Nie ma go.
Kiedy odnajduję chłopaka od razu wyskakuję z łóżka jak poparzona.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyczę na niego.
- Szukam. - podpowiada spokojnie i nie patrzy się na mnie.
- Można wiedzieć czego? - unoszę brew i umieszczam ręce na biodrach.
Nie odpowiada tylko nadal grzebie w mojej szafie. Podchodzę do niego i odpycham lekko od mebla.
- Czego chcesz?!
- Kurwa klucza! - wykrzykuje i wymachuje rękami.
- Co? Jakiego klucza? - patrzę na niego zdziwiona.
- Tego... Który rzuciłaś gdzieś w okolicach szafy lub do niej, kiedy nie chciałaś mnie stąd wypuścić! - mówi prawie jednym tchem.
Faktycznie. Zapomniałam, że rzuciłam gdzieś klucz, ale to nie daje mu prawa do grzebania w mojej szafie.
- Odsuń się.
- Nie. - warczy.
- Powiedziałam, żebyś się odsunął od mojej szafy. - próbuję podejść do niego, ale zawadzam nogą o krzesło do biurka i przewracam się prosto na niego. Leżymy na podłodze, a ja León na początku nie wie co się dzieje, z resztą tak samo jak ja. Leżę na chłopaku i patrzę mu się prosto w te jego brązowe oczy. Po chwili się otrząsam i szybko z niego wstaję.
- P-przepraszam, potknęłam się. - krzywię się i unoszę lekko nogę, którą zawadziłam o krzesło.
Trochę mnie boli, ale nie na tyle, że mam umierać.
- Znajdź lepiej ten klucz bo się zaraz wkurwię. - burczy pod nosem, a ja szybko podchodzę do szafy i zaczynam w niej grzebać.
- Która jest w ogóle godzina? - pytam chłopaka nie oczekując nawet odpowiedzi.
- Szósta.
Zabiję go.
Wstaję szybko i odwracam się do siedzącego chłopaka.
- Jak to szósta?! Oszalałeś?! - wymachuję rekami.
Kto normalny wstaje o szóstej rano w weekend?
- Kurwa gdybyś nie rzuciła tego klucza nie wiadomo gdzie, to wyszedłbym już dawno!
- Dobra! Nie wiem gdzie jest ten klucz! A zresztą, po co chciałeś tak szybko stąd wychodzić co?!
- Bo nie miałem zamiaru przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu! Nieszczęśliwa jakaś jesteś?! - wstaje ze stolika i podchodzi bliżej mnie.
- No to proszę bardzo. Szukaj go skoro jesteś taki mądry. - przesuwam się na bok, tym samym dając mu pełen dostęp do mojej wielkiej szafy.
León tylko parska i podchodzi do szafy. Kuca przy niej i znowu zaczyna grzebać. Przyglądam mu się bardzo dokładnie i śmieję się do siebie pod nosem. On to słyszy i tylko coś przeklina pod nosem.
- Przesuń się. - instruuję go.
Chłopak wstaje, a ja podchodzę do szafy i biorę do ręki parę jeansów i fioletowy sweter. Prycham tylko i przechodzę obok niego. León staje i splata ręce. Unosi brew i mi się przygląda. Podchodzę do drzwi i łapię za klamkę. Chcę już wychodzić, ale drzwi się nie ruszyły.
Idiotka.
Odwracam się do chłopaka, na którego twarzy formuje się już uśmiech.
- No i z czego się śmiejesz? - kręcę głową i marszczę brwi.
Kładę ubrania na łóżko i siadam na nim. Patrzę się Leónowi prosto w oczy, a on tylko kręci głową i wraca do szukania klucza.
- Kurwa! - León wykrzykuje na cały głos i przeczesuje palcami włosy.
- Co znowu?! - pytam zażenowana.
- Tego klucza nie ma!
- Czyli, że chcesz mi powiedzieć, że grzebałeś w mojej szafie prawie godzinę, poprzewracałeś w niej wszystkie możliwe rzeczy i nie znalazłeś klucza?! - zaczynam się denerwować.
Chłopak mówi piękną wiązankę składającą się z samych przekleństw i zdenerwowany zaczyna poruszać moją szafą.
- Co ty wyprawiasz?! - podbiegam do chłopaka i odpycham go od szafy.
- Kurwa daj mi spokój dobra!? Nie rozumiesz, że Cię nie lubię i muszę tutaj z tobą siedzieć?! Więc zejdź mi z drogi bo chcę sprawdzić czy ten klucz nie leży za szafą wariatko!
- Wariatko? No brawo. Czyli, że zamierzasz teraz przesuwać meble w moim pokoju bo nie możesz znaleźć klucza? - wymachuję zażenowana rękami.
- Tak. Właśnie to zamierzam zrobić. - przytakuje i ponownie zaczyna przesunąć szafę.
Bezsilna siadam na kanapie i dokładnie go obserwuję. Nie wierzę, że jest ranny, pobity, jego twarz jest cała w siniakach, a on ma jeszcze siłę na kłótnię. Niech znajdzie ten klucz i niech się stąd jak najszybciej wynosi. Nie mogę zrozumieć jak on może być takim cholernym kretynem? Gdybym nie była taka jaka jestem to zabiłabym go chyba przy pierwszej lepszej okazji. Współczuję jego rodzicom, że muszą znosić takiego potwora. León próbuje cały czas przesunąć szafę, ale wiem ile tam jest ubrań i rzeczy. Ona nie jest taka lekka na jaką się wydaje. Postanawiam mu pomóc. Im prędzej znajdziemy ten klucz, tym szybciej on wyjdzie z tego pokoju i mam nadzieję, że nigdy nie wróci. Kiedy jestem już obok chłopaka, León patrzy się na mnie zdziwiony,że jeszcze chcę mu pomagać. Nadal mam na sobie tylko piżamę i jest mi coraz zimniej. Ciągnę szafę razem z chłopakiem, ale nie jest łatwo. Widzę, że boli go ta ręka, bo cały czas ją napręża i krzywi się z bólu.
- Nie ciągnij tak! - nagle wykrzykuje León, a ja aż podskakuję.
W tym samym momencie lekko puszczam szafę i zaczynam dyskusję.
- No wybacz, że próbuję Ci pomóc! - wymachuję rękami i trafiam jedną w szafę, tym samym sprawiając, że mebel zaczyna się przechylać w naszą stronę.
Szybko ją łapię i próbuję razem z Leónem ją przytrzymać. Próbujemy ją utrzymać, ale w tym samym momencie ubrania zaczynają z niej wypadać. Wszystkie ciuchy lecą na nas, a ja już ledwo trzymam szafę.
- Uważaj! - krzyczy chłopak, a ja potykam się o własne ubrania i znajduję się już na podłodze.
Chłopak puszcza szafę i także leży już obok mnie. Nastaje cisza. Po chwili zaczynam śmiać się wniebogłosy. Chowam głowę w ubrania i próbuję się uspokoić, ale nie mogę, bo to jest tak śmieszna sytuacja i tak to śmiesznie wygląda, że nie mogę się opanować. Patrzę się na Leóna, który także powstrzymuje śmiech. To musi wyglądać komicznie. Szafa stoi na środku pokoju, na podłodze leżą moje ubrania, a na nich ja i León powstrzymujący się od śmiechu. Chciałabym, żeby ktoś nam teraz zrobił zdjęcie, bo nawet nie umiem sobie wyobrazić jak my teraz musimy wyglądać.
Po kilku minutach się uspokajam i wstaję. Patrzę się na to wszystko i na León, który siedzi i kręci głową z niedowierzania.
- Ktoś to musi posprzątać. - odzywam się i wskazuję na stertę ubrań.
- No! Powodzenia! - chłopak wstaje i siada na kanapie.
Unoszę brwi i patrzę na niego z otartą buzią. On chyba nie myśli, że ja to będę wszystko składać i wieszać, a on się będzie patrzył?! Nigdy w życiu. Biorę jedną bluzkę do ręki i rzucam nią w chłopaka. León patrzy się na mnie zdenerwowany i zdziwiony jednocześnie i zdejmuje bluzkę ze swojej głowy.
- Sukienki na wieszaki, bluzki, które łatwo się gniotą także, spodnie złożone i reszta bluzek też ma być złożona. - dyktuję mu, a on patrzy się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Jego mina mnie rozbraja.
Siadam na łóżko i zaczynam składać ubrania. Kątem oka spoglądam na Leóna, który zdecydował się mi pomóc. W sumie to nie dałam mu innego wyboru. Widzę jak męczy się z moją bluzką. Kręcę głową i się uśmiecham. Wstaję i podchodzę do chłopaka. Siadam obok niego i biorę od niego bluzkę. Kładę ją na stoliku i pokazuję jak się ją poprawnie powinno składać. León przygląda się bardzo uważnie.
- Wszystko masz ładnie złożyć co po twojej stronie. - instruuję go i idę w stronę mojego łóżka.
- Okej. - zaśmiewa się.
Zerkam na niego, a León trzyma w ręku mój biustonosz. Rozszerzam oczy i szybko podlatuję do niego i mu go zabieram. Rzucam mu mordercze spojrzenie i wracam do siebie. Kontynuujemy składanie w ciszy.
Jest godzina prawie trzynasta, a my nadal nie znaleźliśmy klucza. Dzwoniłam do Francesci parę razy, ale nie odbierała. Zdążyłam się przebrać, a raczej założyć jeansy i sweter na piżamę. Składaliśmy ubrania dość długo, ponieważ w większości musiałam pomagać Leónowi, który najwidoczniej nigdy nie składał swoich ubrań. Zła wiadomość jest taka, że nadal nie mamy klucza. Nie mam pojęcia gdzie on jest. Przecież nie wyparował. Nie odzywamy się do siebie z Leónem. On siedzi i nic nie mówi, tylko patrzy się na sufit. Włączam laptopa i oglądam jakiś beznadziejny film. Podobno jest to komedia, a nie zaśmiałam się nawet raz.
- Dołączysz się? - unoszę brew i spoglądam na Leóna.
- Nie dzięki. - parska.
- Żałuj. Ta komedia jest super dla ludzi, którzy nie lubią się śmiać. - uśmiecham się i wracam do oglądania filmu.
Ten film jest idealny dla niego. Nie zaśmiałam się nawet w myślach, a wiem, że León nie zbyt lubi się śmiać, więc to idealne dla niego. Nie będzie chociaż wymuszał śmiechu. Mija kilka minut, a León siedzi już obok mnie i zerka na komputer. Oglądamy komedię i oczywiście nie obeszło się oczywiście bez wrednych komentarzy na temat filmu, mojego gustu i innych pierdołów.
Leżymy już na łóżku i nadal męczymy się z tym filmem. Zaczęłam przyglądać się Leónowi. Patrzę na jego rany i siniaki. W końcu to zauważa i się odzywa.
- Nie gap się. - mówi pod nosem.
- Nie gapię się na Ciebie, tylko na twoje rany i siniaki pacanie. - wywracam oczami. - Pokaż to. - łapię go lekko za twarz i dokładnie skanuję każdą część rany na ustach.
- Boli? - pytam z troską wymalowaną na twarzy i wskazuję na jego usta.
- Trochę. - wzrusza ramionami i dalej gapi się na film.
- Trzeba to zdjąć. - dotykam plastra na brwi chłopaka i delikatnie go odklejam.
Naprawdę dziwie się, że on mi na to pozwala i mnie nie wyzywa. Biorę apteczkę i polewam ponownie wodą utlenioną ranę. León zaciska oczy i po chwili je otwiera. Patrzy mi się prosto w oczy, kiedy przyklejam mu kolejny plaster. Robię to samo i nie spuszczam wzroku. Patrzymy sobie w oczy i nic nie mówimy.
- He! - Francesca wpada do pokoju i patrzy na nas jakby zobaczyła ducha. Szybko zeskakuję z łóżka, a León siedzi i nic sobie nie robi.
- Fran! Matko jak dobrze, że jesteś! Nie możemy znaleźć klucza i nie mogliśmy wyjść! - tłumaczę jej, a ona mi chyba nie wierzy. Ma przynajmniej taką minę.
- Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałaś.
- Okeej? Telefon mi padł. - krzywi się. - A co on tu w ogóle robi? - spogląda na chłopaka i dopiero teraz dostrzega jego pobitą twarz.
- Długa historia. - przygryzam policzek od środka ze wstydu.
Jak to musiało wyglądać o Boże. León wstaje z łóżka i zakłada szybko buty. Bierze do ręki kurtkę i podchodzi do drzwi.
- Umm, dzięki. - mówi niepewnie i zamyka za sobą drzwi.
Francesca rzuca mi piorunujące spojrzenie i czeka na wyjaśnienia. Najpierw patrzy na kanapę, na której leży koc, następnie na moje łóżko, apteczkę, a potem na mnie. Krzywo się uśmiecham i spuszczam wzrok. Stoimy tak chwilę, aż w końcu Francesca się odzywa.
- Wiesz co... Nawet nie będę pytać co tu się działo, bo chyba nawet nie chcę sama wiedzieć. - kręci głową i przechodzi obok mnie.
Czuję wielką ulgę, że nie muszę się jej tłumaczyć, opowiadać jej co się stało i odpowiadać na jej durne pytania. Odnoszę apteczkę do łazienki i przy okazji się tam przebieram. Zdejmuję piżamę i mam już na sobie tylko ubrania. Robię szybki makijaż i zakładam buty. Wychodząc z pokoju łapię kurtkę i telefon. Zamykam za sobą drzwi i kieruję się w stronę wyjścia. Wychodzę na zewnątrz i biorę głęboki wdech. Musiałam się przewietrzyć, bo inaczej bym umarła w tym pokoju. Idę przed siebie i rozglądam się za jakąś ławką. Nie wzięłam ze sobą czapki ani rękawiczek. Pada śnieg, a mi jest coraz bardziej zimno. Idę szybkim krokiem, kiedy zauważam idącego w przeciwnym kierunku Diego. Od razu zawracam, ale mnie zauważył i zaczyna mnie wołać.
- Violetta! - słyszę za swoimi plecami moje imię, ale nie mam odwagi się odwrócić i przede wszystkim nie chcę patrzeć na Diego, za to co mi zrobił. - Stój! - krzyczy, a ja przyspieszam na te słowa.
Czuję czyjąś rękę wędrującą po moich plecach. Natychmiast się odwracam, a przede mną stoi zmachany Diego.
- Czego chcesz? - pytam oschle i splatam ręce.
- Porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać. - odwracam się na pięcie, ale on mnie przytrzymuje i znowu stoję przed nim.
- Mamy. Proszę Cię daj mi to wszystko wyjaśnić.
- Tutaj nie ma czego wyjaśniać. Okłamałeś mnie i tyle w temacie. -wzruszam ramionami.
Znowu chcę odejść, ale chłopak tym razem łapie mnie za nadgarstek, na tyle mocno, że syczę z bólu.
- Nie chcę Cię stracić. - mówi cicho, że prawie go nie słyszę przez ten wiatr.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej.
- Zależy mi na tobie. - chłopak pada na kolana i trzyma mnie za rękę.
- Diego, wstań. - mówię mu szybko i rozglądam się czy nikt nas nie widzi.
- Wstanę, jeśli mi wybaczysz.
- Nie. Nawet o tym nie myśl. - kręcę głową i zamykam oczy.
- Kocham Cię.
Faktycznie. Zapomniałam, że rzuciłam gdzieś klucz, ale to nie daje mu prawa do grzebania w mojej szafie.
- Odsuń się.
- Nie. - warczy.
- Powiedziałam, żebyś się odsunął od mojej szafy. - próbuję podejść do niego, ale zawadzam nogą o krzesło do biurka i przewracam się prosto na niego. Leżymy na podłodze, a ja León na początku nie wie co się dzieje, z resztą tak samo jak ja. Leżę na chłopaku i patrzę mu się prosto w te jego brązowe oczy. Po chwili się otrząsam i szybko z niego wstaję.
- P-przepraszam, potknęłam się. - krzywię się i unoszę lekko nogę, którą zawadziłam o krzesło.
Trochę mnie boli, ale nie na tyle, że mam umierać.
- Znajdź lepiej ten klucz bo się zaraz wkurwię. - burczy pod nosem, a ja szybko podchodzę do szafy i zaczynam w niej grzebać.
- Która jest w ogóle godzina? - pytam chłopaka nie oczekując nawet odpowiedzi.
- Szósta.
Zabiję go.
Wstaję szybko i odwracam się do siedzącego chłopaka.
- Jak to szósta?! Oszalałeś?! - wymachuję rekami.
Kto normalny wstaje o szóstej rano w weekend?
- Kurwa gdybyś nie rzuciła tego klucza nie wiadomo gdzie, to wyszedłbym już dawno!
- Dobra! Nie wiem gdzie jest ten klucz! A zresztą, po co chciałeś tak szybko stąd wychodzić co?!
- Bo nie miałem zamiaru przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu! Nieszczęśliwa jakaś jesteś?! - wstaje ze stolika i podchodzi bliżej mnie.
- No to proszę bardzo. Szukaj go skoro jesteś taki mądry. - przesuwam się na bok, tym samym dając mu pełen dostęp do mojej wielkiej szafy.
León tylko parska i podchodzi do szafy. Kuca przy niej i znowu zaczyna grzebać. Przyglądam mu się bardzo dokładnie i śmieję się do siebie pod nosem. On to słyszy i tylko coś przeklina pod nosem.
- Przesuń się. - instruuję go.
Chłopak wstaje, a ja podchodzę do szafy i biorę do ręki parę jeansów i fioletowy sweter. Prycham tylko i przechodzę obok niego. León staje i splata ręce. Unosi brew i mi się przygląda. Podchodzę do drzwi i łapię za klamkę. Chcę już wychodzić, ale drzwi się nie ruszyły.
Idiotka.
Odwracam się do chłopaka, na którego twarzy formuje się już uśmiech.
- No i z czego się śmiejesz? - kręcę głową i marszczę brwi.
Kładę ubrania na łóżko i siadam na nim. Patrzę się Leónowi prosto w oczy, a on tylko kręci głową i wraca do szukania klucza.
***
Minęło dwadzieścia minut odkąd León zaczął szukać klucza. Naprawdę nie mam pojęcia gdzie on może być. Pamiętam że wpadł do szafy. Nawet nie wiem jakim cudem, ale tam wpadł. Siedzę i obserwuję chłopaka, który jest już bardzo zdenerwowany, bo nie może znieść tego, że siedzi ze mną w jednym pomieszczeniu, zamknięty na klucz. Nie rozumiem go. Nic mu przecież nie zrobiłam, a on nienawidzi mnie jak bym była jego największym wrogiem. Cały czas przeklina i mówi do siebie, że jak to możliwe że go nigdzie nie ma? Wstaję i biorę telefon do ręki. Jest kilka minut po siódmej, a my nadal siedzimy tutaj zamknięci. Nie wiem kiedy Francesca wróci, a nie chcę jej pisać, że jestem zamknięta w naszym pokoju z dupkiem Leónem, który został pobity i cały czas zemści. Przecież ona by tutaj wpadła z policją, gdyby się dowiedziała o Leónie. Odpycham od siebie tą myśl o napisaniu do Fran i odkładam telefon.- Kurwa! - León wykrzykuje na cały głos i przeczesuje palcami włosy.
- Co znowu?! - pytam zażenowana.
- Tego klucza nie ma!
- Czyli, że chcesz mi powiedzieć, że grzebałeś w mojej szafie prawie godzinę, poprzewracałeś w niej wszystkie możliwe rzeczy i nie znalazłeś klucza?! - zaczynam się denerwować.
Chłopak mówi piękną wiązankę składającą się z samych przekleństw i zdenerwowany zaczyna poruszać moją szafą.
- Co ty wyprawiasz?! - podbiegam do chłopaka i odpycham go od szafy.
- Kurwa daj mi spokój dobra!? Nie rozumiesz, że Cię nie lubię i muszę tutaj z tobą siedzieć?! Więc zejdź mi z drogi bo chcę sprawdzić czy ten klucz nie leży za szafą wariatko!
- Wariatko? No brawo. Czyli, że zamierzasz teraz przesuwać meble w moim pokoju bo nie możesz znaleźć klucza? - wymachuję zażenowana rękami.
- Tak. Właśnie to zamierzam zrobić. - przytakuje i ponownie zaczyna przesunąć szafę.
Bezsilna siadam na kanapie i dokładnie go obserwuję. Nie wierzę, że jest ranny, pobity, jego twarz jest cała w siniakach, a on ma jeszcze siłę na kłótnię. Niech znajdzie ten klucz i niech się stąd jak najszybciej wynosi. Nie mogę zrozumieć jak on może być takim cholernym kretynem? Gdybym nie była taka jaka jestem to zabiłabym go chyba przy pierwszej lepszej okazji. Współczuję jego rodzicom, że muszą znosić takiego potwora. León próbuje cały czas przesunąć szafę, ale wiem ile tam jest ubrań i rzeczy. Ona nie jest taka lekka na jaką się wydaje. Postanawiam mu pomóc. Im prędzej znajdziemy ten klucz, tym szybciej on wyjdzie z tego pokoju i mam nadzieję, że nigdy nie wróci. Kiedy jestem już obok chłopaka, León patrzy się na mnie zdziwiony,że jeszcze chcę mu pomagać. Nadal mam na sobie tylko piżamę i jest mi coraz zimniej. Ciągnę szafę razem z chłopakiem, ale nie jest łatwo. Widzę, że boli go ta ręka, bo cały czas ją napręża i krzywi się z bólu.
- Nie ciągnij tak! - nagle wykrzykuje León, a ja aż podskakuję.
W tym samym momencie lekko puszczam szafę i zaczynam dyskusję.
- No wybacz, że próbuję Ci pomóc! - wymachuję rękami i trafiam jedną w szafę, tym samym sprawiając, że mebel zaczyna się przechylać w naszą stronę.
Szybko ją łapię i próbuję razem z Leónem ją przytrzymać. Próbujemy ją utrzymać, ale w tym samym momencie ubrania zaczynają z niej wypadać. Wszystkie ciuchy lecą na nas, a ja już ledwo trzymam szafę.
- Uważaj! - krzyczy chłopak, a ja potykam się o własne ubrania i znajduję się już na podłodze.
Chłopak puszcza szafę i także leży już obok mnie. Nastaje cisza. Po chwili zaczynam śmiać się wniebogłosy. Chowam głowę w ubrania i próbuję się uspokoić, ale nie mogę, bo to jest tak śmieszna sytuacja i tak to śmiesznie wygląda, że nie mogę się opanować. Patrzę się na Leóna, który także powstrzymuje śmiech. To musi wyglądać komicznie. Szafa stoi na środku pokoju, na podłodze leżą moje ubrania, a na nich ja i León powstrzymujący się od śmiechu. Chciałabym, żeby ktoś nam teraz zrobił zdjęcie, bo nawet nie umiem sobie wyobrazić jak my teraz musimy wyglądać.
Po kilku minutach się uspokajam i wstaję. Patrzę się na to wszystko i na León, który siedzi i kręci głową z niedowierzania.
- Ktoś to musi posprzątać. - odzywam się i wskazuję na stertę ubrań.
- No! Powodzenia! - chłopak wstaje i siada na kanapie.
Unoszę brwi i patrzę na niego z otartą buzią. On chyba nie myśli, że ja to będę wszystko składać i wieszać, a on się będzie patrzył?! Nigdy w życiu. Biorę jedną bluzkę do ręki i rzucam nią w chłopaka. León patrzy się na mnie zdenerwowany i zdziwiony jednocześnie i zdejmuje bluzkę ze swojej głowy.
- Sukienki na wieszaki, bluzki, które łatwo się gniotą także, spodnie złożone i reszta bluzek też ma być złożona. - dyktuję mu, a on patrzy się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Jego mina mnie rozbraja.
Siadam na łóżko i zaczynam składać ubrania. Kątem oka spoglądam na Leóna, który zdecydował się mi pomóc. W sumie to nie dałam mu innego wyboru. Widzę jak męczy się z moją bluzką. Kręcę głową i się uśmiecham. Wstaję i podchodzę do chłopaka. Siadam obok niego i biorę od niego bluzkę. Kładę ją na stoliku i pokazuję jak się ją poprawnie powinno składać. León przygląda się bardzo uważnie.
- Wszystko masz ładnie złożyć co po twojej stronie. - instruuję go i idę w stronę mojego łóżka.
- Okej. - zaśmiewa się.
Zerkam na niego, a León trzyma w ręku mój biustonosz. Rozszerzam oczy i szybko podlatuję do niego i mu go zabieram. Rzucam mu mordercze spojrzenie i wracam do siebie. Kontynuujemy składanie w ciszy.
***
- No! Nie było tak źle prawda? - rzucam mu cwaniacki uśmiech i wskazuję ręką na szafę, która stoi już tam gdzie powinna stać.Jest godzina prawie trzynasta, a my nadal nie znaleźliśmy klucza. Dzwoniłam do Francesci parę razy, ale nie odbierała. Zdążyłam się przebrać, a raczej założyć jeansy i sweter na piżamę. Składaliśmy ubrania dość długo, ponieważ w większości musiałam pomagać Leónowi, który najwidoczniej nigdy nie składał swoich ubrań. Zła wiadomość jest taka, że nadal nie mamy klucza. Nie mam pojęcia gdzie on jest. Przecież nie wyparował. Nie odzywamy się do siebie z Leónem. On siedzi i nic nie mówi, tylko patrzy się na sufit. Włączam laptopa i oglądam jakiś beznadziejny film. Podobno jest to komedia, a nie zaśmiałam się nawet raz.
- Dołączysz się? - unoszę brew i spoglądam na Leóna.
- Nie dzięki. - parska.
- Żałuj. Ta komedia jest super dla ludzi, którzy nie lubią się śmiać. - uśmiecham się i wracam do oglądania filmu.
Ten film jest idealny dla niego. Nie zaśmiałam się nawet w myślach, a wiem, że León nie zbyt lubi się śmiać, więc to idealne dla niego. Nie będzie chociaż wymuszał śmiechu. Mija kilka minut, a León siedzi już obok mnie i zerka na komputer. Oglądamy komedię i oczywiście nie obeszło się oczywiście bez wrednych komentarzy na temat filmu, mojego gustu i innych pierdołów.
Leżymy już na łóżku i nadal męczymy się z tym filmem. Zaczęłam przyglądać się Leónowi. Patrzę na jego rany i siniaki. W końcu to zauważa i się odzywa.
- Nie gap się. - mówi pod nosem.
- Nie gapię się na Ciebie, tylko na twoje rany i siniaki pacanie. - wywracam oczami. - Pokaż to. - łapię go lekko za twarz i dokładnie skanuję każdą część rany na ustach.
- Boli? - pytam z troską wymalowaną na twarzy i wskazuję na jego usta.
- Trochę. - wzrusza ramionami i dalej gapi się na film.
- Trzeba to zdjąć. - dotykam plastra na brwi chłopaka i delikatnie go odklejam.
Naprawdę dziwie się, że on mi na to pozwala i mnie nie wyzywa. Biorę apteczkę i polewam ponownie wodą utlenioną ranę. León zaciska oczy i po chwili je otwiera. Patrzy mi się prosto w oczy, kiedy przyklejam mu kolejny plaster. Robię to samo i nie spuszczam wzroku. Patrzymy sobie w oczy i nic nie mówimy.
- He! - Francesca wpada do pokoju i patrzy na nas jakby zobaczyła ducha. Szybko zeskakuję z łóżka, a León siedzi i nic sobie nie robi.
- Fran! Matko jak dobrze, że jesteś! Nie możemy znaleźć klucza i nie mogliśmy wyjść! - tłumaczę jej, a ona mi chyba nie wierzy. Ma przynajmniej taką minę.
- Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałaś.
- Okeej? Telefon mi padł. - krzywi się. - A co on tu w ogóle robi? - spogląda na chłopaka i dopiero teraz dostrzega jego pobitą twarz.
- Długa historia. - przygryzam policzek od środka ze wstydu.
Jak to musiało wyglądać o Boże. León wstaje z łóżka i zakłada szybko buty. Bierze do ręki kurtkę i podchodzi do drzwi.
- Umm, dzięki. - mówi niepewnie i zamyka za sobą drzwi.
Francesca rzuca mi piorunujące spojrzenie i czeka na wyjaśnienia. Najpierw patrzy na kanapę, na której leży koc, następnie na moje łóżko, apteczkę, a potem na mnie. Krzywo się uśmiecham i spuszczam wzrok. Stoimy tak chwilę, aż w końcu Francesca się odzywa.
- Wiesz co... Nawet nie będę pytać co tu się działo, bo chyba nawet nie chcę sama wiedzieć. - kręci głową i przechodzi obok mnie.
Czuję wielką ulgę, że nie muszę się jej tłumaczyć, opowiadać jej co się stało i odpowiadać na jej durne pytania. Odnoszę apteczkę do łazienki i przy okazji się tam przebieram. Zdejmuję piżamę i mam już na sobie tylko ubrania. Robię szybki makijaż i zakładam buty. Wychodząc z pokoju łapię kurtkę i telefon. Zamykam za sobą drzwi i kieruję się w stronę wyjścia. Wychodzę na zewnątrz i biorę głęboki wdech. Musiałam się przewietrzyć, bo inaczej bym umarła w tym pokoju. Idę przed siebie i rozglądam się za jakąś ławką. Nie wzięłam ze sobą czapki ani rękawiczek. Pada śnieg, a mi jest coraz bardziej zimno. Idę szybkim krokiem, kiedy zauważam idącego w przeciwnym kierunku Diego. Od razu zawracam, ale mnie zauważył i zaczyna mnie wołać.
- Violetta! - słyszę za swoimi plecami moje imię, ale nie mam odwagi się odwrócić i przede wszystkim nie chcę patrzeć na Diego, za to co mi zrobił. - Stój! - krzyczy, a ja przyspieszam na te słowa.
Czuję czyjąś rękę wędrującą po moich plecach. Natychmiast się odwracam, a przede mną stoi zmachany Diego.
- Czego chcesz? - pytam oschle i splatam ręce.
- Porozmawiać.
- My nie mamy o czym rozmawiać. - odwracam się na pięcie, ale on mnie przytrzymuje i znowu stoję przed nim.
- Mamy. Proszę Cię daj mi to wszystko wyjaśnić.
- Tutaj nie ma czego wyjaśniać. Okłamałeś mnie i tyle w temacie. -wzruszam ramionami.
Znowu chcę odejść, ale chłopak tym razem łapie mnie za nadgarstek, na tyle mocno, że syczę z bólu.
- Nie chcę Cię stracić. - mówi cicho, że prawie go nie słyszę przez ten wiatr.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej.
- Zależy mi na tobie. - chłopak pada na kolana i trzyma mnie za rękę.
- Diego, wstań. - mówię mu szybko i rozglądam się czy nikt nas nie widzi.
- Wstanę, jeśli mi wybaczysz.
- Nie. Nawet o tym nie myśl. - kręcę głową i zamykam oczy.
- Kocham Cię.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Notka: Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Wow wow wow brawo 👏 😲 ten rozdział byl świetny a koncowka to juz wgl. Ciekawa jestem jak się dalej potoczy akcja. Czy będzie Dieletta czy nie? Ah czekam na następny rozdział z niecierpliwością! 😊
OdpowiedzUsuńTwitter: @wercia2405
DLACZEGO MI TO ROBISZ I KONCZYSZ W TAKICH MOMENTACH?! ������ JEZU CZYZBY NADCHODZI DIELETTA? ���������� CZEKAM NA NEXT ❤❤
OdpowiedzUsuńJeju ❤❤❤ boski, boski jeszcze raz boski ❤ ten Leon z tym stanikiem ���� jezuu końcówka najlepsza chyba, kocham leonette ale Diego w tym opowiadaniu jest taki djdududuwbdudhd że chcę żeby byli razem ❤❤ Jeju jak ty możesz mi to robić i tak kończyć �� już chcę przeczytać następny rozdział ❤❤❤ teraz nie zasne będę myśleć o tym co się stanie hahaha ❤❤�� @opsmyjorge ❤❤
OdpowiedzUsuńJezu, jaki Diego cudowny♥ Kocham go naprawdę, jak i w tym ff. Najlepsze♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńBoże najcudowniejsze ff ❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuń♡♡ wracam do cb po dłuższej chwili hahah♡ kiedy Leon się pogodzi z Vilu no ja się pytam kiedy ♡♡ cudo ♡♡ @Tinistapolonia_
OdpowiedzUsuń♡♡ wracam do cb po dłuższej chwili hahah♡ kiedy Leon się pogodzi z Vilu no ja się pytam kiedy ♡♡ cudo ♡♡ @Tinistapolonia_
OdpowiedzUsuńLeon i Vilu z tą szafą>>>>>> jezu ja juz chce leonette, a tu nagle Diego z tym kocham cie psokwxndn
OdpowiedzUsuńAaaaaaah jeeeeeej!!!!! *-*-*-*-*-*-*-*-*-*
OdpowiedzUsuń