Rozdział 3.

Gdy otwieram drzwi w progu stoi wysoki mężczyzna z siwym zarostem. Musi mieć co najmniej 50 lat. Jest ubrany dość elegancko. W czarny garnitur a na plakietce ma napisane: Dr. Stone.
- Witam. Nazywam się Peter Stone. Jestem wykładowcą na tutejszej uczelni.
- Dzień dobry. Nazywam się Violetta Castillo. - przedstawiam się i dołącza do mnie mój tata.
- Witam. Germán Castillo. Jestem ojcem Violetty. - przedstawia się i ściska dłoń mężczyźnie.
- Więc jesteś u nas pierwszy raz Violetto? - pyta mnie.
- Tak. Jestem bardzo szczęśliwa, że się tutaj dostałam.
- No nie dziwię Ci się. To jedna z najlepszych uczelni w Ameryce Łacińskiej. - uśmiecha się.
Czy on się chwali, że pracuje w jednej z najlepszych uczelni czy tylko mi gratuluje? Nie ważne. Załóżmy, że mi gratuluje.
- Jaką miałaś średnią na zakończenie szkoły? - jaki ciekawski.
- 4,9. Nie udało mi się podciągnąć z angielskiego na 5. - mówię przygnębiona, ponieważ uwielbiam angielski ale moja nauczycielka mnie strasznie nie lubiła... Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że bardzo często poprawiałam ją na lekcjach. Ale cóż... Nie cofnę czasu.
- Więc się nie dziw, że tutaj jesteś. - szczerzy się. - Jaki kierunek wybrałaś?
- Matematykę. - uwielbiam ten przedmiot. Wolę matematykę od w-fu czy hiszpańskiego. Jestem naprawdę dobra.
- Oh, naprawdę? - pyta zdziwiony. Nie wiem czemu to jest aż takie dziwne... Może dlatego, że większość osób nienawidzi matematyki, a ja wręcz przeciwnie. Kocham ją!
- Tak. Uwielbiam ten przedmiot. - uśmiecham się.
- No to będziemy się często widywać panno Castillo. - oznajmia.
Patrzę na niego pytająco. Czyli to znaczy, że uczy matematyki. Jest miły. Cieszę się, że będę miała z nim zajęcia.
- Ohh... Czyli,że jest pan wykładowcą z dziedziny matematyki?
- Owszem. Poziom uczniów był naprawdę wysoki w tym roku ale ty przeszłaś bez problemu skoro miałaś średnią ocen 4,9 i 5 z matematyki. Miałem do przyjęcia samych piątkowych i czwórkowych uczniów. W pierwszej kolejności przeszły 5. Więc gratuluję Ci!
- Dziękuję. Cieszę się bardzo, że tu i jestem, no i oczywiście, że będę miała z panem zajęcia. - uśmiecham się.
- No nic. Pora już na mnie. Muszę jeszcze odwiedzić kilkunastu innych uczniów. - wychodzi ale jeszcze się odwraca - Przy okazji... Uroczy pokój. - uśmiecha się.
- Dziękuję. Do zobaczenia na zajęciach. - żegnam się i zamykam drzwi.
- Tato! - podnoszę głos.
- No co? - pyta zdziwiony.
- Stałeś jakbyś ducha zobaczył. Nie wiedziałam już co mam mówić. - mówię z wyrzutem.
- Oj przepraszam córeczko, po prostu nie wiedziałem co mam mówić. Zdaje mi się ale wy macie więcej tematów do rozmowy.
- Oj tato, tato... - mówię i wypuszczam głośno powietrze.
- No cóż pora już na mnie. Za 30 minut samolot. - oznajmia.
- No dobrze. - smutnieje w jednej chwili.
- Baw się dobrze, ucz się pilnie, nie szalej za bardzo i wszystkiego dobrego. Dzwoń do mnie! -- wymienia
- Jasne tato, dzięki. - uśmiecham się lekko.
- No to pa kochanie. Wszystkiego dobrego. - całuje mnie w czoło i wychodzi z pokoju.
No i zostałam sama... Czuję się od razu jakoś inaczej. Sama w tym pokoju i tak codziennie przez 3
lata... Pójdę się przebrać i wyjdę pozwiedzać. Szukam w walizce kosmetyczki i ubrań. Jest wrzesień, a jest prawie 30 stopni, ale trzeba korzystać ze słońca. Poprawiłam makijaż, założyłam turkusową spódniczkę, do tego różową cienką bluzkę na ramiączka i różowe sandały na koturnach. Zmieniłam tylko kolor szminki na ledwo widoczny róż.Jak już wspominałam uwielbiam kolor różowy! Jestem gotowa. Wychodząc złapałam małą torebkę, którą położyłam na stoliku i zamknęłam drzwi. Idę przez długi korytarz i podziwiam obrazy wiszące na ścianach. Przy wyjść nadal stoi ten pan. Uśmiecha się i otwiera mi drzwi. Dziękuję mu i wychodzę na zewnątrz. Idąc wzdłuż chodnika podziwiam wszystkie budynki, wysokie wieżowce, wszystkie sklepy, do których już planuję niedługo zajrzeć. Wszystko co mi wpadnie w oczy, wydaje się być takie inne i super, a przecież bardzo podobnie jest w Madrycie. Pewnie to dlatego, że jestem podekscytowana nowym miejscem zamieszkania. Z czasem powinnam przywyknąć. Po 5 minutach zatrzymuję się przy wielkim ogromnym budynku. Kiedy patrzę na napis nad wejściem brakuje mi tchu. Przecieram oczy i znowu to widzę: Universidad de Buenos Aires. Ja chyba śnię. Cały budynek jest tak wielki, jak mój dom razy dziesięć. Jest cały szklany. Nie umiem zbyt dobrze opisywać budynków więc w skrócie. Ogromny budynek cały ze szkła tzn., że w całości jest tak jakby z okien ale też takich jakby luster, w których można się przejrzeć. Już widzę te wszystkie selfie w oknie na portalach społecznościowych... Ugh nienawidzę tego. "Takie tam z moją bff", "Takie tam z psem", "Takie tam w oknie". No błagam was ludzie. Czyli, że to jest moja przyszła uczelnia. Wow. Nie będę podchodzić tylko wrócę do pokoju, ale to oznacza, że od akademika do uczelni mam 5 minut wolnym spacerkiem. Więc mogę wstawać o wiele później. Wracając, moją uwagę przykuła pewna grupka chłopaków. Stoją w kręgu i opierają się o pewnie swoje samochody. Śmieją się cały czas i niektórzy z nich palą papierosa. Największą uwagę skupiłam na tym chłopaku w czarnych, przeciwsłonecznych okularach, który jako jedyny nie pali. Jest ciepło ale słońca nie widać. Może po prostu nie chce, aby inni ludzie widzieli jego twarz. Z daleka widzę, że jest dobrze zbudowany i ten biały samochód, do którego jest tak przyklejony i ciągle przeciera mu maskę rękawem jest jego. Ale samochód jest po prostu mega. W życiu lepszego nie widziałam z tak bliska. Widać, że samochody tego typu są cholernie drogie. Musi mieć naprawdę sporo kasy, skoro ma taki samochód. Przechodząc już dosłownie obok nich ale w odległości jeden z nich musiał mnie zauważyć, ponieważ zaraz po tym jak się spojrzał puknął drugiego i zaczęli na mnie gwizdać. Ten, który przykuł moją uwagę zamiast również na mnie gwizdać, wycierał maskę samochodu już chyba szósty raz. Nie zwróciłam na nich uwagi, żeby nie dać im tej satysfakcji. Weszłam do pokoju i rzuciłam się prosto na łóżko, po kilku minutach zapadłam w sen. 


Z góry przepraszam za inną czcionkę! Coś mi się przestawiło, a żeby to zmienić musiałabym przepisywać wszystko jeszcze raz.... 


~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

4 komentarze:

  1. Dzisiaj poproszę 4 rozdział! :DD Bardzo wciągające, jesteś stworzona do pisania takich ff. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jestem hahah. Rozdział cudowny ale mam pytanie kiedy pojawi się Leon?? Moje marzenie w tym opowiadaniu to takie żeby Lu była przyjaciółką Vilu a Fede Leona a potem tylko trochę czasu i będzie Fedemila i Leonetta... ahhh te moje marzenia hahah ♡ czekam na kolejny. ♡ @Tinistapolonia_

    OdpowiedzUsuń
  3. Super strasznie sie wciągam chyba będę czytać cała noc *-*

    OdpowiedzUsuń