Rozdział 28.

Leżę już jakieś 15 minut na łóżku i płaczę po cichu. Kilka razy tata wołał mnie na dół, ale zignorowałam to. W końcu podnoszę się i staję przed lustrem. Wyglądam okropnie. Cały makijaż rozmazał się i większość spłynęła. Na szczęście nie ubrudziłam sukienki, tylko poduszkę.
- Violu? - słyszę za drzwiami głos taty.
- Tak?
- Stało się coś? Czekamy już na Ciebie dość długo. - mówi załamanym głosem mój ojciec.
- N-nie, nie. Za 5 minut zejdę dobrze? - podchodzę do szafki i wyjmuję wacik.
- Czekamy. - tata odchodzi od drzwi.
Zaczynam zmywać zniszczony makijaż. Szukam kosmetyczki i wyjmuję z niej eyeliner i podkład. Robię grube i w miarę długie kreski. Próbuję jakoś ukryć czerwony nos i lekko spuchnięte usta. Może szminka coś pomoże. Biorę do ręki czerwoną szminkę i maluję usta. Następnie sięgam po tusz do rzęs i poprawiam nim mokre od płaczu rzęsy. Rozczesuję jeszcze raz włosy i poprawiam sukienkę. Wcale nie jestem gruba. Modelką Victoria's Secret nie jestem, ale gruba nie jestem. Naprawdę nie wiem czemu ja się tym tak przejęłam? Od urodzenia jestem delikatna i bardzo łatwo mnie zranić. Nawet takim tekstem. Muszę nad tym popracować. Ostatni raz szybko patrzę na siebie w lustrze. Biorę telefon do ręki i otwieram drzwi. Wychodzę niepewnie i schodzę powoli po schodach. Wchodzę o salonu i widzę trzy najbliższe mi osoby, które siedzą smutne przy stole. To przeze mnie. Zniszczyłam im już święta. Kiedy Olga mnie zauważa, od razu się odzywa.
- Violu! - wstaje z krzesła i podbiega do mnie.
- Już jest okej. - zajmuję miejsce przy stole, obok taty.
Patrzą się na mnie i nie wiedzą co powiedzieć, więc im to ułatwiam.
- Nie pytajcie. - kręcę lekko głową i się uśmiecham.
- No to może najpierw życzenia? - wstaje tata i odzywa się głośniej, aby każdy (czyli trzy osoby) go usłyszał.
Wszyscy potakujemy i wstajemy od stołu. Na stole leży mały, biały talerzyk, a na nim opłatek. Każdy bierze po jednym i zaczynamy wymieniać się życzeniami.
Po złożeniu życzeń siadamy do stołu i zajadamy się potrawami, które przyrządziłam razem z Olgą. Nakładam na talerz karpia i moją sałatkę, przy której namęczyłam się chyba najbardziej. Proszę Ramallo, aby podał mi pieczywo. Biorę kilka kromek chleba i zaczynam jeść. O dziwo moja sałatka jest dobra. Nawet za dobra jak na mnie. Pewnie Olga coś poprawiła.
- Olga, poprawiałaś moją sałatkę? - wycieram usta serwetką.
- Nie, kochanie. Nie ruszałam jej. - unosi ręce. - Dziwisz się, że taka dobra co? - rzuca mi uroczy uśmiech i bierze kolejną porcję do ust.
Potakuję tylko i biorę kolejnego kęsa. Moją szarotkę wszyscy chwalili. Mi również smakowała. Po jedzeniu wstajemy od stołu i podchodzimy do choinki, którą pięknie ozdobiłam. Najpierw ja szukam prezentów dla mnie. Biorę kilka toreb i paczek i kładę obok siebie na podłodze. Dostałam m.in. perfumy, kosmetyki, buty i jedną sukienkę. Ramallo bardzo spodobał się krawat, który mu kupiłam. Powiedział, że jeszcze takiego nie miał. Oldze torebka przypadła do gustu, a tata bardzo się ucieszył z nowego segregatora i oczywiście ze skarpetek z kolorowymi kropkami. Po kilku minutach mój telefon zaczyna dzwonić. Szukam go i widzę, że leży obok taty na kanapie. Tata spogląda na telefon i rzuca mi mordercze spojrzenie. O co mu chodzi? Podchodzę do niego i biorę telefon do ręki. Na wyświetlaczu pojawia się numer Diego. Odrzucam połączenie i odkładam telefon na stół. Tata nic nie mówi tylko mi się przygląda i lekko się uśmiecha, że odrzuciłam połączenie od chłopaka. Od zawsze był nadopiekuńczy. Zero chłopców, zero imprez. Trochę mi to przeszkadzało, ale teraz jestem dorosła. Robię co chcę i co mi się podoba, a tata nie ma nic o gadania.
Ok. godziny 23 rozeszliśmy się do swoich pokoi. Siadam na łóżku i zamykam oczy. Po kilku sekundach je otwieram i schodzę z łóżka. Zdejmuję buty i i odstawiam je na bok. Diego cały czas próbuje się do mnie dodzwonić. Kiedy po raz kolejny odrzucam połączenie, wybieram numer i zaczynam dzwonić.
- Dzień dobry. Chciałabym zapytać czy są wolne miejsca na lot do Buenos Aires?
- Dzień dobry. Tak, ale to zależy kiedy chciałaby pani lecieć.
- 29 grudzień. Jest taka możliwość?
- Przykro mi, ale wszystkie miejsca są zajęte. Jeśli pani chce możemy wpisać panią na listę rezerwową. Jeśli coś się zmieni wtedy zadzwonimy i panią poinformujemy.
- Okej. Dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc. - rozłączam się i rzucam się na łóżko.
- Cholera. - mruczę pod nosem.
Wstaję i zdejmuję sukienkę. Ubieram się w piżamę, a sukienkę składam i wkładam do walizki. Wyciszam telefon, ponieważ gdy tylko skończyłam rozmawiać - Diego znowu zaczął dzwonić. Odkładam telefon na szafkę i gaszę lampkę. Marzę tylko o długim śnie.

***
28 grudzień. Jestem w domu jakiś tydzień. Wstaję z łóżka i biorę do ręki koszulkę, którą ostałam od Maxiego na święta. Zakładam ją i tylko ją. Mam na sobie tylko bieliznę i koszulkę. Jest tak długa że można z niej zrobić sukienkę. Idę do kuchni i biorę kawałek szarlotki na śniadanie. Jem kilka kawałków i popijam sokiem pomarańczowym. Idealne śniadanie. 

***
Siedzimy na kanapie z tatą i rozmawiamy o moich studiach, kiedy dzwoni telefon. Wyjmuję telefon z kieszeni spodni. Nieznany numer. Odbieram szybko i przykładam telefon do ucha.
- Halo? - bawię się koszulką.
- Dobry wieczór. Chciałabym panią poinformować, że jeden pasażer zrezygnował z lotu do Buenos Aires. - kiedy to słyszę wstaję na równe nogi i słucham uważnie tego co mówi do mnie kobieta. 
- W takim wypadku, czy decyduje się pani na lot?
- Tak, oczywiście, że tak. - kiwam głową, a tata patrzy się na mnie pytającym spojrzeniem.
- Dobrze. Proszę mi podać imię i nazwisko.
- Violetta Castillo.
- Data urodzenia i miejsce zamieszkania.
Dyktuję jej wszystkie potrzebne informacje i zastanawiam się już jak powiedzieć tacie, że jutro wylatuję o godzinie... No właśnie. O której godzinie?
- O której godzinie? - pytam najprościej jak umiem i bez szczegółów, aby tata nie dowiedział się o tym w taki sposób. 
- Samolot startuje o godzinie 6:00.
- Dziękuję i dobranoc.
- Dobranoc.
Boże miej mnie w opiece. 6:00?! Jak ja to powiem tacie? To będzie długi i ciężki wieczór. Właściwie to jaki wieczór?! Jest kilka minut po północy! Chryste! Nie mam czasu. Walę prosto z mostu.
- Tato, jest sprawa.
Spogląda na mnie i unosi brew.
- O co chodzi?
- Dzisiaj o szóstej lecę do Buenos Aires. - zaciskam oczy i czekam na awanturę.
- Jak to? Miałaś wylecieć po sylwestrze. - otwieram oczy i słyszę delikatny głos taty.
Wow.
Spodziewałam się reakcji typu Co ty wyprawiasz!? Jak ty mnie traktujesz! Okłamujesz mnie! Nie kochasz mnie już tak bardzo! A tutaj spokojna reakcja. Może to cisza przed burzą?
- Tak tato, ale mam bardzo ważny egzamin po świętach, a notatki zostawiłam w Argentynie. Wiesz jak bardzo zależy mi na dobrych ocenach prawda? - uśmiecham się fałszywie. 
- Jesteś dorosła. I tak Ci tego nie zabronię i tak. - wzrusza ramionami. 
- Olga! Ramallo! - krzyczy tata.
Olga z Ramallo szybko do nas dołączają i pytają o co chodzi. 
- Pożegnajcie się. Violetta za kilka godzin wraca do Argentyny. - wskazuje ręką na mnie, po czym splata ręce i marszczy brwi.
- Ramallo, zawieziesz ją na lotnisko. - dodaje.
Coś czuję, że Olga zaraz zacznie płakać. 
Obeszło się bez płaczu. Olga i Ramallo pożegnali się ze mną, chociaż i tak wiem, że w środku nocy Olga przyjdzie się jeszcze raz pożegnać. 

***
Budzi mnie mój budzik. Wstaję szybko z łóżka i zakładam na siebie ciepłe ubrania. Termometr pokazuje -4 stopnie. No super. Lot będzie bardzo przyjemny. Jest godzina 4:40 rano. Mam ok. 40 minut na wyjście z domu. Zakładam na siebie białą bokserkę i czarny, cieplutki sweter. Czarne jeansy, a do tego moje czarne botki. Wychodzę do łazienki i robię szybki makijaż. Przechodzę obok okna. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno. Kiedy będę startować, powinno się rozjaśniać, ale kiedy będę już w Buenos Aires - będzie godzina pierwsza w nocy. Słyszę, że Ramallo jest już gotowy. Zamykam walizki i zaczynam pakować podręczne rzeczy do torebki. Biorę też koc. W samolocie nie będzie zbytnio ciepło, więc wolę się zabezpieczyć. Biorę do ręki kurtkę i schodzę na dół. Informuję Ramallo, że może znosić walizki. Na dole zastaję Olgę i tatę. Podchodzę do nich i się żegnam. Zakładam kurtkę i ją zapinam. Nawet w domu czuję chłód, więc co to będzie kiedy wyjdę na zewnątrz. Ramallo także zakłada kurtkę i wynosi walizki do samochodu. Sprawdzam czy mam ze sobą klucz do pokoju w akademiku. Jest na swoim miejscu w kieszonce w torebce. Zakładam czapkę i rękawiczki. Ostatni raz żegnam się z Olgą i tatą, po czym wychodzę z domu i zamykam za sobą drzwi. Od razu wita mnie wiatr, śnieg i mróz. Wsiadam szybko do samochodu i czekam na Ramallo. Po chwili siada za kierownicą i odpala silnik. 
Jedziemy ok. 15 minut. Kiedy jesteśmy na miejscu Ramallo wyjmuje walizki i wchodzi ze mną do środka. Przekazuje bagaże portierowi, który zabiera je do samolotu. Żegnam się z Ramallo i udaję się do kasy. Płacę i odbieram mój bilet. Zostało 10 minut do startu. Kieruję się w stronę bramek i udaję się do samolotu. Jest niewyobrażalnie zimno. Wchodzę na pokład i zajmuję miejsce akurat przy oknie. Zaczyna się lekko rozjaśniać. Samolot po ok. 10 minutach startuje, a ja patrzę się na czarne nic za oknem. Wyjmuję koc z torebki i przykrywam się nim. Miałam rację, że będzie tutaj zimno. Piszę do Fran, że wracam do Buenos Aires. Wkładam do uszu słuchawki i włączam muzykę. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że leżę na plaży w Los Angeles. 

***
Obudził mnie pan, który siedział obok mnie. Jesteśmy już w Buenos Aires. Jest jeszcze zimniej niż w Madrycie. Zerkam na termometr na lotnisku i ukazuje mi się piękna liczba -7 stopni. Potrząsam głową i podchodzę do kas, poprosić o zamówienie taksówki. 
Po 7 minutach, bo liczyłam z nudów, przyjeżdża taksówka. Wsiadam do środka, a ku mojemu zdziwieniu po raz kolejny kierowca wkłada walizki do auta. Odjeżdżamy i kierujemy się w stronę mojego akademika. Na miejscu jesteśmy po kilkunastu minutach. Płacę kierowcy i ciągnę walizki do pokoju. Wyjmuję klucz i otwieram drzwi. Wchodzę do środka i stawiam walizki przy szafie. Rozbieram się i rzucam się na łóżko w jeansach i bokserce. Jestem wykończona.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

Notka: Pisałam na komputerze, gdzie klawiatura jest zepsuta, więc w niektórych wyrazach może brakować literki D. Przepraszan :)

9 komentarzy:

  1. DLACZEGO WRÓCIŁA? :O

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie czemu wrocila? 😲 bardzo dziwnie. Żadnych w sumie zwrotów akcji co mnie mega zdziwiło 😲 ale Viola wykonczona omg szkoda mi jej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi tez jej szkoda omg �� co ten Leon z nia robi ������

      Usuń
  3. Pewnie za Leónem tęskni ��❤
    A tak serio to dlaczego wróciła? ����

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział był taki normalny... Tzn ze nastepny bedzie skdnakxbanxn

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak w Madrycie jest grudzień i jest zima to w Argentynie o tej porze jest lato �� Musiałam to napisać, bo bardzo mi to przeszkadzało. Tam jest inny klimat niż w Europie. Więc gdy u nas jest lato u nich jest zima itd... Dlatego nie powinno być aż -7° hahahha �� A tak pozatym świetny blog �� Uwielbiam to czytać ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *go �� słowniki przez przypadek zmienił na "to" ������ Sory...

      Usuń
    2. OJ TAM PRZECIEZ TO JEST FF HAHAHAHA :) NIECH BEDZIE ZIMA :D WAZNE ZE OPOWIADANIE DSKDNAMXNZNNX

      Usuń
  6. Pewnie bedzie cos z Leonem juz nie moge sie doczekac xD *-*

    OdpowiedzUsuń