Tak.
Z pewnością by mi pozwolił. Kończę poprawiać makijaż i podchodzę do walizki. Zaczynam się rozpakowywać, bo nienawidzę jak ubrania leżą tak w walizkach i się gniotą. Lubię porządek i uwielbiam sprzątać. Z wyjątkiem jedzenia. Nienawidzę sprzątać po obiedzie, zmywać ani wyjmować ze zmywarki lub chować brudnych naczyń. To dla mnie zbyt obleśne. Wyjmuję z walizki kubki, które Olga mi przygotowała. Mam ich dwa razy więcej. Układam wszystkie rzeczy do szafy, a rzeczy, które nie są ubraniami odkładam na swoje miejsca. Biorę laptopa do ręki i odkładam go na biurko. W tym samym czasie dzwoni mój telefon. Chodzę po pokoju i nie mogę go znaleźć. Dzwoni już trzeci raz, a ja nadal zastanawiam się gdzie go położyłam.
- Poddaję się! - wykrzykuję i siadam na kanapę.
Opieram się o poduszkę, kiedy telefon dzwoni już czwarty raz. Nie wiem gdzie on jest. Kiedy się uspokajam słyszę, że dźwięk dochodzi z tyłu. Odwracam się i oczywiście patrzę pod kanapą, na kanapie, obok, ale nie wpadłam na pomysł żeby zajrzeć za poduszkę. W końcu wpadam na ten banalnie prostu pomysł i podnoszę każdą poduszkę do góry. Oczywiście telefon leżał dokładnie za mną. Za poduszką, o którą się opierałam. Walę się w twarz i biorę telefon do ręki. Cztery nieodebrane połączenia od taty. Szybko do niego oddzwaniam. Od razu odbiera.
- Violetta? Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?! - ignoruję jego wściekłość i odpowiadam normalnym tonem, jakby nic się nie stało. Bo przecież nic się nie stało.
- Nie mogłam znaleźć telefonu nigdzie.
- No dobrze. - nie wierzy mi. - Wszystko w porządku?
- Tak tato. Niedawno skończyłam się rozpakowywać.
- Okej, tylko chciałem się upewnić, że dotarłaś bezpiecznie do akademika. Musiałaś mieć naprawdę ważny powód, żeby wrócić tak szybko.
Czyżby nie uwierzył mi w moje kłamstwo o uczeniu się do egzaminu? Nawet nie chcę pytać i zaczynać niepotrzebnej kłótni.
- Tak tato, mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. - mówię tajemniczym głosem i wpatruję się w ścianę.
- Wszystko okej?
- Będzie okej, kiedy załatwię tą sprawę. - wzdycham.
- Dobrze, to nie przeszkadzam Ci już. - nie wie już co powiedzieć. Brzmię zbyt tajemniczo, ale to co szykuję będzie bardzo interesujące.
- Okej. Pa tato.
- Pa córciu. - rozłączam się i kładę telefon obok siebie.
Opieram się o poduszkę i patrzę się w sufit. To będzie ciekawe przedstawienie. Bardzo ciekawe. Siedzę tak jeszcze jakąś chwilę, kiedy dostaję smsa. Otwieram wiadomość. Jest od Francesci.
*Czemu już wróciłaś?*
*Mam ważną sprawę do załatwienia*
Odkładam telefon i podnoszę się z kanapy, a następnie podchodzę do lodówki. Nic nie ma. Bez zastanawiania się, zakładam szybko buty i kurtkę. Biorę torebkę i wychodzę z akademika. Kieruję się w stronę sklepu spożywczego. Chodzę między półkami i szukam czegoś do jedzenia i picia. Kupuję kilka jogurtów, dwa soki jabłkowe, trochę cukierków do pojedzenia, chleb, serek śmietankowy,trochę wędliny i inne składniki. Muszę przecież jakoś przeżyć. Płacę za produkty i wychodzę ze sklepu z dwoma siatkami z zakupami. Idę wolno do akademika, na tyle wolno, aby się nie przewrócić na chodniku. Z moimi butami na obcasach i moim szczęściem muszę bardzo uważać. Po ok. 15 minutach jestem już z powrotem w pokoju. Wyjmuję wszystko z siatek i chowam do lodówki. Powinnyśmy porozmawiać z Francescą o nowej, wielkiej lodówce. Ta jest troszeczkę za mała. Za dużo jem i kupuję dużo jedzenia, które ledwo się tutaj mieści.
Siadam przed komputerem i zaczynam przeglądać tumblra. Po kilku minutach patrzenia na piękne i chude dziewczyny, postanawiam, że włączę sobie jakiś film. Decyduję się na komedię. Szukam czegoś dobrego w internecie, aż w końcu wpadam na podobno śmieszną komedię "Głupi i głupszy".
Nie. Nie mogę tak oglądać. Muszę sobie kupić jakieś chrupki. Podchodzę do telefonu i sprawdzam godzinę, bo nie wiem czy sklep jest jeszcze otwarty. Dochodzi siedemnasta, a sklep jest czynny do dwudziestej pierwszej. Szybko zakładam kurtkę i buty. Zamykam drzwi i wychodzę. Kiedy jestem już na zewnątrz i zaczynam iść w stronę sklepu, orientuję się, że nie wzięłam torebki.
- Cholera. - mruczę pod nosem i zawracam.
Szybkim krokiem wracam do akademika i biorę torebkę z pokoju.
Wchodzę do sklepu i od razu kieruję się do półek z chipsami. Łapię pierwsze lepsze największe paczki i podchodzę do kasy. Kładę kilka paczek chipsów na blat,a kasjerka mówi mi ile płacę. To są chyba jakieś żarty.
Nie mam portfela.
Przeszukuję szybko torebkę i nie mogę go znaleźć. Jezu, położyłam go przecież na stole w pokoju. O matko... Kasjerka czeka niecierpliwie na pieniądze,a ja jak idiotka patrzę się na leżące przede mną chipsy. W końcu się odzywam.
- Przepraszam, ale zapomniałam wziąć portfela. - mówię cicho, tak aby inni klienci stojący za mną w kolejce nie słyszeli tego co mówię.
- Ja za to zapłacę. - odzywa się męski głos.
Odwracam się i widzę mężczyznę w wieku ok. 40 lat.
- Nie mogę tego przyjąć. - wskazuje na pieniądze, które mężczyzna zaczyna wyciągać z portfela.
- Ależ może pani. - rzuca mi czarujący uśmiech i podaje pieniądze kasjerce.
Ona się tylko uśmiecha i zaczyna wpisywać coś do kasy.
- Zapraszam do mnie. Oddam panu pieniądze. - biorę do ręki paczki chipsów i chowam do reklamówki.
- Och, niech pani nawet nie żartuje! To grosze. Nie zbankrutuję. - zaczyna się śmiać.
Jest bardzo miły. Mało jest takich ludzi na świecie.
- Dziękuję panu bardzo. - uśmiecham się do niego i odchodzę.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odwzajemnia uśmiech i zaczyna płacić za swoje zakupy.
Wychodząc ze sklepu na kogoś wpadam. Lekko się zderzamy. Po chwili rozpoznaję osobę, na którą wpadłam.
- Violetta?! Co ty tutaj robisz?! - unosi brwi zaskoczony moją obecnością.
- Ciebie też miło widzieć Diego. - mówię ironicznie, jednocześnie się uśmiechając.
- Ale co ty tutaj robisz? - wymachuje rękami.
- Podobno chodzę na studia. - uśmiecham się cwaniacko.
- Ha-ha. Mówiłaś, że nie wracasz.
- Ale wróciłam.
- Jakie masz plany na sylwestra? - chowa ręce do kieszeni w kurtce.
- Nie mam żadnych planów. - wzruszam ramionami i pociągam nosem.
- Może wpadniesz do nas na imprezę?
Przez moment się zastanawiam i wpadam na super pomysł.
- León też tam będzie? - unoszę brew i czekam na jego odpowiedź.
- Taa... - spuszcza wzrok. - Słuchaj jeśli chodzi o tamto... -zaczyna ale mu od razu przerywam.
Nie chcę do tego wracać.
- Jest okej.- uśmiecham się lekko i poprawiam czapkę.
- To co? Wpadniesz? Wiesz, że możesz go unikać. - puszcza mi oczko, na co ja się uśmiecham.
- Pewnie. - mówię głośniej.
- Okej. Wyślę Ci smsem adres i godzinę.
- Okej, muszę lecieć bo zaraz zamarznę.
- Spoko. - rusza w stronę drzwi.
- Diego! - zatrzymuję go jeszcze.
- Tak?
- Nie mów nikomu, że wróciłam.
- Jasne. - jeszcze raz puszcza mi oczko i macha na pożegnanie, po czym wchodzi do sklepu, a ja ruszam w stronę akademika.
Wchodzę do pokoju i wyjmuję chipsy z torebki. Kładę się na brzuchu na łóżku i kładę przed sobą laptopa. Włączam komedię i otwieram pierwszą paczkę chipsów paprykowych.
Cieszę się, że Diego mnie zaprosił na imprezę i że będzie tam León. Lepszej okazji do zemsty nie będę mieć. Pożałuje tego, że mnie tyle razy upokorzył i zranił.
***
Dostaję smsa od Diego.
*Klub nocny Loto Negro. O 19 zaczynamy*
*Będę na czas*
Jest godzina szesnasta. Zamawiam taksówkę i szybko się przebieram. Zakładam pierwsze lepsze jeansy i bluzkę na długi rękaw. Wiążę buty i zakładam kurtkę. Czekam przy wyjściu na taksówkę, która jedzie tutaj za długo. Po kilku minutach zjawia się, więc szybko wychodzę i wsiadam do taksówki. Podaję kierowcy adres. Po kilku minutach jestem już na miejscu. Wchodzę do środka i witam się z siedzącą przy małym stole kobietą.
- Dzień dobry. - mówię po przekroczeniu progu.
- Witam, na którą godzinkę? - pyta mnie kobieta z pięknymi, długimi, rudymi włosami.
- 16:30. - uśmiecham się.
Kątem oka zerkam na zegar wiszący na ścianie. Jest prawie 16:30.
- Zapraszam. - kobieta wskazuje na krzesło.
Siadam przed lustrem i czekam, aż skończy zawiązywać fartuch. Związuje szybko włosy w luźnego koka i do mnie podchodzi.
- Co dla pani?
- Co dla pani?
- Umm, chciałabym je jakoś upiąć. - wskazuję ręką na moje włosy i pokazuje jak mniej więcej ma to wyglądać.
Kobieta wykonuje swoją pracę i mówi ile płacę. Szybko podaję gotówkę kobiecie. Kiedy ona liczy resztę, ja w tym czasie przeglądam się w lustrze. Pięknie jej to wyszło. Dziękuję kobiecie i wychodzę na zewnątrz. Moja taksówka, którą zamówiłam kilka minut temu, już czeka. Wsiadam do auta i podaję adres mojego akademika. Płacę i biegiem wpadam do pokoju. Jest równa osiemnasta. Siadam szybko przed lustrem i zaczynam się malować. Nakładam trochę pudru i podkładu., następnie dodaję jasny, złoty cień na powieki i dwie, grube, czarne kreski eyelinerem. Usta maluję na jasny różowy kolor. Wstaję z krzesła i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej sukienkę, którą wczoraj kupiłam. Jest cała w złotych cekinach. Dosięga mi prawie prawie do kolan, a nawet jeszcze wyżej. Ma rękawy 3/4 z wycięciami na ramionach. Sukienka jest kloszowana i bardzo piękna. Nawet nie pomyślałam o tym, że będę się tam za bardzo wyróżniać. Zakładam sukienkę na siebie i biorę do ręki czarne, zwyczajne szpilki. Zakładam je i podchodzę do lustra. Staję jak najdalej, abym mogła się obejrzeć od góry do dołu. Wyglądam całkiem, całkiem. Poprawiam sukienkę, żeby ładnie się układała. Zamawiam taksówkę i ponownie przeglądam się w lustrze. Podchodzę bliżej i dokładnie się sobie przyglądam.
- Pożałujesz tego. - mówię sama do siebie i patrzę się tak jeszcze przez parę sekund.
Taksówka przyjechała po pięciu minutach. Zakładam szybko czarne futerko i biorę ze sobą małą, czarną torebkę na złotym łańcuszku. Chowa do niej telefon i wychodzę z pokoju. Zamykam drzwi na klucz i idę w stronę taksówki. Sprawdzałam w internecie, gdzie jest ten cały klub. Od mojego akademika muszę jechać tam ok. 20 minut. Dlatego wcześniej musiałam się wyrobić. Podaję kierowcy adres i nazwę klubu. Współczuję ludziom, że nawet w takie dni muszą pracować.
Po niecałych dwudziestu minutach jestem już przed klubem. Z daleka da się zauważyć, turkusowy, neonowy napis Loto Negro. Wchodzę do środka i od razu uderza we mnie głośna muzyka. Jest 19:30, więc większość ludzi zdążyła już przyjść. Wypatruję Diego, ale nie mogę go znaleźć.
- Witam! - ktoś łapie mnie od tyłu, a ze mnie wydostaje się cichy pisk.
Odwracam się i widzę uradowanego Diego. Normalnie rozbiera mnie wzrokiem.
- Wyglądasz prześlicznie. - odchyla głowę i patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Dziękuję. - uśmiecham się serdecznie i zaczynam zdejmować futerko,które zaczyna mi już przeszkadzać.
- Pomogę. - Diego zaczyna zdejmować ze mnie czarne i ciepłe futerko.
- Wow. Bez tego wyglądasz jak gwiazda. - oblizuje lekko usta, a mi robi się momentalnie gorąco.
Zaczynam się śmiać i mu dziękuję. Jest taki kochany. Szkoda, że budzi postrach u ludzi.
- Zaniosę to do szatni. - unosi lekko moje futerko i odchodzi.
Podążam za nim wzrokiem, ale po chwili tracę go z pola widzenia. Odwracam się i zauważam gapiącego się na mnie Leóna. Przygląda mi się i wygląda na przestraszonego. Zdziwił się, że tutaj jestem? Myślał, że już mnie nigdy nie spotka, więc będzie mógł mnie obrażać przez skype? Myślał, że zacznie się zabawa z nabijaniem się ze mnie, kiedy wyjadę? Pomylił się.
Dopiero teraz - zabawa niedługo się zacznie.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Violetta chce się zemścić?! ����
OdpowiedzUsuńWowowow Violetta jaka kocica 😲 omg dobrze ze odda temu Leonowi. Przegial chłopak. Diego jaki flirciarz 😂
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja tak bardzo uwielbiam twoje ff? Akdbskdjdxjsl
OdpowiedzUsuńVioletta kocica hah XD coraz bardziej pasuje mi Diego do Vilu *-*
OdpowiedzUsuń