- Dzień dobry. - dukam.
- Dobry. - mówi oschle, ale się nie odwraca.
- Chciałabym czarny marker. - dziwnie to zabrzmiało.
- Po prawej leżą. Jeszcze ich nie schowałam. - nadal się nie odwraca ty grzebie w tym pudełku.
Podchodzę do sterty markerów i biorę jeden do ręki. Nie wiem czy mam jej coś mówić, więc postanawiam wyjść.
- Do widzenia. - mówię szybko i wychodzę. Na szczęście nie widziała jak wyglądam, bo inaczej by pewnie się przeraziła.
Domykam drzwi i się odkręcam.
To są jakieś żarty?
- Do widzenia. - mówię szybko i wychodzę. Na szczęście nie widziała jak wyglądam, bo inaczej by pewnie się przeraziła.
Domykam drzwi i się odkręcam.
To są jakieś żarty?
Przez korytarz idą Diego i León, a za nimi Maxi i Broduey. Zauważyłam, że Diego ma całą rękę w krwi. Jest ranny, ale on nic sobie z tego nie robi i po prostu idzie na luzie. Patrzy się na mnie, tymi swoimi biednymi oczami. Moich myśli nie może opuścić ręka Diego. Bez namysłu ruszam w stronę sali gimnastycznej, gdzie niedawno była kłótnia. Patrzą się na mnie dziwnie, bo wiedzą, że nie mam tam lekcji. Idę szybkim krokiem,aż w końcu jestem na miejscu. Na podłodze leżą kawałki szkła, a szyba od gabloty z nagrodami jest rozbita. Nie wierzę, że Diego to zrobił. Był na tyle wkurzony, że rozbił gablotę? Własność uczelni? I nawet się tym zbytnio nie przejął. Wracam z powrotem do klasy i tłumaczę się dlaczego nie było mnie tak długo i dlaczego jestem cała zapłakana. Oczywiście kłamstwo, za kłamstwem.
- Dziewczyny robi się późno. - wstaję z kanapy i zaczynam zakładać kurtkę.
- No rzeczywiście! - mówi głośno Camila, przykuwając tym samym uwagę wszystkich ludzi w pomieszczeniu.
Francesca i Cami także zakładają kurtki i płacą za swoje kawy. Wychodzimy z kawiarni i zaczynam iść w stronę akademika. No właśnie.
Ja zaczynam iść.
Odwracam się, a dziewczyny o czymś rozmawiają.
- Idziecie? - chowam ręce do kieszeni kurtki.
- Viola słuchaj, Camila nas zaprasza na noc. - odpowiada Fran z uśmiechem.
- Och.
- Idziesz? - dopytuje się Fran.
- Nie, pasuję. - kręcę przecząco głową.
- Och, no dawaj. Przecież jest piątek. Wyluzuj się. - Camila próbuje mnie przekonać, ale nie daje się namówić.
Dziewczyny poszły w stronę mieszkania Camili, a ja ruszyłam w przeciwną stronę do akademika. Nie mam dzisiaj ochoty na rozmowy i śmianie się bez powodu. Jestem naprawdę wykończona.
Wchodzę do akademika i szukam klucza. Gdy po pierwszych czterech razach przeszukania torebki, nie mogę go znaleźć, stwierdzam, że go zgubiłam. Zaczynam panikować, ale kiedy jeszcze raz dokładnie przeszukuję torebkę - znajduję klucz. Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Ta kawa była dość mocna i pewnie prędko dzisiaj nie zasnę. Rozsiadam się na kanapie i odchylam głowę do tyłu. Znowu jestem sama. Nie wiem, ale nie jarają mnie nocowania u innych i zapraszanie ludzi w środku nocy. Wolę siedzieć już sama w pokoju i oglądać filmy w nocy. Właśnie. Może obejrzę sobie dzisiaj kilka filmów. Wstaję z kanapy i szukam chipsów. Mogą być gdzieś w pokoju. Wszystko w naszym pokoju przetacza się falami. Nie wiem jak to możliwe, ale jestem prawdziwą królową bałaganu, a nienawidzę jak coś nie jest na swoim miejscu lub jest brudne czy coś. Znalazłam jakieś chipsy. Są o smaku kababu czyli już ich nienawidzę. Nie znoszę takich chipsów. Francesca może je jeść godzinami,dniami i nocami, a ja ugryzę kawałek i mam dość. Ze skrzywioną miną biorę chipsy do ręki i kładę je na łóżku. Włączam laptopa i czekam, aż się włączy, a w tym czasie przebieram się już w piżamę. Jest 20:15, czyli pora gdzie dzieci idą spać.
Tak wiem, nazwałam się dzieckiem.
Chodzi mi o to, że o tej porze można już chodzić spokojnie w piżamie. Zwłaszcza, że jest zima i jest cholernie zimno. Kładę włączonego już laptopa na łóżko i wybieram jakiś horror. Rozsiadam się wygodnie na łóżku i włączam film.
***
Zajęcia mijają mi dzisiaj bardzo wolno. Nie widziałam już potem nigdzie chłopaków. Razem z Camilą, Francescą i Ludmiłą postanowiłyśmy, że pójdziemy do Mercado. Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsca na kanapach. Rozmawiamy o świętach, uczelni,oczywiście musiał trafić się też temat sylwestra i mojego wczesnego powrotu do Buenos Aires, a także dlaczego nie dałam znać Camili, że wróciłam wcześniej. Nazmyślałam im o zaraźliwej chorobie Olgi,że tata wyjechał, że nie chciałam tam już siedzieć bez taty. Powiedziałam im, że sylwestra spędziłam w pokoju. Nie wiem czy to kupiły. Na razie nic nie mówią. Tyle mi wystarczy. Siedzimy tutaj dość długo. Jest prawie dziewiętnasta.- Dziewczyny robi się późno. - wstaję z kanapy i zaczynam zakładać kurtkę.
- No rzeczywiście! - mówi głośno Camila, przykuwając tym samym uwagę wszystkich ludzi w pomieszczeniu.
Francesca i Cami także zakładają kurtki i płacą za swoje kawy. Wychodzimy z kawiarni i zaczynam iść w stronę akademika. No właśnie.
Ja zaczynam iść.
Odwracam się, a dziewczyny o czymś rozmawiają.
- Idziecie? - chowam ręce do kieszeni kurtki.
- Viola słuchaj, Camila nas zaprasza na noc. - odpowiada Fran z uśmiechem.
- Och.
- Idziesz? - dopytuje się Fran.
- Nie, pasuję. - kręcę przecząco głową.
- Och, no dawaj. Przecież jest piątek. Wyluzuj się. - Camila próbuje mnie przekonać, ale nie daje się namówić.
Dziewczyny poszły w stronę mieszkania Camili, a ja ruszyłam w przeciwną stronę do akademika. Nie mam dzisiaj ochoty na rozmowy i śmianie się bez powodu. Jestem naprawdę wykończona.
Wchodzę do akademika i szukam klucza. Gdy po pierwszych czterech razach przeszukania torebki, nie mogę go znaleźć, stwierdzam, że go zgubiłam. Zaczynam panikować, ale kiedy jeszcze raz dokładnie przeszukuję torebkę - znajduję klucz. Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Ta kawa była dość mocna i pewnie prędko dzisiaj nie zasnę. Rozsiadam się na kanapie i odchylam głowę do tyłu. Znowu jestem sama. Nie wiem, ale nie jarają mnie nocowania u innych i zapraszanie ludzi w środku nocy. Wolę siedzieć już sama w pokoju i oglądać filmy w nocy. Właśnie. Może obejrzę sobie dzisiaj kilka filmów. Wstaję z kanapy i szukam chipsów. Mogą być gdzieś w pokoju. Wszystko w naszym pokoju przetacza się falami. Nie wiem jak to możliwe, ale jestem prawdziwą królową bałaganu, a nienawidzę jak coś nie jest na swoim miejscu lub jest brudne czy coś. Znalazłam jakieś chipsy. Są o smaku kababu czyli już ich nienawidzę. Nie znoszę takich chipsów. Francesca może je jeść godzinami,dniami i nocami, a ja ugryzę kawałek i mam dość. Ze skrzywioną miną biorę chipsy do ręki i kładę je na łóżku. Włączam laptopa i czekam, aż się włączy, a w tym czasie przebieram się już w piżamę. Jest 20:15, czyli pora gdzie dzieci idą spać.
Tak wiem, nazwałam się dzieckiem.
Chodzi mi o to, że o tej porze można już chodzić spokojnie w piżamie. Zwłaszcza, że jest zima i jest cholernie zimno. Kładę włączonego już laptopa na łóżko i wybieram jakiś horror. Rozsiadam się wygodnie na łóżku i włączam film.
***
To już mój trzeci film. Jest prawie trzecia w nocy, a mi się nie chce spać. Zatrzymuję film i wychodzę do łazienki. Staję przed lustrem i się sobie przyglądam. Ostatnie wydarzenia zostawiły ślady na mojej twarzy pod postacią worów pod oczami. Załatwiam swoje potrzeby i wychodzę z łazienki. Zamykam spokojnie drzwi od toalety i podchodzę do moich drzwi. Łapię za klamkę i nagle słyszę jakiś hałas. Wydaję z siebie cichy pisk i patrzę w głąb korytarza. Nikogo nie ma. Naciskam klamkę i chcę już wejść do pokoju, ale ponownie słyszę hałas, a raczej trzask. Bez żadnego namysłu ruszam w stronę wyjścia z akademika. Idę powoli i ostrożnie. Nie wiadomo co tam się może dziać. Kiedy jestem już bardzo blisko szklanych drzwi, przez szybę widzę leżącego człowieka na ziemi. Widać, że próbuje się podnieść, ale nie daje sobie rady. Nie wiem co sobie myślałam, kiedy przechodziłam przez próg. Jestem w samych kapciach i to w dodatku białych! Mam na sobie piżamę, a przecież jest środek zimy! Szybko podbiegam do osoby leżącej przed akademikiem i zaczynam nawiązywać z nim kontakt. Mogę już stwierdzić, że to na pewno nie jest kobieta. Ta osoba jest ubrana cała na czarno, ma męskie buty i kurtkę, a także widać, że jest umięśniona.
- Nic Ci nie jest? - pytam przejęta.
Mężczyzna podnosi głowę i na mnie spogląda, a ja zamieram.
León.
Jest pobity i ma całą twarz w krwi.
- León?! Co Ci się stało?! - wręcz krzyczę ze strachu.
W życiu nie zdarzyła mi się podobna sytuacja.
- Czego chcesz? - warczy i patrzy się na mnie, jakby chciał mnie zabić.
- Chodź, pomogę Ci. - podaję mu rękę i czekam, aż on poda mi swoją, ale tak się nie dzieję.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. - mówi pod nosem, a ja wywracam oczami.
- Nie zgrywaj bohatera, tylko daj mi rękę i zamknij się wreszcie bo mam już dość tego, że zawsze udajesz twardego! - wykrzykuję mu to prosto w twarz, a on wydaje się być zdziwionym, że potrafię się tak zdenerwować.
Nic nie mówi tylko próbuje wstać. Prawie się przewraca, a ja szybko go podtrzymuję i prowadzę do środka. Moje kapcie już całkowicie przemiękły od śniegu, a ja trzęsę się jak galaretka z zimna. Otwieram drzwi do pokoju i sadzam go na kanapie. Zapalam światło i dopiero teraz mogę dostrzec jak bardzo jest źle z jego twarzą. Z nosa leci mu krew, ma podbite oko i widzę, że zaczyna formować mu się w okół niego siniak. Ma rozciętą dolną wargę, a także łuk brwiowy. Oczy ma przekrwione, a ręce ma w krwi. Nie za ciekawie będzie to wyglądać. Podchodzę do niego i siadam na kanapie. Przyglądam mu się, ale on patrzy się na podłogę. Bez słowa wstaję i wychodzę z pokoju. Biorę z łazienki apteczkę i wracam do poszkodowanego chłopaka. Co z tego, że mam białą kanapę, a jego krew cieknie mi na nią i na biały dywan. Co z tego? Powinnam kazać mu usiąść na podłodze, ale nie chcę wyjść na wredną. Siadam na stoliku, na przeciwko niego i otwieram czerwone pudełko z białym krzyżykiem. Wyjmuję wodę utlenioną, kilka plastrów i bandaż. León patrzy się na moje ręce, a ja tego nienawidzę. Biorę do ręki wacik i polewam go wodą utlenioną.
- Pokaż. - mówię cicho, a León o dziwo odwraca głowę w moją stronę i siedzi spokojnie.
Dotykam polanym wacikiem miejsca gdzie jest ranny. Zaczynam od rozcięcia na łuku brwiowym. Lekko go dotykam,a on cicho syczy z bólu.
- Kto Ci to zrobił? - pytam, lekko zmywając krew z jego czoła.
Nie odpowiada, więc postanawiam nie pytać więcej. Najwidoczniej nie chce o tym rozmawiać, a ja to szanuję. Biorę kolejny polany wacik i przechodzę do ust. Dotykam jego dolnej wargi bardzo delikatnie, bo wiem, że to miejsce boli jak cholera. Kiedy go dotykam, on patrzy się na mnie tymi swoimi cudownymi oczami. Nie wiem co mam robić i gdzie patrzeć, więc skupiam się wyłącznie na jego ustach. Czuję jego wzrok na mnie, ale nie odważę się spojrzeć mu w oczy. Lekko syczy z bólu, więc od razu go przepraszam. Naklejam mu mały plaster na łuk brwiowy, a usta zostawiam tak jak są teraz, bo nic nie mogę z tym zrobić. Musi się samo zagoić. Wycieram jego twarz z krwi. Zauważam, że ma rozciętą rękę. Szybko polewam to wodą i przykładam gazik. Oplatam jego rękę bandażem i zawiązuję na tyle mocno, żeby nie spadł od razu. Bardzo mi go szkoda.
- Dzięki. - mówi pod nosem i coś dopowiada, ale nie słyszę tego co mówi.
Rzucam mu tylko przyjazny uśmiech i odkładam apteczkę na biurko. León mi się przygląda za często. Dopiero teraz zauważam, że mam na sobie tylko cienką bluzkę na ramiączka i krótkie spodenki. Zaczynam się od razu rumienić i podchodzę do komputera.
- Oglądasz filmy w nocy? - spogląda na laptopa, leżącego na łóżku.
- Chodzisz pobity w nocy? - unoszę brew i lekko się uśmiecham.
On robi to samo i rozgląda się po pokoju. Wyłączam komputer i odstawiam go na stolik przed Leónem.
- Okej, to zdejmij buty i połóż się na kanapie. - wskazuję na mebel, na którym siedzi chłopak.
- Co? - pyta zdezorientowany.
- Połóż się na kanapie, a ja dam Ci zaraz koc. - instruuję go.
- Nie. Wychodzę stąd. - podnosi się i zmierza w stronę drzwi.
Podlatuję szybko do drzwi i przekręcam klucz, po czym go wyjmuję i rzucam go gdzieś do szafy.
- Co ty robisz? - odzywa się i patrzy na mnie zdziwiony.
- Nie wyjdziesz teraz. Pójdziesz rano, a teraz się połóż i odpocznij. - odchodzę, ale on łapie mnie za rękę i przyciska do ściany. Zaczynam głośniej oddychać i nie wiem co mam robić. Co on zamierza? Jest tak blisko mnie, że mogę usłyszeć bicie jego serca.
- Dlaczego mam tu niby zostać? - marszczy brwi, a jego usta formują się w prostą linię.
- Bo Cię o to proszę. - szepczę i patrzę mu się prosto w te jego cudne oczy.
León po tych słowach rozszerza oczy i uwalnia mnie z uścisku. Odskakuję szybko i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej niebieski, ciepły koc i kładę go na kanapę. León stoi przy drzwiach i mnie obserwuje.
- Nie bój się. Nie uduszę Cię w nocy. - rzucam mu półuśmiech i siadam na łóżku.
Czekam, aż León zrobi to samo, ale on nadal stoi tam i się na mnie patrzy.
- Dlaczego to robisz?
- Bo nie jestem taka jak ty i w przeciwieństwie do Ciebie - troszczę się o ludzi.
Kiedy kończę moją wypowiedź, podnoszę się i gaszę światło. Wracam w ciemności do łóżka i zapalam małą lampkę. Patrzą na Leóna wyczekująco, aż łaskawie położy się na kanapie. Przeklina coś pod nosem i podchodzi do kanapy. Niechętnie się na niej kładzie i przykrywa kocem.
Kiedy widzę, że już ma zamknięte oczy, gaszę lampkę i próbuję zapaść w sen.
To była zdecydowanie ciekawa noc.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Lohoho tego sie nie spodziewałam 😲 omg rozdział genialny.😍😍😍 ciekawe kto zrobil tak Leonowi. Omg ta noc. Wowowow 😍😍😍 kocham 😍
OdpowiedzUsuńWow nie spodziewałabym się ze Leon w końcu zostanie u violi ����❤❤❤ ojej kto go tak pobił mojego Leona ��❤ mam nadzieję że Viola pogodzi się z chłopakami ❤ @opsmyjorge
OdpowiedzUsuńOMG! Kto go pobił? :o Viola taka pomocna ifhuc i te "Bo cię o to proszę" aww hcbuychg
OdpowiedzUsuńomg to jest cudowne kdkskdd
OdpowiedzUsuńAle super, taka romantyczna scena, wow *-*
OdpowiedzUsuń