Rozdział 16.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyczy jakieś pięćdziesiąt osób.
Wyskakują zza mebli i śpiewają mi Sto Lat, a ja zabijam Federico wzrokiem, kiedy i on razem z wszystkimi krzyczy mi do ucha. Widzę te wszystkie uśmiechy. A mi jest strasznie głupio bo nie jestem szczęśliwa tylko wściekła. Kiedy skończyli, nastała cisza. Chyba muszę coś powiedzieć.
- Dziękuję? - mówię, krzywo się uśmiechając.
Od razu zaczyna grać głośno muzyka, kiedy widzę z daleka szczęśliwą Fran. Biegnie do mnie. Ma na sobie czarną, krótką sukienkę bez ramiączek. Jest prześliczna. Ma trzy warstwy. Jedna jest krótsza, od drugiej. Na końcu każdej znajduje się pasek z czarnymi cekinami. Sukienka jest naprawdę przepiękna. Na nogach ma czarne lity. Idealnie pasują do sukienki. Fran prezentuje się naprawdę super. Podchodzi do mnie prze szczęśliwa i zaczyna nawijać.
- Wszystkiego najlepszego! Jak ty ślicznie wyglądasz o matko! - prawie piszczy.
- Taa dzięki... - mówię przez zęby. - Ty to przygotowałaś?
- Zabiję Cię. - zaczynam się śmiać.
- Ok, ok, ale po imprezie. - puszczami oczko. - Wszyscy brali w tym udział. - szczerzy się.
Podchodzą do nas Camila z Ludmiłą, a za nimi Federico i Andrés.
- Nienawidzę was. - zaczynam się śmiać, a oni do mnie dołączają.
- Wszystkiego najlepszego kochana! Spełnienia marzeń i cudnego, cudownego chłopaka! - mówi do mnie Camila.
- 100 lat kobieto! Stara już jesteś! - mówi Andrés, na co reaguję śmiechem.
- Taa, dzięki. Zbliżam się do 30! - śmieję się i przytulam Andrésa.
- Wszystkiego najlepszego, zdrowia i przede wszystkim chłopaka! - uśmiecha się Ludmiła.
- Właśnie! Ja też życzę Ci chłopaka! - krzyczy Andrés.
- Dzięki. - kieruję ponownie wzrok na Ludmiłę i ją przytulam.
- No Violu... Wszystkiego najlepszego! No i musisz wreszcie sobie chłopaka znaleźć bo jesteś za ładna na bycie samą! - łapie mnie za podbródek, a mi motyle w brzuchu zaraz wylecą.
Uśmiecha się szeroko, więc odwzajemniam uśmiech, dziękuję mu i przytulam. Czuję na sobie wzrok Ludmiły. Nie widzę jej, ale wiem, że ma ochotę zabić Fede.
Sala jest cudna. Z lewej strony stoi wielki stół. Przy nim jakieś pięćdziesiąt krzeseł, do których poprzyczepiane są kolorowe balony! To wszystko tak idealnie wygląda. Stół jest pięknie udekorowany i nakryty. Na podłodze walają się balony, a także w powietrzu lata ich kilka. Napełnione są helem. Oświetlenie jest dobre, ale od razu po zaśpiewaniu Sto Lat, światła zgasły i zaczęła grać muzyka. Po prawej stronie jest wolna przestrzeń dla tańczących ludzi. Przy samej ścianie stoją wąskie, długie stoły z przekąskami, ponczem i alkoholem. Na samym końcu sali znajduje się mała scena. Wyszło to super. Ludzie już zaczęli tańczyć.
- Skąd ty wytrzasnęłaś tych wszystkich ludzi? - próbuję być głośniejsza od dudniącej muzyki, ale nie udaje mi się.
- Zaprosiłam znajomych, a oni zaprosili swoich znajomych. - uśmiecha się.
- Nie znam połowy z nich.
- Ja też nie. - śmieje się głośno.
- Chodź tańczyć. - łapie mnie za rękę i ciągnie na parkiet.
Aktualnie leci piosenka Nicki Minaj - Starships. Zaczynam tańczyć na środku sali. Lubię tańczyć, uważam, że nie wychodzi mi to najgorzej. Przez kolejne minuty imprezy witam się z wszystkimi, dziękuję za życzenia i przyjmuję prezenty z uśmiechem.
- Pijesz? - pyta mnie Fede.
- Nie, dzięki. - odmawiam i się uśmiecham.
- Więc napij się ze mną cudownego ponczu! - Federico nalewa ponczu do małego naczynia i mi podaje. Obserwuję całą imprezę. Patrzę jak ludzie tańczą i się upijają. Robię sobie zdjęcia z wszystkimi. Udało nam się nawet zrobić jedno grupowe. Fran weszła na stół i zrobiła nam selfie.

***
Francesca wchodzi na scenę i bierze mikrofon do ręki.
- Pora na tort! - odkłada mikrofon i biegnie w stronę tylnych drzwi.
Światła gasną, a muzyka się ścisza. Po chwili na sale wchodzą Fran z Camilą i Ludmiłą, prowadzące metalowy wózek z tortem. Wszyscy mnie otaczają, ale ja czuję na sobie czyjś wzrok. Nie chodzi tutaj o tych wszystkich ludzi, tylko o podejrzaną osobę. Odwracam się, ale widzę tylko ludzi, którzy gwiżdżą i klaszczą. Wracam z powrotem wzrokiem na wielki tort i trzy uśmiechające się do mnie dziewczyny.
Tort jest cudny. Jest w kształcie prostokąta. Cały waniliowy, z nadzieniem truskawkowym i polewą czekoladową. Tak mi przynajmniej powiedziały dziewczyny szeptem. Na wierzchu leży kilka truskawek. Wokół powbijane są długie świeczki. Wygląda to tak, że jest świeczka a obok niej serce na patyku i tak na zmianę. Na środku widnieje napis Wszystkiego najlepszego Violu! Wykonany jest naprawdę cudnie z czekolady. Wygląda to perfekcyjnie. Dziewczyny naprawdę się postarały. Wszyscy zaczynają ponownie śpiewać mi Sto Lat, a ja podchodzę do dziewczyn i je przytulam. Wszyscy krzyczą mi, żebym pomyślała życzenie i zdmuchnęła świeczki.
Chcę, aby moje życie zmieniło się o 190 stopni.
Nie wiem co miałam na myśli, myśląc to, ale wiem, że chcę aby coś w moim życiu się zmieniło. Nie wiem dokładnie co. Ale chcę zmianę. Biorę najwięcej powietrza do płuc ile tylko potrafię i zdmuchuję wszystkie świeczki za jednym razem. Wszyscy zaczynają klaskać i krzyczeć, w tym samym momencie zaczyna rozbrzmiewać muzyka.  Dziewczyny kroją tort i dają mi pierwszy kawałek. Jest pyszny. Zjadam całą porcję i biorę dokładkę. Resztę tortu kroi jakaś miła, starsza pani w fartuszku. Nagle ktoś staje na scenie i wznosi toast, za najlepszą imprezę tego roku. Zaczynam się śmiać pod nosem. Chłopak podnosi kieliszek, a za nim robi to cała reszta. Ja podnoszę kieliszek z szampanem. Nadal czuję, że ktoś mnie obserwuje. Rozglądam się wokół siebie, ale ponownie nikogo nie widzę. Wszyscy zaczynają pić zawartość kieliszków, więc ja robię to samo. Nie przepadam za alkoholem. Preferuję wino, szampana i piwo, ale wódki nie cierpię. W głośnikach zaczyna lecieć ostatnio moja ulubiona piosenka Shut Up And Dance. Widzę, że Ludmiła wchodzi na scenę i mówi przez mikrofon, że ta piosenka jest zadedykowana specjalnie dla mnie. Uśmiecham się do niej szeroko i zaczynam tańczyć. Daję ponieść się muzyce. Wszyscy z paczki tańczą razem ze mną. Ten taniec to przeskakiwanie od partnera do partnera. Raz tańczysz sam, a za chwilę ktoś łapie Cię za rękę, po czym puszcza i dalej tańczysz sam. Taniec - wywijaniec. Tak bym to nazwała. Śpiewam i tańczę ze wszystkimi. Kiedy zaczyna się drugi raz refren, obracam się z Fran i zauważam znaną mi postać, stojącą przy stole z przekąskami. Przygląda mi się dokładnie.
- Co on tu robi? - pyta mnie tańcząc Fran.
- Nie wiem. - odpowiadam i zaczynam ponownie tańczyć.
Spuszczam z niego wzrok i dalej tańczę. Czyli, że to jego wzrok cały czas czułam na sobie. Federico łapie mnie za rękę i obraca kilka razy, po czym kładzie rękę na moim biodrze, ale szybko ją zabiera. W tym samym momencie spojrzałam na Leóna. Kiedy to zobaczył lekko wzdrygnął ale jego mina się nie zmieniła. Dalej mi się przyglądał oraz każdemu z kim tańczyłam. Wyjmuje z kieszeni telefon i przykłada do ucha. Rozmawia jakąś chwilę i chowa telefon do kieszeni. Ponownie wraca do przyglądania mi się jak tańczę. Tak to się ze mnie naśmiewa i mnie nie zna przy swoich kolegach, a tak to nie spuszcza ze mnie wzroku. Może mi się wydaje, że on się na mnie patrzy. Po prostu go zignoruję i będę się dalej dobrze bawić. Kiedy piosenka się kończy, przestaje się na mnie patrzeć, a ja mam ochotę na poncz. Co oznacza, że muszę stać przez kilka sekund obok niego. Ale mam to gdzieś. W końcu to moje święto. Idę w stronę stołu, przy którym stoi i nalewam sobie ponczu. Czekam aż coś powie, odezwie się. Ale zero. Nic. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko patrzy się na tańczących ludzi. Powinnam się odezwać i podziękować, że wpadł? Nie, nie będę kretynką. Biorę mały kubek i odchodzę. I znowu to robi. Nie zna mnie. Okej, może kolegami to my nie jesteśmy, ale chyba przedstawiliśmy się sobie tak? Może nie za bardzo w dobrych okolicznościach ale jednak. Zaczynam rozmawiać z Fran. Jakiś koleś upił się w trzy dupy i teraz poluje na różowego balona, latającego w powietrzu. Za każdym razem, kiedy skacze, żeby go złapać, wyślizguje mu się, a on upada na podłogę, wywołując przy tym śmiech innych. Po jakimś czasie impreza dobiega końca. Żegnam się z ludźmi i dziękuję im za przyjście. Francesca dzwoni do Thomasa, aby przyjechał i pomógł zabrać wszystkie prezenty. Niektóre paczki są małe, a niektóre ogromne. Jakby włożyli tam pralkę. Widzę, że León jeszcze się tutaj kręci. Przez całą imprezę się do mnie nie odezwał ani nie podszedł. Nie wiem dlaczego tak się tym przejmuję. To trochę dziwne, że przyszedł na moje urodziny, a nawet nie złożył mi życzeń. Nie złożył życzeń? On nawet się ze mną nie przywitał! Nie powiedział głupiego 'Cześć'. Dobra spokojnie.
Miła staruszka pakuję nam resztki tortu do pojemnika i nam go wręcza. Dziękujemy jej i czekamy na przyjazd Thomasa. Po 10 minutach zjawia się. Wchodzi do środka i podchodzi do mnie.
- Hej. Wszystkiego najlepszego. - mówi i całuje mnie w policzek.
Nie wiem dlaczego ale czuję na sobie znowu wzrok Leóna. I faktycznie mam rację. Kiedy lekko się przesuwam widzę chłopaka, obserwującego mnie i Thomasa.
- Dzięki. - odpowiadam z uśmiechem.
Wręcza mi mały prezent, więc jeszcze raz mu dziękuję. Podchodzi do sterty prezentów i bierze kilka na raz i wychodzi z nimi na zewnątrz, aby je zapakować do samochodu. Federico i Andrés mu pomagają. Kiedy się rozglądam nie widzę już Leóna. Pewnie wyszedł. Podaję Federico tort, a on zanosi go do samochodu. Sprawdzamy jeszcze z Fran czy nic nie zostało. Nic nie zauważyłyśmy, więc wychodzimy. Kiedy wchodzę do samochodu zauważam w rogu ulicy cień. Cień przypominający człowieka. Wolę nie wiedzieć kto to, ani co zamierza, więc wsiadam do samochodu. Przez otwarte okno słyszę głos starszej pani.
- Panno Castillo!- krzyczy z całych sił pani, która kroiła tort i biegnie do samochodu.
Wysiadam i kieruję się w jej stronę, a za mną Fran.
- Coś się stało?
- Zostawiła to pani na stole. - kobieta wręcza mi małe, niebieskie pudełeczko z granatową kokardką.
- Widziałaś to? - pytam się Fran.
- Nie, wydawało mi się, że wszystko zabrałyśmy i nic nie zostało. Ja przynajmniej nic nie widziałam. - wzrusza ramionami.
- Ja tak samo... No nic, dziękuję pani bardzo. - biorę od niej pudełeczko i się uśmiecham.
- Nie ma za co. - uśmiecha się i odchodzi.
Wsiadam do samochodu trzymając pudełeczko. Sprawdzam telefon, ale nikt nie dzwonił. Tylko kilka smsów z życzeniami. Kiedy Thomas odpala silnik, zauważam, że cień, który widziałam już zniknął. Odjeżdżamy z parkingu i odwozimy każdego do domu. Ja z Francescą dotarłyśmy na końcu. Pomogłyśmy Thomasowi z prezentami. Kiedy wszystko było już przyniesione, podziękowałyśmy mu i dałyśmy kawałek tortu, w zamian za fatygę. Zdejmuję buty, które są bardzo ładne ale okropnie mnie obtarły.
- Która godzina? - pytam.
- Dwadzieścia minut po pierwszej. - odpowiada Fran.
Rzucam się na łóżko i przymykam na chwilę oczy. Francesca robi to samo. Po chwili wstaję i idę do łazienki wziąć szybki prysznic. Fran nie ma siły już na nic. Wracam do pokoju i kładę się w łóżku. Zauważam, że Fran zasnęła w sukience, więc wstaję do niej aby ją przykryć. Wracam do łóżka i zamykam oczy. Myślę cały czas o Leónie. Dlaczego do cholery jasnej ja o nim ciągle myślę? Myślę cały czas o chłopaku, który się ze mnie nabija. Super. Zastanawiam się tylko nad tym, dlaczego nic nie powiedział i dlaczego udawał że mnie nie widzi, kiedy do niego podeszłam? On był dziwny od początku. Ale jedno mogę stwierdzić. To były najlepsze urodziny w moim życiu.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

4 komentarze:

  1. Wow 😲 bardzo podoba mi się ten rozdział. Sadze ze to Leon wziął Violi ta bransoletkę i przyszedł na imprezę żeby jej to oddać. Naprawde akcja bardzo się rozkręca 🎬 😲 mam taka sugestie co do strojów. Czy można by bylo dawać jakies zdjęcia poszczególnych strojów albo cos w tym stylu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne ^^ ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Perf, perf, perfi! ❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale słodko z tym prezentem od Leona! ♡

    OdpowiedzUsuń