - żegnam się z całą paczką i idę w stronę biblioteki.Na miejscu jestem po kliku minutach. Dzisiaj nie jest aż tak zimno, ale jednak nogi mam jak kostki lodu. Wchodzę do dość dużego ceglanego budynku. Podchodzę do starszej kobiety w okularach, siedzącej przy biurku i proszę o wyrobienie karty. Kiedy mam już własną kartę, zaczynam szukać jakiejś książki dla siebie. Znajduję Wichrowe Wzgórza. Słyszałam o tej książce dużo dobrego. Muszę ją koniecznie przeczytać. Wychodzę z biblioteki i kieruję się w stronę akademika. Kiedy idę obok mnie cały czas jedzie wolno samochód. Z trudem nie patrzę na pojazd, ale to chore. Ktoś sobie jaja robi? Nagle szyba się opuszcza, a przez otwór wychyla się León.
Super.
- Dokąd zmierzasz? - patrzę przed siebie i próbuję się nie zaśmiać.
- Przed siebie. - odpowiadam oschle.
- Oł, więc nie za daleko. - parska śmiechem.
Spoglądam na niego zirytowana.
- Czego ty chcesz? - zatrzymuję się, więc on robi to samo.
- Chcesz się przejechać? - unosi brew i się uśmiecha, ukazując tym samym szereg swoich idealnych, lśniących zębów
- Podziękuję. - parskam i zaczynam iść dalej.
- No chodź. Będzie fajnie. - puszcza mi oczko.
Nie wiem jak to możliwe, ale po chwili siedziałam już w jego aucie. Czy ja naprawdę dałam się namówić na tak okropny pomysł? Opieram głowę o szybę i przyglądam się widokowi za oknem. León nic nie mówi tylko co jakiś czas na mnie zerka. W radiu leci moja ulubiona piosenka Johna Lennona, więc postanawiam podgłośnić. León na mnie zerka i przycisza radio. Ponownie naciskam mały plusik i muzyka gra głośniej. Chłopak nie daje za wygraną i nadal przycisza radio.
- Masz jakiś problem? - w końcu się odzywam.
- Nie. - patrzy przed siebie i wzrusza ramionami.
Znowu muzyka gra głośniej, a León tylko wzdycha i się najwyraźniej poddaje. Ciszę się ze zwycięstwa i szeroko się uśmiecham. Chłopak to zauważa i od razu komentuje.
- Z czego się cieszysz? - pyta z uśmiechem, patrząc cały czas na drogę.
- Z niczego. - kręci głową.
Wywracam oczami, a on zaczyna się od razu śmiać. Czy ja naprawdę, aż tak śmiesznie wyglądam kiedy to robię? Zamykam oczy i wsłuchuję się w muzykę lecącą w radiu.
***
- Jesteśmy. - odzywa się w końcu León.Na początku nie wiem co się dzieję bo chyba trochę przysnęłam. Po chwili się otrząsam i wysiadam z samochodu. Rozglądam się i nic prawie nie widzę, ponieważ robi się już ciemno.
- Chodź. - idę za chłopakiem i próbuję zrozumieć gdzie się znajduję.
Widzę tylko drzewa i nic więcej. Może chce mnie zabić i tutaj zostawić? Chłopak siada na małej ławce pod drzewem i czeka, aż ja to zrobię. Nie mam zamiaru obok niego siadać. Zauważam drugą ławkę. Siadam na niej, a León tylko się zaśmiewa. Wywracam oczami na jego reakcję i zajmuję miejsce na małej, zimnej ławeczce.
- Więc.. Po co mnie tu przywiozłeś? - zaczynam rozmowę.
- Czekamy na kilku moich znajomych. Oni się tobą zajmą. - mówi nie patrząc na mnie, a ja prawie spadam z ławki.
Siedzę z wytrzeszczonymi oczami i mu się przyglądam. Serce bije mi co raz szybciej.
- Żartowałem... Wyluzuj. - uśmiecha się cwaniacko, a ja mam ochotę go teraz z całej siły walnąć.
- Kretyn. - rzucam mu mordercze spojrzenie i postanawiam się już nie odzywać.
Wstaję z ławki i wolnym krokiem idę przed siebie. Jest już kompletnie ciemno i nic nie widzę. Ignoruję wołania Leóna. Wchodzę na coś drewnianego i idę przed siebie.
- Stój! Nie idź tam! - słyszę za sobą głos Leóna.
- Co? - odwracam się i w momencie czuję jak spadam.
Nic nie widzę. Czuję tylko mróź i wodę. Wpadłam do wody. Jest przerażająco lodowata. Wynurzam się szybko i nie wiem gdzie jestem. Oddycham głośno i próbuję złapać powietrza. Nagle słyszę kolejny plusk. Czuję jak ktoś mnie łapie za rękę i ciągnie za sobą.
- Wespnij się. - instruuje mnie León.
Nie wierzę, że wskoczył za mną do lodowatej wody, żeby mnie uratować. Równie dobrze mógłby mnie tam zostawić i sobie pójść. Łapię się za jakąś drewnianą belkę i podciągam do góry. Słyszę i czuję, że León jest już obok mnie. Upadam na pomost i próbuję się uspokoić. Jestem jak lód. Nie czuję żadnej części mojego ciała.
- Nic Ci nie jest? - León głośno oddycha i także próbuje złapać oddech.
- N-nie. - przecieram twarz rękami.
- Chodź. - chłopak łapie mnie za rękę i prowadzi do samochodu tak sądzę.
Ledwo idę. Jestem zmarznięta. León otwiera drzwi od samochodu i wyjmuje z niego koc. Owija mnie nim szybko, a sam stoi i marznie.
- Chodź. - odzywam się.
- Co? - pyta zdziwiony.
Unoszę koc i czekam, aż się nim owinie. Chłopak niechętnie podchodzi do mnie i owija się kocem. Stoimy chwilę w ciszy i próbujemy się ogrzać, ale to nic nie daje. León puszcza koc i otwiera bagażnik.
- Załóż to. - podaje mi białą koszulkę.
Patrzę na niego zdezorientowana.
- Nie będę patrzył. Daj tą kurtkę i załóż tą koszulkę. - mówi stanowczo.
Niechętnie biorę od niego ciuch i staję tyłem do chłopaka. Odchrząkuję na znak, żeby również się odwrócił. León wydaje z siebie irytujący dźwięk, ale się odwraca. Zdejmuję z siebie szybko kurtkę i kładę ją na maskę samochodu. To samo robię z moim swetrem i szybko zarzucam na siebie koszulkę chłopaka. Jest dla mnie za duża. Dosięga mi do połowy ud. León się odwraca i każe mi wsiadać do samochodu.
- Ale zamoczę ci siedzenie. - stawiam się.
Nie chcę zamoczyć mu auta.
- Wsiadaj! - unosi głos.
Robię to co każe i jestem już w samochodzie. Zamykam drzwi i czekam, aż chłopak zrobi to samo. León zabiera moją kurtkę i sweter z maski samochodu i wkłada moje rzeczy do bagażnika. Zdejmuje swoją kurtkę i także wrzuca ją do bagażnika. Siada za kierownicą i odpala samochód, ale nie rusza. Włącza ogrzewanie i czeka, aż w samochodzie zrobi się ciepło. Cała się trzęsę. Czuję straszny ból w plecach. Wpadłam na lód i go rozbiłam. Uderzyłam plecami z całej siły, a teraz ledwo mogę się ruszyć. León ustawia ogrzewanie na maximum i trzyma ręce przy małych otworkach, których wylatuje ciepło. Przyglądam mu się uważnie. On ma na sobie nadal przemoczone ubrania. Oddał mi swoją koszulkę, a sam marznie. Może powinnam mu ją oddać?
- Dziękuję. - odzywam się w końcu.
León tylko na mnie spogląda i z powrotem przygląda się radiu. Kiedy w aucie jest już w miarę ciepło, León rusza i wyjeżdża na autostradę. Jedziemy w całkowitej ciszy. Jest mi tak cholernie głupio, bo to przez mnie siedzimy tutaj cali przemoknięci i zmarznięci. Gdyby nie moja głupota to teraz pewnie kłóciłabym się z nim o to, że radio za cicho gra, a tak to wracamy do miasta jak byśmy byli na basenie.
Po ok. godzinie jesteśmy już pod moim akademikiem. Wysiadam z auta, a León robi to samo. Wyjmuje z bagażnika moje przemoczone ubrania. Biorę torbę do ręki i ubrania od chłopaka.
- Dziękuję. - uśmiecham się krzywo.
Chłopak tylko rzuca mi lekki uśmiech i patrzy mi prosto w oczy.
- Przepraszam. - dodaję jeszcze.
Czułabym się jak idiotka gdybym go za to wszystko nie przeprosiła. Wskoczył dla mnie do lodowatej wody. To chyba wystarcza.
- Ale za co? - udaje zdziwionego.
- Dobrze wiesz za co. - chłopak zbliża się do mnie i dzieli nas już kilka milimetrów. Ponownie mogę wyczuć jego miętowy oddech. Wstrzymuję oddech i patrzę mu prosto w oczy. Przybliża się do mnie powoli, ale się zatrzymuje i wzdycha.
- Idź bo się przeziębisz. - mówi tylko i odchodzi.
Wsiada do samochodu i zapala silnik, ale nie odjeżdża. Podchodzę do drzwi i ostatni raz zerkam na Leóna, który mi się przygląda. Wchodzę do środka, a w tym samym momencie chłopak odjeżdża z podjazdu. Wzdycham tylko i idę do pokoju. Ten dzień to istna katastrofa. Jak ja mogłam być tak głupia i wpadłam do wody? Dlaczego nie zostałam na tej cholernej ławce i nie narzekałam na zachowanie Leóna? Orientuję się, że mam na sobie cały czas koszulkę Leóna. Wiem, że zaraz będą pytania od Francesci, gdzie byłam, z kim byłam, dlaczego mam na sobie męską koszulkę i dlaczego jestem cała mokra? Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Notka: Spacja mi się zacina i może gdzieś nie być oddzielony wyraz. Z góry przepraszam. ♥
Omg ten rozdział aww😍 Leon zabrał ja na przejażdżkę i jeszcze wpadla do wody 😂 ale uratował ja 😂 ja na jej miejscu tez bym się głupio czula 😂👌 omg znowu prawie sie pocalowali 😍 aw aw aw. Caly ten rozdziale to jedno wielkie AWW 😍😍😍
OdpowiedzUsuńAw aw awwwww ��������❤❤❤ jacy słodcy anxbskxj ❤❤❤ Violka łamaga �� Leon bohater ����
OdpowiedzUsuńCzemu Leon jej nie pocałował? Chce juz leonette😂😂 Leon bohater, zakochał sie❤
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tą wodą to było takie słodkie ♡♡
OdpowiedzUsuń