Rozdział 7.

Wchodząc do budynku zauważyłam znajomą rudowłosą dziewczynę, więc podeszłam się przywitać.
- Hej. - witam się.
- Och hejka! - mówi głośno.
Camila to bardzo pozytywna dziewczyna. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś był cały czas szczęśliwy!
- Fran już jest? - pytam. Nie wiem czemu użyłam zdrobnienia, przecież znamy się tylko dwa dni.
- Nie, ale pisała mi, że będzie za kilka minut. Ślicznie wyglądasz. - dodaje.
- Dziękuję. Ty również. - mówię podziwiając jej strój. Ubiera się mega.
Ma na sobie dzisiaj czarną, krótką, przylegającą troszeczkę do ciała spódniczkę, bluzkę na ramiączka w małe kwiaty i do tego grubszy, jasnobrązowy pasek. Buty te same co wczoraj. W sumie to bardzo mi się podobają. Nasza pierwsza lekcja dzisiaj to oczywiście matematyka... Jak większość naszych zajęć. Wchodzimy do klasy i witamy się z całą naszą ekipą. To znaczy nie wiem czy do niej należę, ale na razie pozostawmy to tak jak jest. Dlaczego nie ma jeszcze Francesci? Zajęcia zaczynają się za 2 minuty.
- Witam. - do klasy wchodzi profesor Stone. - Czy wszystkie duszyczki są w klasie?
- Ummm nie ma Francesci. Francesca Cauviglia. - wtrącam się. Nie wiem dlaczego to zrobiłam... Może nie zauważyłby, że jej nie ma. Ugh o losie... Dlaczego ja się muszę we wszystko wtrącać?
- Już jestem! Jestem! Przepraszam za spóźnienie, ale miałam mały problem z nogą. Schodziłam ze schodów i przekręciła mi się noga na tyle, że musiałam iść wolniej. - usprawiedliwia się, a cała klasa kieruje wzrok na nią.
- Z tego względu, że jest to pierwszy dzień normalnych zajęć... Zignoruję to. - uśmiecha się miło do Fran.
I znowu używam zdrobnień.
- Dawno zaczęliście? - pyta się mnie i siada obok.
- Nie, jakieś trzy-cztery minuty temu przyszedł dopiero. - odpowiadam i ją uspokajam.
Cała lekcja mija dosyć szybko. Profesor tłumaczył coś o pierwiastkach. Ale przerabiałam już to w liceum, więc mniej go słuchałam, a więcej przegadałam z Francescą. Następna lekcja to również matematyka z profesorem Stone. Stoimy pod salą, czekając na kolejną lekcję, rozmawiamy o naszych zajęciach dodatkowych. Okazuje się, że wszyscy mamy dodatkowe o godzinie 14:30. Wybrałam śpiew/taniec/granie na instrumentach. Nie pytałam innych o ich zajęcia. Po 15 minutach przerwy zjawia się profesor i wchodzimy do klasy. Po kolejnych 40 minutach, opuszczamy klasę. Idąc korytarzem zatrzymujemy się przy jednej z ławek i siadamy.
- Więc co teraz mamy? - pyta Federico.
- Zadaje mi się, że trygonometrię. Co nie Violetta? - pyta mnie. - Violetta? - puka mnie.
- Yyy tak? Mówiłaś coś do mnie? - otrząsam się i próbuję dowiedzieć się o co mnie pytała.
- Pytałam czy mamy teraz trygonometrię? - powtarza się zdziwiona.
- Tak. Chyba. Nie wiem. - zmieniam co sekundę zdanie.
Nie mogłam się skupić, ponieważ po drugiej stronie korytarza zauważyłam znajomą twarz. To ta blondyna, co mnie wczoraj zaczepiła za przeproszenie jej o wpadnięcie na nią. Jest ubrana w mini, czarną, lśniącą, obcisłą spódniczkę, która odkrywa jej pół dupy, a nawet więcej. Bluzka wygląda jakby ucięli ją podczas szycia. Jest tak krótka, że wiać jej prawie cycki. Zastanawia mnie w ogóle to czy ona ma na sobie stanik? Ale najwidoczniej to działa, bo obok niej stoi co najmniej pięciu chłopaków, a pozostała setka podziwia ją z daleka. Usta pomalowane ma czerwoną szminką, a jej kreski ciągną się aż do miejsca gdzie zaczynają się włosy. Nie wspominając o jej butach na obcasach o grubości centymetra i wysokości ok. dwudziestu centymetrów. Jest tak wypudrowana, że wygląda jak chodząca marchewka. Biedna, ciekawe czy zauważyła, że jej szminka znajduje się również na jej zębach? Po obejrzeniu jej od góry do dołu, na moje jakże cudowne szczęście, zauważyła mnie i zaczęła się gapić tak samo jak ja robiłam to przez ostatnie pięć minut przyglądając się jej.
- Viola, co jest? - pyta wyraźnie zmartwiona widząc moją minę Fran.
- Nic.. Tylko tamta dziewczyna... - zaczynam szeptem.
- Która? Dziwkowata blondyna przy szafkach? - pyta a ja zaczynam się śmiać, po czym dołącza do mnie Fran.
- Tak. Wpadłam wczoraj na nią wychodząc z łazienki, przeprosiłam ją, a ona zaczęła mi gadać, że wie kim jestem, że tutaj nie będzie tak jak w Madrycie, że wszystkich mam u swych stóp i takie tam pierdoły... - opowiadam jej wszystko co wczoraj między nami zaszło.
- Nie przejmuj się. Mindy to dziwka. Od pierwszej klasy liceum nią była. - tłumaczy mi.
A więc ma na imię Mindy. Imię ma ładne, szkoda tylko, że należy do takiej jędzy jak ona.
- Znasz ją?
- Taa... Chodziłam z nią do liceum. Jest prawdziwą jędzą i jeśli się jej podpadnie to jak to ona powiada ' ta osoba może się sparzyć'. - śmieje się.
- Dokładnie to samo powiedziała wczoraj mi tylko dodała jeszcze żebym uważała. - mówię drwiącym głosem. - Ale ze mną nie będzie miała tak łatwo. - uśmiecham się.
- No i o to chodzi! - przybijamy sobie piątkę.
- O co chodzi? - pyta Camila.
- Eee tam. O nic takiego. - odpowiada Fran Camili i uśmiecha się do mnie porozumiewawczo.
- Chodźmy bo się spóźnimy. - wtrąca się Andres, patrząc na zegarek.
- Zbieramy swoje rzeczy i odchodzimy pozostawiając dziwkę Mindy na korytarzu, razem z jej adoratorami.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

4 komentarze:

  1. Rozdział podobal mi się ale uważam ze akcja troche się za wolno rozwija. Ogólnie jest Db 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział będzie się rozwijał w takim tempie w jakim chce autorka. :) Nie możemy jej na przymus zmuszać żeby od razy wszyscy w opowiadaniu znali się, kochali itp. :) dajmy jej czas :) TRZYMA NAS W NAPIĘCIU! haha ♥ Ale opowiadanie mega ♥ Już nie lubię ten Mindy ugh -.-

      Usuń
    2. Nie zamierzam jej przymuszać. Tylko napisałam swoja opinie. Wiadomo ze wszystko zalezy od autorki 😊

      Usuń
  2. Hah wszędzie taka jest xD dobre *.*

    OdpowiedzUsuń