Rozdział 9.

Obudził mnie mój budzik w telefonie. Niechętnie wstałam i podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej wodę mineralną. Wzięłam kilka łyków i odstawiłam ją z powrotem. Z szafy zabrałam ręcznik i wyszłam do łazienki. Kiedy otworzyłam drzwi od pokoju zauważyłam, że moja poprzednia piżama, która zniknęła w nieznanych okolicznościach, wisi na klamce od łazienki. Najwidoczniej, ktoś się  pomylił i zabrał ją niechcący. Podeszłam, zabrałam ją i odłożyłam na łóżko, po czym ponownie udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam się malować. Nałożyłam podkład, eyeliner i jasną szminkę. Założyłam na siebie szare spodnie z bardzo wysokim stanem, krótką, przylegającą do ciała, czarną bluzkę bez rękawów, a do tego czarne buty na grubym z nie za wysokim obcasie. Do tego czarna torebka, która pomieści zeszyty i jestem gotowa. Wychodzę z pokoju i widzę Fran stojącą na przeciwko moich drzwi. Wydałam z siebie mały pisk kiedy ją zobaczyłam. Dlaczego nie zapukała?
- Francesca ale mnie wystraszyłaś... - mówię łapiąc oddech i trzymając się za serce. - Co ty tu robisz? - dodaję.
- Czekam na ciebie. - odpowiada obojętnie.
- No ale dlaczego tutaj? Nie mogłaś zapukać?
- Nie byłam pewna czy pukać, bo pewnie się szykowałaś.
- Ale ty byś mi w tym nie przeszkadzała.
- No dobra. Chodźmy już. - mówi i prowadzi do wyjścia.
Fran cały czas nadawała a ja myślałam tylko o moim śnie. Dlaczego akurat mama? Zawsze kiedy mi się śniła,to były pozytywne sny, a tutaj takie coś. Nie mogę się jeszcze otrząsnąć. Cały czas mam w głowie 'Violetto... Pomóż mi... Oni zrobią mi krzywdę'.
- Violetta? - pyta Fran.
- Tak? - wyrywam się z zamyślenia.
- Dlaczego się zatrzymałaś? Mamy jeszcze kawałek do uczelni. - pokazuje ręką drogę.
- N, nie wiem... Nie wiem dlaczego się zatrzymałam. Chodźmy. - zaczynam iść dalej.
Gdy jesteśmy na miejscu, wyjmuję telefon i robię obiecane zdjęcie uczelni dla taty. Kiedy słyszę za sobą głos, którego tak bardzo nie znoszę od kilku dni. Odwracam się i widzę ją. Oto ona. We własnej osobie.
- Oooo robisz zdjęcie na pamiątkę, po tym jak nie zdasz do kolejnej klasy a twój kochany, zatroskany tatulek będzie kazał wrócić Ci do domu tak skarbie? - ściska miłosiernie ręce i robi dziecinną minę, uśmiechając się.
- Nie. Robię zdjęcie, żeby pokazać je tacie i wspomnieć mu, że razem ze mną chodzi do jednej szkoły dziewczyna, która myśl, że wszystkimi rządzi i że jest ładna. - prycham.
- Coś ty powiedziała? - jej ton głosu zaostrza się.
- To co usłyszałaś. Masz gorszy słuch? - odpowiadam śmiejąc się z niej i jej jak zwykle wymalowanej twarzyczki, która wygląda jak strach na wróble. Bez obrazy dla strachów na wróble.
- Myślisz, że kim ty jesteś, że możesz się tak do mnie odzywać jędzo? - podnosi głos.
Dołącza do nas Federico i Camila, a za nimi Ludmiła i Andrés.
- Co tu się dzieje? - pyta zdezorientowany Federico.
- Nic... Po prostu ktoś tutaj wstał dzisiaj lewą nogą. - spoglądam na stracha na wróble Mindy i odwracam się chcąc odejść.
- Posłuchaj mnie! - krzyczy i łapie mnie za bluzkę, próbując mnie do siebie przyciągnąć ale Federico jej w tym przeszkadza.
- Ej ej! Zostaw ją w spokoju. - grozi jej Federico.
- Bo. Co? - odpowiada kpiącym głosem.
- Bo źle się to dla ciebie skończy. - rzuca jej i odwraca się do nas żeby odejść.
Zostawiliśmy ją za nami z jej bandą koleżaneczek, które wyglądają zupełnie tak jak ona, tylko że one w przeciwieństwie do Mindy, nie mają swojej szminki na zębach. Widzimy jak wszyscy przed uczelnią patrzą się na nas. Ale mam to gdzieś. Kiedy ktoś odstawia mi takie akcje, jak ta przed chwilą, to nie patrzę czy ktoś nas obserwuje, czy nie, tylko od razu reaguje. Nie dam sobie wejść na głowę. Tak zostałam wychowana. Zapominam o tym co się wydarzyło i udaję jakby się nic nie stało. Wchodzimy do środka i kierujemy się w stronę sali gimnastycznej na pierwszą lekcję dzisiaj. Przebieram się w krótkie spodenki dresowe i białą bluzkę na ramiączka, a na nią zakładam cienką niebieską bluzkę na krótki rękaw. Można to nazwać dresem. Francesca wygląda słodko w swoim stroju, a Camila jak zawodowa sportsmenka. Wychodzimy z szatni i to kogo moje oczy widzą, wyprowadza mnie w momencie z równowagi. Po drugiej stronie sali stoi niejaka panna idealna Mindy. Trzyma w ręce piłkę od siatkówki, a jej wzrok spotyka się z moim.
- Weź ją po prostu ignoruj. Nie jest warta nawet twojej uwagi. - szepcze mi Ludmiła, która wygląda piorunująco w swoim różowym stroju sportowym.
- Postaram się, chociaż i tak mam ją gdzieś. - odpowiadam stanowczo.
Podchodzimy do naszej trenerki i siadamy na podłodze. W-f mamy oddzielnie z chłopakami. Kiedy wszystkie dziewczyny z naszej klasy już są, trenerka się przedstawia.
- Dzień dobry. Nazywam się Liliana Johnson. Jestem waszą trenerką. Proszę abyście zwracały się do mnie trenerze. Byłoby mi bardzo miło. Na początek mała rozgrzewka. Tylko jeszcze mi powiedzcie, która wy jesteście klasa?
-  IA. - odpowiadamy chórem.
- Okej, no to biegamy. - rozkazuje.
Przebiegamy kilka okrążeń na sali i zatrzymujemy się przy trenerce, która wyciąga piłkę z worka. Piłka do siatkówki.
O nie.
Tylko nie to.
Siatkówka.
Jestem okropna w tej grze. Nie wiem co to znaczy serwować, wyskoczyć i nawet nie umiem dobrze odpić piłki, a jeśli już odbiję to poleci zupełnie w innym kierunku niż zamierzam.
- Zagracie sobie dzisiaj w siatkówkę z panienkami z klasy IC. - oznajmia nam trenerka.
Na sali widzę tylko dwie klasy. Naszą i  tą drugą gdzie jest... O nie. Tylko nie to.
- Gramy klasa na klasę czy się mieszamy? - pyta jedna z dziewczyn, z tamtej klasy.
- Mieszamy. - odpowiada szybko i stanowczo.
Pani Johnson wygląda na bardzo miłą. To znaczy jest bardzo miła i tak dalej, ale jak jest lekcja potrafi być surowa. Ubiera się bardzo ładnie jak na swój wiek. Ma ok. 35-38 lat.
- Kto wybiera? - pyta Francesca.
- Ja. - oświadcza nam.
- Pani? - pyta zdziwiona Mindy.
- Tak, ja. Jakiś problem? - pyta milutko.
- Nie. - odpowiadamy wszystkie na raz.
- No to tak. Mindy i Camila, wy będziecie kapitanami.
Trenerka zaczęła przydzielać nas aż w końcu przyszła moja kolej.
- Violetta... Hmm. Violetta, pójdzie do Mindy. - zamarłam.
- Co?! Dlaczego ona? Nie może ktoś inny? Nie chcę jej w swojej drużynie. - awanturuje się, a ja wywracam oczami.
- Nie dyskutuj ze mną. Violetta, do Mindy. - podchodzę do mojej drużyny, przechodząc obok zdenerwowanej Mindy.
Zaczynamy grę. Jestem w drużynie z Francescą i kilkoma innymi dziewczynami od nas. Każda po kolei serwuje. Nadeszła moja kolej. Trzymam piłkę na jednej dłoni, a drugą trzymam z tyłu. Widziałam, że inne dziewczyny tak robiły. Uderzyłam i o dziwo poleciała prosto i przeleciała nad siatką. Gra toczyła się normalnie. Kiedy z przeciwnej drużyny Camila wybiła piłkę, Mindy ją odbiła, podbiegła do niej Francesca i przebiły na drugą stronę. Poczułam tak jakby ulgę. Ale nie na długo. Zaraz po tym piłka leciała prosto na mnie więc postanowiłam ją odbić, albo przynajmniej spróbuję. Uderzyłam i usłyszałam pisk. Kiedy zdałam sobie sprawę co się właśnie stało, szybko podbiegłam do Mindy.
- Nic Ci nie jest? - pytam przerażona.
- Zrobiłaś to specjalnie! Jędza! - wrzeszczy na mnie. - Wiedziałam, że mnie nie lubisz ale do tego stopnia, żeby specjalnie uderzyć mnie piłką?! - wrzeszczy jeszcze głośniej.
- Mindy, nic Ci nie jest? - podbiega trenerka.
- Nie ale dostałam prosto w twarz, bo akurat się odwróciłam!
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam. - tłumaczę się.
- Jesteś już spalona u mnie. Od dzisiaj jesteś moim wrogiem numer jeden! Słyszysz mnie?! -krzyczy mi prosto w twarz. - Rozcięłam sobie wargę, kiedy przypadkiem przygryzłam ją jak dostawałam piłką! - krzyczy i wygląda jakby miała zaraz zacząć płakać z powodu rozciętej wargi.
- To twoja wina! Widzisz co narobiłaś?! - zwraca się do mnie.
- Z tego co widzę to nic Ci nie jest. Tylko malutkie rozcięcie. Po kilku dniach się zagoi. - trenerka gasi jej płomień w oczach.
- Słucham? Nie zaprowadzi mnie pani do pielęgniarki? - mówi zszokowana.
- Dziecko... To małe rozcięcie. Ile ty masz lat? 18 czy 12? - pyta ją zirytowana trenerka, a my zaczynamy wszystkie chichotać.
Podnosi się i wychodzi z sali, kiedy akurat zadzwonił dzwonek. Trenerka dziękuję nam na dzisiaj i wychodzimy wszystkie z sali. Przebieramy się i wychodzimy na korytarz.
- To było mocne! - śmieje się na głos Fran.
- Przestań. Teraz będzie wszystkim opowiadać, że chciałam ją zabić. - mówię z powagą w oczach, po czym wybuchamy obie śmiechem. Idziemy do chłopaków, a kiedy ich znajdujemy pierwsze co to Francesca zaczyna opowiadać o tym jak zabawnie próbowałam zabić Mindy.
- Hej chłopaki! Nie uwierzycie co stało się na w-fie! - śmieje się Fran.
- Co takiego? - pyta Andrés.
- Violetta tak przyłożyła piłką od siatkówki Mindy w głowę, że aż się prawie popłakała. - mówi przez śmiech.
- Ha ha ha... Bardzo śmieszne - odzywam się.
- Żałujcie, że tego nie widzieliście. Popłakalibyście się ze śmiechu! - teraz to i ona zaczyna płakać ze śmiechu.
- Poważnie? - patrzy na mnie zdziwiony i rozbawiony Federico.
- Taa.... - rzucam zirytowana.
- Bardzo na ciebie najeżdżała? - pyta.
- Ta, wrzeszczała, że tak chcę się jej pozbyć i takie tam. - mówię rozbawiona.
- No to w takim razie gratulacje. - Federico przybija mi piątkę, kiedy Mindy przechodzi obok nas i zabija mnie wzrokiem. Po czym wszyscy wybuchamy śmiechem, kiedy widzimy, że Mindy ma na wardze plaster.
Dzień zleciał nam bardzo szybko. Do momentu rozejścia się do swoich miejsc zamieszkania, wszyscy wspominali akcję z Mindy. To był naprawdę zabawny dzień.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział 😊 nic dodac nic ująć. Jestem ciekawa o co chodziło z tym rozdzialem 😊 mój tt: @wercia2405

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny jak zwykle ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Na prawdę świetnie się czyta, bardzo ciekawe, mega wciąga, a resztę przeczytam jutro bo jest już 1 w nocy xD tylko dodam, że chyba najbardziej z tego wszystkiego podoba mi się osobowość Violetty, jaka jest silna i ma wszystko gdzieś, ja bym tak nie potrafiła, szacun XD *.*

    OdpowiedzUsuń