- Nieee... - także jęczy.
- Jest piątek. Jakoś wytrzymasz.
- Sama idź.. - podnoszę się z łóżka.
- Dawaj, damy radę. - trzącham nią lekko.
- Spadaj. - jęczy, więc ściągam ją z łóżka za nogi.
- Oszalałaś? - krzywi się.
- Nie. Wstawaj i się szykuj. Mamy godzinę. - instruuję ją.
- Nie znoszę kiedy jesteś taka pilna. - warczy pod nosem, ale się podnosi.
Podchodzę do telefonu i odłączam od ładowarki. Co noc ładuję telefon. Nie wiem dlaczego tak szybko spada mi bateria? Przecież ja praktycznie go nie używam. Ubieram się w jasne jeansy i białą luźną bluzkę z długim rękawem w koronkę. Do tego moje ulubione trampki na koturnie. Rozczesuję włosy i siadam przy toaletce. Z Fran mamy nasz rozkład. Jeśli ona się maluję, ja w tym czasie się ubieram. A kiedy ja się maluję, to ona się ubiera. Jest nam wtedy łatwiej. Fran ubrana jest także w jeansy, ale ma na sobie ciepłą bluzę. Dzisiaj jest już jeden z chłodniejszych dni. Zaczynam czuć jesień. Podchodzę do okna i je uchylam, aby sprawdzić czy jest bardzo zimno. Tak jak przypuszczałam. Zdejmuję bluzkę, a pod nią zakładam białą bluzkę na ramiączka.
- Idziemy? - pytam przeglądając telefon.
- Tak. - słyszę, krótką odpowiedź.
________________________________________________________________
Francesca
Cały czas myślę nad urodzinami Violi. Ona nie chce przyjęcia, ani nic z tych rzeczy, ale ja nie odpuszczę. Urządzę jej takie przyjęcie, którego nie zapomni do końca życia. Ktoś musi mi pomóc. Po kilku minutach jesteśmy już na uczelni. Wchodzimy do naszej klasy i siadamy w ławkach. Muszę coś wymyślić, żeby pozbyć się na chwilę Violetty.
- Ummm, Violu?
- Tak? - spogląda na mnie.
- Przed wejściem do klasy, kiedy już weszłaś spotkałam profesora Stone. Prosił, żebym Ci przekazała, że masz przynieść kredę z sekretariatu. - jąkam się.
- Ale dlaczego nie poprosił o to Ciebie? Skoro z tobą rozmawiał? - pyta zdziwiona.
- Yyy to dlatego że... To znaczy, chodzi mi o to... - nie wiem co powiedzieć. Dlaczego ona jest taka dociekliwa?!
- Dobra, nie męcz się. - wstaje i wychodzi, a ja posyłam jej najbardziej sztuczny uśmiech na jaki mnie stać.
Jaka ulga, że mi odpuściła. Odwracam się szybko do Camili i Ludmiły, wołam Andrésa i Fede, żeby się do nas przybliżyli. Siadamy wszyscy na przeciwko siebie i zaczynam im tłumaczyć o co chodzi.
- Słuchajcie, jest sprawa. - zaczynam rozmowę.
- Co jest? - pyta Ludmiła.
- Violetta ma w środę urodziny. Trzeba coś zorganizować. - wyjaśniam im.
- Gdzie ta impreza ma być?
- Myślę nad tą knajpką do wynajęcia. Ona jest jakieś 15 minut drogi od akademika. Wynajęłabym ją na ten dzień. Impreza zaczęłaby się ok. 18. Pasuje wam?
- Tak. - odpowiadają wszyscy.
- Co mamy robić? - pyta Andrés.
- Więc tak. Ja, Ludmiła i Andrés zorganizujemy imprezę. Tylko jest problem z Violettą.
- Jaki problem jest ze mną? - słyszę za sobą głos Violetty i zamieram, tak jak i reszta. Odwracam się z drżącym głosem i próbuję szybko coś wymyślić, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
- Yyyy, to znaczy nie, że problem z tobą... Tylko... - nic. Kompletna pustka. Nie mogę nic wymyślić.
- Fran chodziło o to, że jest z tobą problem, bo budzisz ją rano, a ona tego strasznie nie lubi. Wiesz, że nie jest rannym ptaszkiem. - uśmiecha się sztucznie i na przymus Federico, ale mnie ratuje.
- Aha. Nawet nie będę wnikać. - Violetta siada i patrzy się przed siebie, a nasze oczy podążają za nią.
Odwracam się do reszty i czujemy ogromną ulgę. Mam nadzieję, że nic nie usłyszała.
________________________________________________________________
- Violetta ma w środę urodziny. Trzeba coś zorganizować. - wyjaśniam im.
- Gdzie ta impreza ma być?
- Myślę nad tą knajpką do wynajęcia. Ona jest jakieś 15 minut drogi od akademika. Wynajęłabym ją na ten dzień. Impreza zaczęłaby się ok. 18. Pasuje wam?
- Tak. - odpowiadają wszyscy.
- Co mamy robić? - pyta Andrés.
- Więc tak. Ja, Ludmiła i Andrés zorganizujemy imprezę. Tylko jest problem z Violettą.
- Jaki problem jest ze mną? - słyszę za sobą głos Violetty i zamieram, tak jak i reszta. Odwracam się z drżącym głosem i próbuję szybko coś wymyślić, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
- Yyyy, to znaczy nie, że problem z tobą... Tylko... - nic. Kompletna pustka. Nie mogę nic wymyślić.
- Fran chodziło o to, że jest z tobą problem, bo budzisz ją rano, a ona tego strasznie nie lubi. Wiesz, że nie jest rannym ptaszkiem. - uśmiecha się sztucznie i na przymus Federico, ale mnie ratuje.
- Aha. Nawet nie będę wnikać. - Violetta siada i patrzy się przed siebie, a nasze oczy podążają za nią.
Odwracam się do reszty i czujemy ogromną ulgę. Mam nadzieję, że nic nie usłyszała.
________________________________________________________________
Violetta
O co im chodzi? Zachowują się bardzo dziwnie. Spoglądam na nich co jakiś czas i wyglądają jakby zobaczyli ducha. Chyba nie będę w to wnikać. Odpuszczę sobie wypytywanie o wszystko. Wychodzimy z klasy, ale wszyscy milczą. Spoglądają na siebie i milczą. Dlaczego oni się tak zachowują?
- Idę do łazienki. - nie wiem czemu im to musiałam oznajmić.
Idę przez korytarz, próbując dotrzeć do damskiej toalety. Poprawiam fryzurę i lekko przejeżdżam różową szminką po ustach. Wychodząc oczywiście na kogoś wpadłam. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Tym razem upadam na podłogę. Leżę i trzymam się za głową. Nieźle sobie przyłożyłam.
- Ałć. - syczę z bólu.
- Nic Ci nie jest niezdaro? - słyszę zdanie, kierowane do mnie.
Zaraz, zaraz. Znam ten głos. O nie. Tylko nie on. Dlaczego zawsze muszę wpaść na niego? Nie mogę zderzyć się ze sprzątaczką albo z jakimś wykładowcą? Nie rozumiem dlaczego przyciągam do siebie jak magnes takich kretynów jak ten co stoi przede mną i się ze mnie nabija.
- Znowu ty? - irytuję się.
- Znowu ty? - opowiada mi tym samym kpiąc sobie ze mnie. - Co ty tu w ogóle robisz?
- Leżę sobie i odpoczywam na tej, jakże pięknej i wygodnej podłodze.
- Widzę właśnie. - patrzy się na mnie i próbuje się nie zaśmiać.
Próbuję się podnieść.
- Daj rękę, pomogę Ci. - śmieje się.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama.
- Z tymi śmiesznymi butami? Wątpię. - przygląda się i pokazuje na buty.
Dupek.
- Odwal się ode mnie i od moich butów. - podnoszę się i zaczynam odchodzić, ale on oczywiście blokuje mi drogę.
- Hej! Nawet Ci się nie zdążyłem przedstawić, po tym jak wpadłaś na mnie, prawie powalając mnie na podłogę i za pierwszym razem i za drugim. - mówi śmiejąc się lekko.
- Znam twoje imię. Więc nie musisz mi się przedstawiać. - odpowiadam lekko poirytowana.
- Znasz moje imię? - unosi brew.
- A kto by nie znał imienia największego przystojniaka w szkole? - AŁĆ.
Dlaczego ja to powiedziałam? Co ja sobie w ogóle myślałam? Chyba porządnie walnęłam się w głowę. Kretynka ze mnie. Co on sobie teraz o mnie pomyśli? Że jestem kolejną, która się na niego napaliła? O nie, nie, nie... Nie pozwolę na to. Ale i tak jest przystojny. Moja podświadomość wie, kiedy ma się odezwać. Idealny moment.
- Jestem przystojny? - patrzy na mnie ze zdziwieniem, ale widzę, że w środku cieszy się, że jest mi teraz cholernie głupio.
- Tak. Nawet... - skubię skórki przy paznokciach. - Ale to bez znaczenia bo jesteś dupkiem i kretynem, który myśli, że jest najlepszy i najfajniejszy. - prycham. - Ale ja tak nie uważam. Nie martw się. - uśmiecham się sztucznie.
- Uważasz, że nie jestem fajny? Przecież ty mnie nawet nie znasz. - wymachuje ręką.
Widać, że jest już lekko poddenerwowany.
- No właśnie. - przechodzę obok niego i zostawiam na środku pustego korytarza.
Dzwonek zadzwonił 5 minut temu. Kiedy wchodzę do klasy nie widzę profesora. Czuję wielką ulgę. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego on się mnie tak uczepił i zaczyna ze mną rozmowę? Niech osobie znajdzie kogoś na jego poziomie, a ode mnie niech się trzyma z daleka.
- Coś się stało? - odzywa się Francesca.
- Co? N. Nie, nie. - spoglądam na nią, po czym ponownie kieruję wzrok na ławkę.
Wiem jaką mam minę. Wyglądam jakbym kogoś chciała zabić. Ale to prawda. Chcę zabić Leóna, za to, że jest takim cholernym dupkiem i kretynem. Po kilku minutach się uspokajam, kiedy do sali wchodzi profesor.
Mała notka: Kochani, wiem że jest was tutaj trochę, i że czytacie rozdziały. Ale mam do was malutką prośbę. Co jakiś czas moglibyście napisać mi komentarz typu, że jesteście na bieżąco, że czytacie. Nie chodzi mi tutaj o pisanie tego pod każdym rozdziałem, bo rozumiem, że wam się nie chce. Ale zrozumcie też mnie. Ja jako osoba, która pisze opowiadanie, dzięki komentarzom widzę waszą aktywność. Widzę, czy podoba wam się, czy powinnam coś zmienić. Komentarze można pisać z anonima. Więc poświęćcie nawet niecałą minutkę i napiszcie mi coś. Nawet komentarz typu 'jest super' mi wystarczy, bo wiem, że to czytacie. To dla was tylko chwilka, a dla mnie motywacja, żebym pisała dalej kolejne rozdziały. :)
- Znowu ty? - irytuję się.
- Znowu ty? - opowiada mi tym samym kpiąc sobie ze mnie. - Co ty tu w ogóle robisz?
- Leżę sobie i odpoczywam na tej, jakże pięknej i wygodnej podłodze.
- Widzę właśnie. - patrzy się na mnie i próbuje się nie zaśmiać.
Próbuję się podnieść.
- Daj rękę, pomogę Ci. - śmieje się.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama.
- Z tymi śmiesznymi butami? Wątpię. - przygląda się i pokazuje na buty.
Dupek.
- Odwal się ode mnie i od moich butów. - podnoszę się i zaczynam odchodzić, ale on oczywiście blokuje mi drogę.
- Hej! Nawet Ci się nie zdążyłem przedstawić, po tym jak wpadłaś na mnie, prawie powalając mnie na podłogę i za pierwszym razem i za drugim. - mówi śmiejąc się lekko.
- Znam twoje imię. Więc nie musisz mi się przedstawiać. - odpowiadam lekko poirytowana.
- Znasz moje imię? - unosi brew.
- A kto by nie znał imienia największego przystojniaka w szkole? - AŁĆ.
Dlaczego ja to powiedziałam? Co ja sobie w ogóle myślałam? Chyba porządnie walnęłam się w głowę. Kretynka ze mnie. Co on sobie teraz o mnie pomyśli? Że jestem kolejną, która się na niego napaliła? O nie, nie, nie... Nie pozwolę na to. Ale i tak jest przystojny. Moja podświadomość wie, kiedy ma się odezwać. Idealny moment.
- Jestem przystojny? - patrzy na mnie ze zdziwieniem, ale widzę, że w środku cieszy się, że jest mi teraz cholernie głupio.
- Tak. Nawet... - skubię skórki przy paznokciach. - Ale to bez znaczenia bo jesteś dupkiem i kretynem, który myśli, że jest najlepszy i najfajniejszy. - prycham. - Ale ja tak nie uważam. Nie martw się. - uśmiecham się sztucznie.
- Uważasz, że nie jestem fajny? Przecież ty mnie nawet nie znasz. - wymachuje ręką.
Widać, że jest już lekko poddenerwowany.
- No właśnie. - przechodzę obok niego i zostawiam na środku pustego korytarza.
Dzwonek zadzwonił 5 minut temu. Kiedy wchodzę do klasy nie widzę profesora. Czuję wielką ulgę. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego on się mnie tak uczepił i zaczyna ze mną rozmowę? Niech osobie znajdzie kogoś na jego poziomie, a ode mnie niech się trzyma z daleka.
- Coś się stało? - odzywa się Francesca.
- Co? N. Nie, nie. - spoglądam na nią, po czym ponownie kieruję wzrok na ławkę.
Wiem jaką mam minę. Wyglądam jakbym kogoś chciała zabić. Ale to prawda. Chcę zabić Leóna, za to, że jest takim cholernym dupkiem i kretynem. Po kilku minutach się uspokajam, kiedy do sali wchodzi profesor.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Super ����
OdpowiedzUsuńNo no rozkrecilas sie 😂 podoba mi się kilka punktów widzenia to sprawia ze historia jest ciekawsza 😊 Oj Leon Leon. Haha 😂
OdpowiedzUsuńHmmm.....
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisac...
Jestem tu pierwszy raz :-)
I bardzo mi się podoba.
No więc, przejdźmy do konkretów:
Rozdział boski(zresztą jak reszta)!!
Federico jest taki sweet dla Violi, oj zazdrosna Lu.
Francesca mieszka z Violą, jej jak fajnie!
A gdzie Maxi, Naty, Diego, Brodway, Lara(choć jej może nie być)??
Leon taki "Bad Boy" ulala....
Jak ty ich połączysz to nie wiem ale powodzenia.
Wrócę tu :***
Bardzo mi się podoba ;-) Pisz dalej ! ;-)
OdpowiedzUsuńMiałam sprzątać pokój a tylko siedzę i czytam twoje opowiadanie *-* i podoba mi się to że rozdział jest nie tylko z perspektywy Violetty.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak to robisz
OdpowiedzUsuńRozdziały wychodzą ci naprawdę wspaniałe