Rozdział 29.

Budzę się dość wcześnie. Jest siódma rano. Pozostaję w łóżku i zaczynam przeglądać sukienki na sylwestra. Naprawdę nie wiem po co szukam sukienki skoro nigdzie się nie wybieram. Leżę w łóżku jakąś godzinę. Postanawiam ruszyć moją leniwą dupę i wstać. Podchodzę do lustra i poprawiam makijaż, który zepsuł mi się przez noc. Czuję się okropnie z tym, że okłamałam tatę. Nie lubię go okłamywać, ale co miałam zrobić? Miałam mu powiedzieć Sorry tato, wracam do Buenos Aires, bo muszę się zemścić na chłopaku, który mnie wiele razy upokorzył?
Tak.
Z pewnością by mi pozwolił. Kończę poprawiać makijaż i podchodzę do walizki. Zaczynam się rozpakowywać, bo nienawidzę jak ubrania leżą tak w walizkach i się gniotą. Lubię porządek i uwielbiam sprzątać. Z wyjątkiem jedzenia. Nienawidzę sprzątać po obiedzie, zmywać ani wyjmować ze zmywarki lub chować brudnych naczyń. To dla mnie zbyt obleśne. Wyjmuję z walizki kubki, które Olga mi przygotowała. Mam ich dwa razy więcej. Układam wszystkie rzeczy do szafy, a rzeczy, które nie są ubraniami odkładam na swoje miejsca. Biorę laptopa do ręki i odkładam go na biurko. W tym samym czasie dzwoni mój telefon. Chodzę po pokoju i nie mogę go znaleźć. Dzwoni już trzeci raz, a ja nadal zastanawiam się gdzie go położyłam.
- Poddaję się! - wykrzykuję i siadam na kanapę.
Opieram się o poduszkę, kiedy telefon dzwoni już czwarty raz. Nie wiem gdzie on jest. Kiedy się uspokajam słyszę, że dźwięk dochodzi z tyłu. Odwracam się i oczywiście patrzę pod kanapą, na kanapie, obok, ale nie wpadłam na pomysł żeby zajrzeć za poduszkę. W końcu wpadam na ten banalnie prostu pomysł i podnoszę każdą poduszkę do góry. Oczywiście telefon leżał dokładnie za mną. Za poduszką, o którą się opierałam. Walę się w twarz i biorę telefon do ręki. Cztery nieodebrane połączenia od taty. Szybko do niego oddzwaniam. Od razu odbiera.
- Violetta? Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?! - ignoruję jego wściekłość i odpowiadam normalnym tonem, jakby nic się nie stało. Bo przecież nic się nie stało.
- Nie mogłam znaleźć telefonu nigdzie.
- No dobrze. - nie wierzy mi. - Wszystko w porządku?
- Tak tato. Niedawno skończyłam się rozpakowywać.
- Okej, tylko chciałem się upewnić, że dotarłaś bezpiecznie do akademika. Musiałaś mieć naprawdę ważny powód, żeby wrócić tak szybko.
Czyżby nie uwierzył mi w moje kłamstwo o uczeniu się do egzaminu? Nawet nie chcę pytać i zaczynać niepotrzebnej kłótni.
- Tak tato, mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. - mówię tajemniczym głosem i wpatruję się w ścianę.
- Wszystko okej?
- Będzie okej, kiedy załatwię tą sprawę. - wzdycham.
- Dobrze, to nie przeszkadzam Ci już. - nie wie już co powiedzieć. Brzmię zbyt tajemniczo, ale to co szykuję będzie bardzo interesujące.
- Okej. Pa tato.
- Pa córciu. - rozłączam się i kładę telefon obok siebie.
Opieram się o poduszkę i patrzę się w sufit. To będzie ciekawe przedstawienie. Bardzo ciekawe. Siedzę tak jeszcze jakąś chwilę, kiedy dostaję smsa. Otwieram wiadomość. Jest od Francesci.

*Czemu już wróciłaś?*

*Mam ważną sprawę do załatwienia*

Odkładam telefon i podnoszę się z kanapy, a następnie podchodzę do lodówki. Nic nie ma. Bez zastanawiania się, zakładam szybko buty i kurtkę. Biorę torebkę i wychodzę z akademika. Kieruję się w stronę sklepu spożywczego. Chodzę między półkami i szukam czegoś do jedzenia i picia. Kupuję kilka jogurtów, dwa soki jabłkowe, trochę cukierków do pojedzenia, chleb, serek śmietankowy,trochę wędliny i inne składniki. Muszę przecież jakoś przeżyć. Płacę za produkty i wychodzę ze sklepu z dwoma siatkami z zakupami. Idę wolno do akademika, na tyle wolno, aby się nie przewrócić na chodniku. Z moimi butami na obcasach i moim szczęściem muszę bardzo uważać. Po ok. 15 minutach jestem już z powrotem w pokoju. Wyjmuję wszystko z siatek i chowam do lodówki. Powinnyśmy porozmawiać z Francescą o nowej, wielkiej lodówce. Ta jest troszeczkę za mała. Za dużo jem i kupuję dużo jedzenia, które ledwo się tutaj mieści.
Siadam przed komputerem i zaczynam przeglądać tumblra. Po kilku minutach patrzenia na piękne i chude dziewczyny, postanawiam, że włączę sobie jakiś film. Decyduję się na komedię. Szukam czegoś dobrego w internecie, aż w końcu wpadam na podobno śmieszną komedię "Głupi i głupszy".
Nie. Nie mogę tak oglądać. Muszę sobie kupić jakieś chrupki. Podchodzę do telefonu i sprawdzam godzinę, bo nie wiem czy sklep jest jeszcze otwarty. Dochodzi siedemnasta, a sklep jest czynny do dwudziestej pierwszej. Szybko zakładam kurtkę i buty. Zamykam drzwi i wychodzę. Kiedy jestem już na zewnątrz i zaczynam iść w stronę sklepu, orientuję się, że nie wzięłam torebki.
- Cholera. - mruczę pod nosem i zawracam.
Szybkim krokiem wracam do akademika i biorę torebkę z pokoju.
Wchodzę do sklepu i od razu kieruję się do półek z chipsami. Łapię pierwsze lepsze największe paczki i podchodzę do kasy. Kładę kilka paczek chipsów na blat,a kasjerka mówi mi ile płacę. To są chyba jakieś żarty.
Nie mam portfela.
Przeszukuję szybko torebkę i nie mogę go znaleźć. Jezu, położyłam go przecież na stole w pokoju. O matko... Kasjerka czeka niecierpliwie na pieniądze,a ja jak idiotka patrzę się na leżące przede mną chipsy. W końcu się odzywam.
- Przepraszam, ale zapomniałam wziąć portfela. - mówię cicho, tak aby inni klienci stojący za mną w kolejce nie słyszeli tego co mówię.
- Ja za to zapłacę. - odzywa się męski głos.
Odwracam się i widzę mężczyznę w wieku ok. 40 lat.
- Nie mogę tego przyjąć. - wskazuje na pieniądze, które mężczyzna zaczyna wyciągać z portfela.
- Ależ może pani. - rzuca mi czarujący uśmiech i podaje pieniądze kasjerce.
Ona się tylko uśmiecha i zaczyna wpisywać coś do kasy.
- Zapraszam do mnie. Oddam panu pieniądze. - biorę do ręki paczki chipsów i chowam do reklamówki.
- Och, niech pani nawet nie żartuje! To grosze. Nie zbankrutuję. - zaczyna się śmiać.
Jest bardzo miły. Mało jest takich ludzi na świecie.
- Dziękuję panu bardzo. - uśmiecham się do niego i odchodzę.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odwzajemnia uśmiech i zaczyna płacić za swoje zakupy.
Wychodząc ze sklepu na kogoś wpadam. Lekko się zderzamy. Po chwili rozpoznaję osobę, na którą wpadłam.
- Violetta?! Co ty tutaj robisz?! - unosi brwi zaskoczony moją obecnością.
- Ciebie też miło widzieć Diego. - mówię ironicznie, jednocześnie się uśmiechając.
- Ale co ty tutaj robisz? - wymachuje rękami.
- Podobno chodzę na studia. - uśmiecham się cwaniacko.
- Ha-ha. Mówiłaś, że nie wracasz.
- Ale wróciłam.
- Jakie masz plany na sylwestra? - chowa ręce do kieszeni w kurtce.
- Nie mam żadnych planów. - wzruszam ramionami i pociągam nosem.
- Może wpadniesz do nas na imprezę?
Przez moment się zastanawiam i wpadam na super pomysł.
- León też tam będzie? - unoszę brew i czekam na jego odpowiedź.
- Taa... - spuszcza wzrok. - Słuchaj jeśli chodzi o tamto... -zaczyna ale mu od razu przerywam.
Nie chcę do tego wracać.
- Jest okej.- uśmiecham się lekko i poprawiam czapkę.
- To co? Wpadniesz? Wiesz, że możesz go unikać. - puszcza mi oczko, na co ja się uśmiecham.
- Pewnie. - mówię głośniej.
- Okej. Wyślę Ci smsem adres i godzinę.
- Okej, muszę lecieć bo zaraz zamarznę.
- Spoko. - rusza w stronę drzwi.
- Diego! - zatrzymuję go jeszcze.
- Tak?
- Nie mów nikomu, że wróciłam.
- Jasne. - jeszcze raz puszcza mi oczko i macha na pożegnanie, po czym wchodzi do sklepu, a ja ruszam w stronę akademika.
Wchodzę do pokoju i wyjmuję chipsy z torebki. Kładę się na brzuchu na łóżku i kładę przed sobą laptopa. Włączam komedię i otwieram pierwszą paczkę chipsów paprykowych.
Cieszę się, że Diego mnie zaprosił na imprezę i że będzie tam León. Lepszej okazji do zemsty nie będę mieć. Pożałuje tego, że mnie tyle razy upokorzył i zranił.

***
Dostaję smsa od Diego.

*Klub nocny Loto Negro. O 19 zaczynamy*

*Będę na czas*

Jest godzina szesnasta. Zamawiam taksówkę i szybko się przebieram. Zakładam pierwsze lepsze jeansy i bluzkę na długi rękaw. Wiążę buty i zakładam kurtkę. Czekam przy wyjściu na taksówkę, która jedzie tutaj za długo. Po kilku minutach zjawia się, więc szybko wychodzę i wsiadam do taksówki. Podaję kierowcy adres. Po kilku minutach jestem już na miejscu. Wchodzę do środka i witam się z siedzącą przy małym stole kobietą. 
- Dzień dobry. - mówię po przekroczeniu progu.
- Witam, na którą godzinkę? - pyta mnie kobieta z pięknymi, długimi, rudymi włosami. 
- 16:30. - uśmiecham się. 
Kątem oka zerkam na zegar wiszący na ścianie. Jest prawie 16:30.
- Zapraszam. - kobieta wskazuje na krzesło.
Siadam przed lustrem i czekam, aż skończy zawiązywać fartuch. Związuje szybko włosy w luźnego koka i do mnie podchodzi.
- Co dla pani?
- Umm, chciałabym je jakoś upiąć. - wskazuję ręką na moje włosy i pokazuje jak mniej więcej ma to wyglądać.
Kobieta wykonuje swoją pracę i mówi ile płacę. Szybko podaję gotówkę kobiecie. Kiedy ona liczy resztę, ja w tym czasie przeglądam się w lustrze. Pięknie jej to wyszło. Dziękuję kobiecie i wychodzę na zewnątrz. Moja taksówka, którą zamówiłam kilka minut temu, już czeka. Wsiadam do auta i podaję adres mojego akademika. Płacę i biegiem wpadam do pokoju. Jest równa osiemnasta. Siadam szybko przed lustrem i zaczynam się malować. Nakładam trochę pudru i podkładu., następnie dodaję jasny, złoty cień na powieki i dwie, grube, czarne kreski eyelinerem. Usta maluję na jasny różowy kolor. Wstaję z krzesła i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej sukienkę, którą wczoraj kupiłam. Jest cała w złotych cekinach. Dosięga mi prawie prawie do kolan, a nawet jeszcze wyżej. Ma rękawy 3/4 z wycięciami na ramionach. Sukienka jest kloszowana i bardzo piękna. Nawet nie pomyślałam o tym, że będę się tam za bardzo wyróżniać. Zakładam sukienkę na siebie i biorę do ręki czarne, zwyczajne szpilki. Zakładam je i podchodzę do lustra. Staję jak najdalej, abym mogła się obejrzeć od góry do dołu. Wyglądam całkiem, całkiem. Poprawiam sukienkę, żeby ładnie się układała. Zamawiam taksówkę i ponownie przeglądam się w lustrze. Podchodzę bliżej i dokładnie się sobie przyglądam.
- Pożałujesz tego. - mówię sama do siebie i patrzę się tak jeszcze przez parę sekund.
Taksówka przyjechała po pięciu minutach. Zakładam szybko czarne futerko i biorę ze sobą małą, czarną torebkę na złotym łańcuszku. Chowa do niej telefon i wychodzę z pokoju. Zamykam drzwi na klucz i idę w stronę taksówki. Sprawdzałam w internecie, gdzie jest ten cały klub. Od mojego akademika muszę jechać tam ok. 20 minut. Dlatego wcześniej musiałam się wyrobić. Podaję kierowcy adres i nazwę klubu. Współczuję ludziom, że nawet w takie dni muszą pracować. 
Po niecałych dwudziestu minutach jestem już przed klubem. Z daleka da się zauważyć, turkusowy, neonowy napis Loto Negro. Wchodzę do środka i od razu uderza we mnie głośna muzyka. Jest 19:30, więc większość ludzi zdążyła już przyjść. Wypatruję Diego, ale nie mogę go znaleźć.
- Witam! - ktoś łapie mnie od tyłu, a ze mnie wydostaje się cichy pisk.
Odwracam się i widzę uradowanego Diego. Normalnie rozbiera mnie wzrokiem. 
- Wyglądasz prześlicznie. - odchyla głowę i patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami. 
- Dziękuję. - uśmiecham się serdecznie i zaczynam zdejmować futerko,które zaczyna mi już przeszkadzać.
- Pomogę. - Diego zaczyna zdejmować ze mnie czarne i ciepłe futerko.
- Wow. Bez tego wyglądasz jak gwiazda. - oblizuje lekko usta, a mi robi się momentalnie gorąco.
Zaczynam się śmiać i mu dziękuję. Jest taki kochany. Szkoda, że budzi postrach u ludzi. 
- Zaniosę to do szatni. - unosi lekko moje futerko i odchodzi.
Podążam za nim wzrokiem, ale po chwili tracę go z pola widzenia. Odwracam się i zauważam gapiącego się na mnie Leóna. Przygląda mi się i wygląda na przestraszonego. Zdziwił się, że tutaj jestem? Myślał, że już mnie nigdy nie spotka, więc będzie mógł mnie obrażać przez skype? Myślał, że zacznie się zabawa z nabijaniem się ze mnie, kiedy wyjadę? Pomylił się. 
Dopiero teraz - zabawa niedługo się zacznie.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

4 komentarze:

  1. Violetta chce się zemścić?! ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Wowowow Violetta jaka kocica 😲 omg dobrze ze odda temu Leonowi. Przegial chłopak. Diego jaki flirciarz 😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja tak bardzo uwielbiam twoje ff? Akdbskdjdxjsl

    OdpowiedzUsuń
  4. Violetta kocica hah XD coraz bardziej pasuje mi Diego do Vilu *-*

    OdpowiedzUsuń