- Jak Ci się podoba? - pyta mnie Federico, ciekawy mojego zdania.
- Jest bardzo przytulnie i miło. - odpowiadam z uśmiechem.
- Podoba Ci się? - pyta. - Oczywiście, że Ci się podoba. - nie daje mi dojść do słowa i stuka mnie ręką z daleka z uśmieszkiem. Ma naprawdę cudny uśmiech.
- Co sądzisz o Fede? - pyta mnie szeptem Fran.
- Jest bardzo czarujący. - uśmiecham się i patrzę na chłopaka, a potem ponownie na Fran.
- Tylko szkoda, że zajęty co? - lekki uśmiech pojawia się na twarzy dziewczyny. - Viola! Masz chłopaka? - mówi na cały głos Francesca.
- Ummm, nie. - mówię chyba najciszej jak potrafię.
- Taka śliczna, miła i cudowna dziewczyna jak ty nie ma chłopaka? - pyta zdziwiony Federico, po czym Ludmiła piorunuje go wzrokiem, ale on najwyraźniej nie zwraca na to uwagi i nadal całą uwagę skupia na mnie.
- No niestety nie. - przygryzam policzek od środka i odstawiam kawę na stolik i czuję wszystkich wzrok skierowany na mnie.
- Dobra zmiana tematu! - krzyczy Camila.
Dziękuję jej w duchu i biorę kolejnego łyka mojej kawy. Naszą uwagę przykuł czarny wóz, który stał zaparkowany pod kawiarnią, a w nim siedziało kilka osób.
- O nie... To znowu oni. - narzeka Ludmiła.
- Oni? Czyli kto? - pytam zaciekawiona, kto przykuł ich uwagę.
- Grupka chłopaków. Czytaj 'banda chłopców, którzy myślą że są fajni i straszą innych'. - odpowiada Federico.
- Och... Myślicie, że tu wejdą? - pytam się ich, nadal kierując wzrok na samochód.
- Zaraz się okaże. - odpowiada szybko Federico.
- Patrzcie... Odjeżdżają. - pokazuje na czarne auto Andrés.
- Hej, patrzcie! Już prawie 17! Muszę się zbierać. - oświadcza nam Ludmiła.
- Ja też muszę już lecieć. - informuję ich.
Wstaję z kanapy, biorę torbę i zostawiam im pieniądze za moją kawę. Wychodząc słyszę za sobą głosy żegnające się ze mną, więc macham ręką i idę. Po drodze znowu zauważyłam ten sam samochód co stał przed kawiarnią. Przyciemniana szyba była lekko uchylona, ale nic nie słyszałam, żeby coś mówili. Postanowiłam to zignorować jak zwykle i poszłam dalej. Wstąpiłam jeszcze do sklepu spożywczego Supermercado. Kupiłam między innymi: kilka rodzajów szynki, ser żółty, kilka napoi, jakieś ciastka, pieczywo, dwa jogurty i mini pizzę. Wyszłam ze sklepu z dwoma siatkami. Wow. Naprawdę aż tyle kupiłam? Ledwo dochodzę do pokoju, ale udaje mi się. W pokojach są mini lodówki, więc mogę przechować to wszystko. Od razu siadam na łóżku i zaczynam jeść jogurt truskawkowy. Kiedy kończę, zaczynam odrabiać lekcje. Po 2 godzinach mordowania się nad zadaniami, wyciągam telefon i dzwonię do taty. Po dwóch sygnałach odbiera.
- Violetta? Co u Ciebie? - słyszę głos w słuchawce.
- Hej tato. W porządku. A u Ciebie? - zadaje to samo pytanie.
- Po staremu. - śmieje się. - Opowiadaj o nowej uczelni! Chcę znać wszystkie szczegóły.
- No więc... Na uczelni jest super! Och kurcze zapomniałam Ci wysłać zdjęcie. Jutro je dostaniesz. - obiecuję mu. - Poznałam wspaniałe osoby. Francesca, Camila, Ludmiła, Federico i Andrés. Jesteśmy razem w jednej klasie. Byliśmy dzisiaj w kawiarni Mercado, potem wstąpiłam do supermarketu po coś do jedzenia, a teraz rozmawiam z tobą. - opowiadam.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Odrobiłaś już lekcje? Dużo wam zadają pracy? - wypytuje.
- Tak odrobiłam, lekcji nie jest tak dużo ale to i tak dla mnie za dużo. - śmieję się.
- A powiedz mi... Poznałaś tam jakiegoś chłopaka?
- Tato! - mówię poirytowana jego zachowaniem.
- No co? Violetto, pytam tylko czy poznałaś tam jakiegoś chłopaka? Nic więcej. - tłumaczy się.
- Tak. Na imię ma John, jest starszy o 2 lata, ma dziary i kolczyk w wardze.
- Violetta! - mówi poważnym głosem.
- No co? Tato naprawdę odpuść sobie. Nie poznałam żadnego chłopaka oprócz Fedrico i Andrésa. - wyjaśniam mu.
- A ten cały Federico ma dziewczynę?
- Tak ma. Wyprzedzając twoje kolejne pytanie... Nie. Andrés nie ma dziewczyny, ale on nie jest w moim typie więc nie masz się o co martwić. - zapewniam go.
- No dobrze. Ja lecę spać bo u nas jest o wiele później niż myślisz. - A no tak! Zapomniałam, że jest 5 godzin różnicy! To znaczy, że jeśli u mnie jest teraz 19... To w Madrycie jest północ. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- O matko przepraszam tato! Zapomniałam się kompletnie. Idź spać i słodkich snów. - mówię i się żegnam.
- Dobranoc, kocham Cię. - mówi i się rozłącza.
W sumie to nie wiem co mam robić. Może zadzwonię do Fran? Zaraz. Zapomniałam, że nie wymieniłyśmy się numerami. Ugh, czyli że ten wieczór spędzę na oglądaniu filmów. Najpierw pójdę się umyć a potem obejrzę jakiś film. Biorę ze sobą piżamę, ręcznik i klapki. Wchodzę pod prysznic zostawiając tym razem piżamę na umywalce, żebym nie popełnia znów tego samego błędu. Wychodząc z kabiny, owijam się ręcznikiem i kiedy chcę wziąć piżamę okazuje się, że jej nie ma.
- Nooo wybornie. -mruczę pod nosem.
Szukam w całej łazience, ale nic z tego. Piżama po prostu wyparowała. Wychodzę z łazienki w klapkach i samym ręczniku. Zamykam drzwi i biorę drugą piżamę.Wygląda zupełnie tak jak poprzednia, tylko że jest biała. Cóż... Przynajmniej będzie pasowała do moich 'króliczych' kapci. Siadam na łóżku i włączam film 'Wichrowe Wzgórza'. Po niecałych dwóch godzinach oglądania, wyłączam laptopa, odkładam go na stolik przy kanapie i kładę się na łóżku.
- Violu... - słyszę delikatny, kobiecy głos.
- Kto tu jest? - pytam przerażona.
Jestem na małej polance, a przede mną jest wzgórze. Wokół mnie nie ma nic i nikogo. Jestem tylko ja, trawa i chmury na niebie.
- Córeczko... - słyszę jeszcze ciszej głos kobiety.
- Mama? - pytam przestraszona.
- Córeczko, tutaj jestem. - słyszę.
Rozglądam się ale nikogo nie widzę.
- Mamo, nie widzę Cię. Gdzie jesteś?
- Spójrz w górę. - nakierowuje mnie głos.
Spoglądam w górę i widzę jasną postać młodej kobiety, w pięknej długiej, srebrnej sukni. Uśmiecha się do mnie i mi macha.
To ona.
Mama.
- Mamusiu tęskniłam za tobą. - mówię do postaci ukazującej się na niebie.
- Córeczko ja za tobą także. Chodź ze mną. Zaprowadzę Cię do mojego domu. Tam, w niebie... - pokazuje mi lekko ręką i spogląda na mnie, po czym mówi - Pójdziesz ze mną?
- Tak mamusiu! Pójdę! - krzyczę do niej i podskakuję.
- Jesteś taka piękna... Masz dopiero 11 lat. Jesteś do mnie taka podobna. Chodźmy... Zaprowadzę Cię do domu.
Wszystko w okół ciemnieje, na niebie pojawiają się czarne chmury i słychać grzmoty. Widzę, jak moja mamusia znika.
- Mamusiu! Nie zostawiaj mnie! - krzyczę do niej i zaczynam płakać, po czym już jej nie ma.
Upadam na trawę, która przemieniła się w jedną wielką górę błota. Płaczę coraz głośniej aż słyszę głos.
- Violetto... Pomóż mi... Oni zrobią mi krzywdę. - mówi delikatnym i cichym głosem.
- Nieeee!! - krzyczę.
Budzę się cała spocona i zapłakana. Sprawdzam godzinę i widzę, że jest dopiero 5 rano. Uspokajam się i opadam z powrotem na łóżko.
- O matko... Co to był za sen. - zamykam oczy i ponownie zasypiam.
~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~
Rozdział cudowny! ♥ Czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńWow ten sen 😲 niesamowity 😲 rozdział świetny i widac ze akcja się rozkręca mocno. Wow ten rozdział mega 😲😍
OdpowiedzUsuńWow! Wow! I jeszcze raz WOW! Miałam ciarki kiedy czytałam ten sen :o Ale rozdział mega mega mega ♥
OdpowiedzUsuńJejku *.*
OdpowiedzUsuń