Kobieta podchodzi do mnie i z uśmiechem się wita.
- Cześć. Jestem Elena. - kobieta wyciąga rękę w moją stronę.
Jest bardzo miła. Aż za miła na pierwsze spotkanie.
- Violetta. - odpowiadam i niechętnie podaję jej rękę.
Uśmiecham się lekko.
- Violu, to jest Elena moja znajoma. Byliśmy razem na spotkaniu, które przeciągnęło się do 00:30. Elena nie mieszka w Madrycie, więc zaproponowałem jej nocleg. - wyjaśnia mi tata.
- Okej. - lekko się uśmiecham i obserwuję kobietę stojącą przede mną.
Ma kasztanowe, długie włosy. Ma śliczną figurę, powiedziałabym, że nawet lepszą niż ja. Jest w moim szlafroku ale to nie ważne, bo jej uśmiech przyciąga spojrzenie każdego. Wygląda na młodą. Nie będę jej pytać o wiek, bo tak nie wypada. Wchodzę do kuchni i otwieram lodówkę. Wyjmuję z niej sok jabłkowy i piję szybko z małego kartonika. Odkładam go z powrotem do lodówki, po czym wracam do salonu. Wszyscy tam stoją i się nie odzywają. Dziwnie się jakoś zachowują. Postanawiam to zignorować.
- Idę się położyć. - informuję ich.
- Dobrze, dobrze. Śpij dobrze córeczko. - uśmiecha się sztucznie tata i się ze mną żegna.
Wchodzę po schodach na górę i zamykam drzwi od pokoju. Rozglądam się i nic tutaj nie było ruszane od mojego wyjazdu. Podchodzę do szafy i zakładam piżamę, której nie wzięłam do Buenos Aires. Zmywam makijaż i siadam na łóżko. Wybieram numer Francesci. Zastanawiam się czy dzwonić? Może śpi. Decyduję się jednak zadzwonić.Po kilku sygnałach odbiera.
- Violetta? - mówi zaspanym głosem.
- Hej, obudziłam Cię?
- Nie, nie. Jestem zmęczona, ale nie mogę jakoś zasnąć. Jesteś już w domu?
- Tak, właśnie mam zamiar się kłaść już. - bawię się rogiem pościeli. - Ile wam jeszcze zostało do lądowania?
- Ok. 2 godziny. Jestem naprawdę wykończona.
- Współczuję wam. Okej to spróbuj zasnąć. Napisz mi smsa jak już będziecie na miejscu.
- Okej. Dobranoc. - ziewa do słuchawki.
- Dobranoc. - żegnam się i kończę połączenie.
Odkładam telefon na szafkę nocną i gaszę lampkę. Myślę tylko o tym, żeby zasnąć.
***
Budzę się dość późno. Sprawdzam godzinę i widzę, że jest godzina 12:49. Nieźle. Wstaję z łóżka i schodzę na dół. Słyszę Olgę jak śpiewa w kuchni. Uśmiecham się i idę szybko do łazienki. Po kilku minutach wychodzę i udaję się do kuchni. Olga coś gotuje. Stoję za nią i ją obserwuję jak tańczy. Po kilku minutach w końcu mnie zauważa.- Matko! Violetta ale mnie przestraszyłaś! - odwraca się, a łyżka wylatuje jej z ręki.
Zaczynam się śmiać. Podnoszę łyżkę, która ubrudziła podłogę w sosie. Odkładam ją na blat i siadam na krzesło.
- Wyspałaś się?
- Wystarczająco. - puszczam jej oczko i poprawiam włosy. - Gdzie tata? - podpieram głowę ręką.
- Poszedł odwieźć panią Elenę.
Tsa.
- Olga, kto to właściwie jest?
- To znaczy?
- No nie wiem... Zna się długo z tatą? Kolegują się? Często tu bywa?
Zamęczam ją pytaniami, ale muszę się trochę dowiedzieć o tej kobiecie.
- Pani Elena, z tego co wiem - jest dobrą znajomą twojego taty. - Olga staje przede mną i opiera się o oblat.
- A okej.
- A coś się stało? - unosi brew i lekko się uśmiecha.
- Nie nic. Tak tylko pytam. - wzruszam ramionami i wstaję z krzesła.
Idę szybko do pokoju i otwieram walizki. Wyjmuję szare dresy i luźną białą koszulkę z kaktusem.
Maluję się i schodzę na dół coś zjeść.
Cały dzień minął na opowiadaniu jak to jest w Buenos Aires, jak mi się tam mieszka? Opowiadałam o uczelni i o moich nowych znajomych. Temat Mindy i Leóna ominęłam szerokim łukiem. Pojechałam z tatą do sklepu kupić dekoracje i ozdoby świąteczne. Kupiliśmy sztuczną, wielką choinkę, nowe bombki i łańcuchy na choinkę. Kupiliśmy także lodowe lampki. Zaczęliśmy wszystko dekorować. Ja zajęłam się oczywiście choinką. Uwielbiam dekorować choinkę. Zawsze zakładałam na czubek gwiazdę. Tata mi zawsze powtarza, że gwiazda powinna zakładać gwiazdę. Zawsze się z tego śmieję, ale to kochane.
Dzień przed Bożym Narodzeniem pomagam Oldze w kuchni przyjedzeniu. Robię sałatki, dekoruję stół. Piekę z nią ciasta. Najlepiej mi wychodzi szarlotka, dlatego co roku znajduje się na stole wigilijnym. Po męczącym dniu kładę się wcześniej spać, żeby wstać wcześnie i pomóc Oldze w przygotowaniach.
***
Wstaję o godzinie dziewiątej. Ubieram się w luźne ubrania, które mogę pobrudzić jakby co. Szybko zbiegam na dół i wchodzę do kuchni. Jest już tam Olga, która najwidoczniej gotuje od rana.Mówi mi co mam robić. Nakrywam do stołu. Dodaję wszystkie szczegóły. Następnie biorę się za dekorowanie jedzenia. Układam ryby na różnych talerzach, sałatki wkładam do lodówki. Wkładam ciasto do piekarnika, kiedy mój telefon zaczyna dzwonić. Szybko zdejmuję rękawiczki i podchodzę do telefonu. To sms od Diego.*O 19 wejdź na skype. Mam nadzieję, że będziesz już przebrana. :)*
Po co mam do cholery wchodzić na skype? Z z resztą nawet mi nie wysłał jak się nazywa.
Po chwili dostaję kolejnego smsa.
*diego032*
Uśmiecham się od ucha do ucha i kręcę głową. To jakby telepatia. Odkładam telefon i wracam do kuchni dalej pomagać Oldze.
***
- Gotowe! - Olga klaszcze i się uśmiecha.
- Nareszcie. - wzdycham. - Która godzina? - przecieram pot z czoła ręką.
- 18:30. Kochanie idź się szykuj. O 19 się spotykamy na dole. - rzuca mi przyjazny uśmiech.
Ech. Dziewiętnasta? Wtedy mam wejść na skype. Najwyżej przyjdę kilka minut później. Wchodzę na górę i szybko zaglądam do pokoju z rzeczami mamy. Oglądam jej sukienki. Może założę którąś z jej sukienek. Ubierała się pięknie. Wszystkie jej sukienki są idealne, ale postanawiam założyć jedną z moich. Wchodzę do pokoju i zaglądam do walizki. Zauważam torbę, którą do niej włożyłam z wszystkimi prezentami, które dostałam od znajomych. Wyjmuję pierwszą torbę. Od Ludmiły. Zaglądam do środka i wyjmuję szarą bluzę z wielkim czerwonym sercem na środku. Jest piękna. Trafiła z rozmiarem. Ciekawe czy spodobała się jej piżama? Może jeszcze nie otworzyła. Kolejny prezent jest od Fran. Dostałam od niej zestaw perfum Dior. Ją chyba popieprzyło! Ile ona musiała na to wydać?! Przecież tutaj są cztery buteleczki perfum. Ale kochana jest nadal. Federico kupił mi pluszaka renifera, a do niego przyczepione są trzy szminki. Śliczne kolory. Pewnie Ludmiła mu pomagała. Cami kupiła mi cudowną różową spódniczkę i okulary kujonki. Nawet nieźle w nich wyglądam. Tak mi się przynajmniej wydaje. Natomiast Andrés dał mi dwie płyty mojego ulubionego wykonawcy Johna Lennona. Muszę mu bardzo podziękować. Opowiadałam mu o nim i też bardzo go lubi. Wstaję z podłogi i mam zamiar już zacząć szukać sukienki w drugiej walizce, kiedy przypomina mi się, że jeszcze prezenty od chłopaków. Szukam ich szybko. Po chwili znajduję trzy torby z bałwankami. Pierwsza jest od Maxiego. Kupił mi długą białą koszulkę z tak jakby twarzą bałwana. Oczy, nos, usta i trzy guziki. Przykładam koszulkę do ciała i i dosięga mi do połowy ud. Będzie idealna na jutro. Druga torba jest od Brodueya. Wyjmuję wielki woreczek słodyczy. Tsa.. Wielki woreczek. Ale naprawdę jest mały, a jednocześnie duży. Oprócz woreczka jest tam jeszcze świąteczna czapka i kolczyki. Są w kształcie gwiazdy. Przepiękne. Ostatnia torba jest Diego. Nie wiem czemu, ale zamyka oczy i wkładam rękę o środka. To coś lekkiego. Wyjmuję to z torby i otwieram oczy. To jakieś ubranie. Rozkładam w powietrzu i widzę przepiękną biała sukienkę, Jest krótka i na ramiączka. Na środku ma małe wycięcie na dekolcie. Jest przecudowna. O matko. Muszę ją dzisiaj założyć. Szybko się maluję i zakładam sukienkę. Jest jakby była szyta na mnie. Zakładam białe szpilki i odpalam laptopa. Włączam skype i wpisuję nazwę Diego. Jest godzina 19:03. Okej. Prawie na czas.
Zaakceptował mnie. Od razu do mnie dzwoni. Poprawiam szybko włosy i obieram połączenie. Na ekranie wyświetla mi się Diego i Broduey.
- Hej. - machają mi.
Robię to samo ale się nie odzywam.
- Jak tam święta? Już gotowa? - pyta Broduey.
- Tak. - uśmiecham się i potakuję.
- Czekaj, czekaj. - przybliża się do monitora Diego.
- Co?
- Założyłaś sukienkę. Moją sukienkę! - cieszy się Diego i zaczyna tańczyć na siedząco.
Zaczynam się śmiać i spoglądam na siebie.
- Jak widać? - unoszę ręce i próbuję się pięknie uśmiechnąć.
- Debilu sukienkę jej kupiłeś? - od razu rozpoznaję tę piękną reakcję.
León.
Czy on zawsze musi być tam gdzie ja? No dobra, nie ma mnie tam, ale jestem na monitorze, a on mnie zapewne widzi.
- Masz kurwa jakiś problem? Zawsze komentujesz wszystko co jest z nią związane. Więc może zamkniesz mordę co? - warczy Diego.
- Jeb się. - zauważam w tle nogi Leóna, ale nie widzę twarzy.
- Dobra to pokazuj się! - do komputera podchodzi Maxi.
- Muszę? - krzywię się.
- Muszę sprawdzić jak bardzo seksownie wyglądasz w tej sukience. - czuję jak się rumienię.
Jeju on jest taki miły. Zaczyna mi się trochę podobać. Ale tylko troszeczkę. No bo nie oszukujmy się. - przystojny to on jest. Wstaję z krzesła i biorę laptopa do ręki. Stawiam go na łóżku. Odsuwam się od niego tak daleko, aż będzie mnie całą widać. Niepewnie staję i czekam na reakcję z ich strony.
- I jak? - pytam niepewnie.
- Tylko tyle. Jesteś bardzo seksowna. Już zazdroszczę chłopakowi, który będzie mógł to z Ciebie zedrzeć. - Diego oblizuje dolną wargę, a ja czuję, że zaraz się zapadnę pod ziemię.
Nikt nigdy nie mówił do mnie w ten sposób. Nic nie mówię tylko podchodzę bliżej laptopa. Uśmiecham się, bo nie wiem co powiedzieć.
- Wyglądasz ślicznie. - mówi Broduey.
- Dziękuję. - widzę w tle Leóna.
Ubrany jest w czarne jeansy i białą koszulkę. Patrzy się na mnie. Szkoda, że ja nie zrobię tego samego. Od razu odwracam wzrok i patrzę znowu na trzech chłopaków przed monitorem.
- Z kim spędzacie święta?
- Z nami - odpowiadają jednocześnie.
Trochę dziwnie to brzmi, ale nie wiem jak to inaczej ująć, pewnie oni też nie wiedzą.
- Nie jedziecie do rodziny? Albo rodzina do was? - unoszę brew i pytam ich zaciekawiona całą tą sytuacją.
- W dupie mam rodzinę. - odzywa się Diego.
- Aha... - nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć.
Diego zaczyna się śmiać, a z nim cała reszta oprócz Leóna. To dziwne. Nie tęsknią za rodziną? Za rodzicami? Nie chcę być wścibska, więc nie będę pytać.
- Hej, wiesz co? Muszę to powiedzieć. Wyglądasz pięknie w tej sukience. Jak lalka. Nie wiedziałem, że Diego to taki modniś. - szturcha go w ramię Maxi.
- Szkoda, że ta lalka jest gruba i sukienka pewnie pęka w szwach. - odzywa się León, a mi się od razu robi gorąco.
Do oczu napływają mi łzy. Chłopakom rozszerzają się oczy i spoglądają na siebie. Jedna łza wydostaje się i spływa mi po policzku. Nie wierzę, że to powiedział. Nienawidzę go.
- Wiecie co? Ja będę już kończyć, bo tata woła mnie do stołu. - próbuję się uśmiechnąć i wycieram kolejne łzy, które spływają mi po policzkach.
- Nie czekaj. - mówi głośniej Diego.
- Wesołych Świąt. - prawię szepczę. Rzucam najbardziej sztuczny uśmiech i się rozłączam.
Kiedy widzę czarny ekran - nie mogę kontrolować łez, które spływają mi po policzkach - jedna za druga. Rzucam się na łóżko i przykrywam twarz poduszką. Nie ma mowy, że zejdę na dół. Nie w tym życiu. Zamykam drzwi na klucz i z powrotem jestem już na łóżku. Wypuszczam z siebie tony łez.
- Wesołych Świąt Violetta. - szepczę do siebie i chowa twarz w dłonie.
Ech. Dziewiętnasta? Wtedy mam wejść na skype. Najwyżej przyjdę kilka minut później. Wchodzę na górę i szybko zaglądam do pokoju z rzeczami mamy. Oglądam jej sukienki. Może założę którąś z jej sukienek. Ubierała się pięknie. Wszystkie jej sukienki są idealne, ale postanawiam założyć jedną z moich. Wchodzę do pokoju i zaglądam do walizki. Zauważam torbę, którą do niej włożyłam z wszystkimi prezentami, które dostałam od znajomych. Wyjmuję pierwszą torbę. Od Ludmiły. Zaglądam do środka i wyjmuję szarą bluzę z wielkim czerwonym sercem na środku. Jest piękna. Trafiła z rozmiarem. Ciekawe czy spodobała się jej piżama? Może jeszcze nie otworzyła. Kolejny prezent jest od Fran. Dostałam od niej zestaw perfum Dior. Ją chyba popieprzyło! Ile ona musiała na to wydać?! Przecież tutaj są cztery buteleczki perfum. Ale kochana jest nadal. Federico kupił mi pluszaka renifera, a do niego przyczepione są trzy szminki. Śliczne kolory. Pewnie Ludmiła mu pomagała. Cami kupiła mi cudowną różową spódniczkę i okulary kujonki. Nawet nieźle w nich wyglądam. Tak mi się przynajmniej wydaje. Natomiast Andrés dał mi dwie płyty mojego ulubionego wykonawcy Johna Lennona. Muszę mu bardzo podziękować. Opowiadałam mu o nim i też bardzo go lubi. Wstaję z podłogi i mam zamiar już zacząć szukać sukienki w drugiej walizce, kiedy przypomina mi się, że jeszcze prezenty od chłopaków. Szukam ich szybko. Po chwili znajduję trzy torby z bałwankami. Pierwsza jest od Maxiego. Kupił mi długą białą koszulkę z tak jakby twarzą bałwana. Oczy, nos, usta i trzy guziki. Przykładam koszulkę do ciała i i dosięga mi do połowy ud. Będzie idealna na jutro. Druga torba jest od Brodueya. Wyjmuję wielki woreczek słodyczy. Tsa.. Wielki woreczek. Ale naprawdę jest mały, a jednocześnie duży. Oprócz woreczka jest tam jeszcze świąteczna czapka i kolczyki. Są w kształcie gwiazdy. Przepiękne. Ostatnia torba jest Diego. Nie wiem czemu, ale zamyka oczy i wkładam rękę o środka. To coś lekkiego. Wyjmuję to z torby i otwieram oczy. To jakieś ubranie. Rozkładam w powietrzu i widzę przepiękną biała sukienkę, Jest krótka i na ramiączka. Na środku ma małe wycięcie na dekolcie. Jest przecudowna. O matko. Muszę ją dzisiaj założyć. Szybko się maluję i zakładam sukienkę. Jest jakby była szyta na mnie. Zakładam białe szpilki i odpalam laptopa. Włączam skype i wpisuję nazwę Diego. Jest godzina 19:03. Okej. Prawie na czas.
Zaakceptował mnie. Od razu do mnie dzwoni. Poprawiam szybko włosy i obieram połączenie. Na ekranie wyświetla mi się Diego i Broduey.
- Hej. - machają mi.
Robię to samo ale się nie odzywam.
- Jak tam święta? Już gotowa? - pyta Broduey.
- Tak. - uśmiecham się i potakuję.
- Czekaj, czekaj. - przybliża się do monitora Diego.
- Co?
- Założyłaś sukienkę. Moją sukienkę! - cieszy się Diego i zaczyna tańczyć na siedząco.
Zaczynam się śmiać i spoglądam na siebie.
- Jak widać? - unoszę ręce i próbuję się pięknie uśmiechnąć.
- Debilu sukienkę jej kupiłeś? - od razu rozpoznaję tę piękną reakcję.
León.
Czy on zawsze musi być tam gdzie ja? No dobra, nie ma mnie tam, ale jestem na monitorze, a on mnie zapewne widzi.
- Masz kurwa jakiś problem? Zawsze komentujesz wszystko co jest z nią związane. Więc może zamkniesz mordę co? - warczy Diego.
- Jeb się. - zauważam w tle nogi Leóna, ale nie widzę twarzy.
- Dobra to pokazuj się! - do komputera podchodzi Maxi.
- Muszę? - krzywię się.
- Muszę sprawdzić jak bardzo seksownie wyglądasz w tej sukience. - czuję jak się rumienię.
Jeju on jest taki miły. Zaczyna mi się trochę podobać. Ale tylko troszeczkę. No bo nie oszukujmy się. - przystojny to on jest. Wstaję z krzesła i biorę laptopa do ręki. Stawiam go na łóżku. Odsuwam się od niego tak daleko, aż będzie mnie całą widać. Niepewnie staję i czekam na reakcję z ich strony.
- I jak? - pytam niepewnie.
- Tylko tyle. Jesteś bardzo seksowna. Już zazdroszczę chłopakowi, który będzie mógł to z Ciebie zedrzeć. - Diego oblizuje dolną wargę, a ja czuję, że zaraz się zapadnę pod ziemię.
Nikt nigdy nie mówił do mnie w ten sposób. Nic nie mówię tylko podchodzę bliżej laptopa. Uśmiecham się, bo nie wiem co powiedzieć.
- Wyglądasz ślicznie. - mówi Broduey.
- Dziękuję. - widzę w tle Leóna.
Ubrany jest w czarne jeansy i białą koszulkę. Patrzy się na mnie. Szkoda, że ja nie zrobię tego samego. Od razu odwracam wzrok i patrzę znowu na trzech chłopaków przed monitorem.
- Z kim spędzacie święta?
- Z nami - odpowiadają jednocześnie.
Trochę dziwnie to brzmi, ale nie wiem jak to inaczej ująć, pewnie oni też nie wiedzą.
- Nie jedziecie do rodziny? Albo rodzina do was? - unoszę brew i pytam ich zaciekawiona całą tą sytuacją.
- W dupie mam rodzinę. - odzywa się Diego.
- Aha... - nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć.
Diego zaczyna się śmiać, a z nim cała reszta oprócz Leóna. To dziwne. Nie tęsknią za rodziną? Za rodzicami? Nie chcę być wścibska, więc nie będę pytać.
- Hej, wiesz co? Muszę to powiedzieć. Wyglądasz pięknie w tej sukience. Jak lalka. Nie wiedziałem, że Diego to taki modniś. - szturcha go w ramię Maxi.
- Szkoda, że ta lalka jest gruba i sukienka pewnie pęka w szwach. - odzywa się León, a mi się od razu robi gorąco.
Do oczu napływają mi łzy. Chłopakom rozszerzają się oczy i spoglądają na siebie. Jedna łza wydostaje się i spływa mi po policzku. Nie wierzę, że to powiedział. Nienawidzę go.
- Wiecie co? Ja będę już kończyć, bo tata woła mnie do stołu. - próbuję się uśmiechnąć i wycieram kolejne łzy, które spływają mi po policzkach.
- Nie czekaj. - mówi głośniej Diego.
- Wesołych Świąt. - prawię szepczę. Rzucam najbardziej sztuczny uśmiech i się rozłączam.
Kiedy widzę czarny ekran - nie mogę kontrolować łez, które spływają mi po policzkach - jedna za druga. Rzucam się na łóżko i przykrywam twarz poduszką. Nie ma mowy, że zejdę na dół. Nie w tym życiu. Zamykam drzwi na klucz i z powrotem jestem już na łóżku. Wypuszczam z siebie tony łez.
- Wesołych Świąt Violetta. - szepczę do siebie i chowa twarz w dłonie.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Wowow jaki Diego flirciarz 😉 Elena Elena i Elena. Ładne imię 👌 Leon okropny pff. Bez komentarza. Biedna Viola
OdpowiedzUsuńJa pitole jaki cham o nie ������
OdpowiedzUsuńJejuuu :( troche smutny koniec no ale teraz to nabieram ochoty żeby Diego był z Violą bo pasowali by do siebie ^^
OdpowiedzUsuń