Rozdział 11.

Minęło kilkanaście dni odkąd Fran się do mnie wprowadziła. Jest nam razem w pokoju naprawdę dobrze. Śmiejemy się, uczymy razem. Rozmawiamy na wiele tematów. Dowiedziałam się, że pochodzi z Włoch, uwielbia spaghetti, ma dwa psy: suczkę i psa. Suczka wabi się Lily, a pies Joe. Opowiadała mi, że jej mama zmarła jak miała 9 lat.Więc jesteśmy w tej samej sytuacji, tylko że moja mama zmarła, kiedy miałam 10 lat. Niewielka różnica, ale jednak. Dowiedziałam się też, że nienawidzi ludzi, którzy kłamią, a także szpinaku. Mamy tyle wspólnego, że to aż niemożliwe.
Obudził nas jak zwykle mój budzik. Kiedy spojrzałam na telefon, myślałam, że źle widzę. 7:30! O 8 mamy zajęcia. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam krzyczeć.
- Francesca! Francesca! - krzyczę, ubierając się.
- Cooo... - jęczy zaspana.
- Wstawaj! Zaspałyśmy! Budzik nie zadzwonił! - robię aferę.
- Co? Która jest godzina? - pyta zdziwiona, patrząc na mnie jak szybko się maluję.
- 7:35! Fran nie mamy czasu. - pospieszam ją.
- Że co?! - wyskakuje z łóżka i podbiega do szafy. Wyjmuje z niej granatową sukienkę w groszki i szybko na siebie zarzuca. Zakłada białe buty na koturnie i siada szybko przed lustrem po tym jak odchodzę.
Patrzę na zegarek i jest już 7:55.
- Jesteśmy już spóźnione! - krzyczę.
- Która jest? - pyta mnie, malując usta błyszczykiem.
- Za pięć minut zaczynają się zajęcia z profesorem Stone. - biegam po pokoju i pakuję wszystkie rzeczy.
Po chwili dostaję smsa od Camili:
Camila:
Hejka, nie wiem dlaczego was nie ma, ale jeśli już się zbieracie to zajęcia dzisiaj zaczynają się o 8:30. 
Ja:
Chryste... dzięki Bogu! Dzięki za info. Za 20 minut będziemy na miejscu.
- Fran! Zajęcia zaczynają się dzisiaj o 8:30. Mamy jeszcze pół godziny. - mówię z ulgą.
- Dzięki Ci Boże! - wymachuje rękami Fran.
Mamy więcej czasu więc idę umyć jeszcze zęby. Na prysznic dzisiaj już nie mam co liczyć. Wracam do pokoju. Wyjmuje z szafy dwie bluzki: białą i różową w serduszka.
- Która? - pytam Fran, żeby wybrała i wyciągam je przed siebie.
- Zdecydowanie różowa. - uśmiecha się.
Zakładam na siebie różową, cienką koszulę w serduszka z kołnierzykiem. Rękawy zawijam, więc są na długość do połowy ręki. Wkasuję koszulę w białe spodenki z wysokim stanem. Do tego różowy, cienki pasek z kokardką. Biorę z podłogi moje ulubione buty, czyli lekko srebrne trampki na koturnie z różowymi tym razem sznurówkami, z których wystają mi trochę różowe skarpetki. Jest to mój ulubiony strój. Zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy dostałam smsa.
Ludmiła:
Dzisiaj są luźne lekcje. Nie bierzcie zeszytów. 
- Od kogo? - pyta Fran.
- Od Ludmiły. Pisze, że dzisiaj są luźne lekcje, więc mamy nie brać zeszytów. - mówię, patrząc na ekran telefonu.
- No to super! Mamy jeszcze 2 minuty do wyjścia.
- Okej, jeszcze tylko poszukam mojej torebki i możemy iść.
Zaczynam szukać w szafie mojej malutkiej, białej torebki, która pomieści mój telefon. Kiedy ją znajduję, zakładam na ramię i wychodzimy z pokoju. Fran zamyka drzwi, kiedy ja już idę w stronę wyjścia. Dogania mnie i idziemy na uczelnię. Jest 8:20, więc zdążymy spokojnie na czas.
Po kilku minutach jesteśmy już na miejscu. Wchodzimy do naszej klasy, witamy się z wszystkimi i siadamy na ławkach. Skoro wolna lekcja to chyba nam wolno. Po chwili do sali wchodzi nasza trenerka i prosi mnie, abym przyniosła jej za dwie lekcje, spis dziewczyn, które chcą chodzić na dodatkową siatkówkę. Kiwam głową a pani Johnson wychodzi z klasy, mijając się z profesorem Stone. Ubrany jest jak każdego dnia w garnitur.
- Dzień dobry. Wszystkie dusze są w klasie?
Profesor kładzie listę, do wpisania się, aby mógł sprawdzić kto nie przyszedł. Całą lekcję rozmawialiśmy o gotowaniu. Andrés zaczął temat, pytając się nas czy umiemy upiec szarlotkę? Potem dodała coś Ludmiła, dalej Cami. Jeszcze Federico się wtrącił i całą lekcje przegadaliśmy o pieczeniu ciasta i o tego typu rzeczach. Przerwa trwała 5 minut, więc nie wychodziliśmy nawet z klasy. Poprosiłam profesora o małą kartkę na listę. Wyjęłam długopis z małego kubka na biurku i na środku napisałam: ZAJĘCIA DODATKOWE KL. IA. Przekazałam listę Fran, a ona podała ją innym uczniom. Druga lekcja to geometria. Wchodzimy do klasy nr 6. Siadamy w ławkach i rozmawiamy między sobą. Po 40 minutach, wchodzimy od razu do klasy nr 16. Jest to nasza klasa. Mamy teraz godzinę wychowawczą. Przypomniało mi się, że muszę zanieść pani Johnson listę. Zabrałam ją z czyjejś ławki i kiedy zerknęłam było na niej kilka osób. Ja się tam oczywiście nie pojawiłam. Biorę torebkę i wychodzę z klasy. Idę przez długi korytarz. Muszę dotrzeć z prawego skrzydła do lewego. Po 2 minutach drogi korytarz skręca w lewą stronę. Kiedy skręcam wpadam na kogoś, ale nie upadam. Na początku nie widzę kto to. Dopiero kiedy się ogarnęłam, zobaczyłam, że wpadłam na jakiegoś chłopaka i to naprawdę przystojnego chłopaka. Ma na sobie jasną, jeansową koszulę z zwiniętymi rękawami do łokci tak jak ja i czarne spodnie. Ma postawione włosy i jest troszeczkę ode mnie wyższy.
- Przepraszam! Nie zauważyłam Cię... - tłumaczę się.
Jestem przy nim lekko onieśmielona.
- Nic się nie stało. - mówi z obojętnością.
- Nie pędź tak bo zgubisz po drodze ubrania panienko. - prycha
- Tsaa. Dzięki.... - mówię z ironią.
- To twoje? - wyciąga rękę, a w niej trzyma moją torebkę.
- Tak, dzięki. - wyciągam rękę po torebkę, lecz on odsuwa się.
- Możesz oddać mi moją torebkę? - wskazuję placem.
- Może? - jaki on jest denerwujący. Przystojny ale denerwujący.
- Oddasz mi ją czy nie? - pytam coraz bardziej zdenerwowana.
- Jak mi się będzie chciało to oddam. - dupek.
- To jest moja własność więc oddaj mi ją w tej chwili. - podchodzę i próbuję złapać torebkę, lecz on jest szybszy i odsuwa się.
- Naprawdę jesteś takim cholernym dupkiem, że będziesz tutaj stał ze mną, z moją torebką w ręku i mówił że mi jej nie oddasz? - pytam coraz bardziej zażenowana całą tą sytuacją, splatam ręce i trzymam je na klatce piersiowej.
- Nie jestem dupkiem. Nie denerwuj się bo Ci cały makijaż spłynie. - śmieje się pod nosem.
- Jesteś dupkiem. Masz jakiś problem?
- Moim problemem jesteś teraz ty bo wpadasz na mnie nie wiadomo skąd i mnie wyzywasz. - uśmiecha się szeroko. Ale ma śliczny uśmiech. Violetta. Nie. Nie patrz się na jego uśmiech tylko odbierz mu torebkę i idź dalej.
- Słuchaj oddasz mi torebkę czy nie?
- Jak ładnie poprosisz to oddam. - szczerzy się.
- Proszę... - mówię przez zęby.
- Prosisz o co? - podnosi brew.
- Wiesz dobrze o co, więc daj mi tę torebkę. - kolejna próba zabrania mu jej nie powiodła się.
- Pasowałaby mi nie? - zakłada torebkę na ramię i pozuje z nią. Wygląda jak kretyn.
- Czy mógłbyś oddać mi moją torebkę, proszę? - mówię ciszej.
- No i czy to było takie trudne? - zaczyna się szczerzyć ze zwycięstwa i podaje mi torebkę.
Wyrywam mu ją i odwracam się żeby odejść.
- Nawet nie powiesz mi jak masz na imię? - słyszę za sobą jego głos.
- Nie? - idę dalej przed siebie.
- No weź. Powiedz, a obiecuję Ci, że już mnie więcej nie spotkasz. - podbiega i staje przede mną.
- Violetta. Muszę iść.
- Violetta. Ciekawe imię. - uśmiecha się, ale ten uśmiech już wywołuje u mnie mdłości.
- Violetta! Wszystko w porządku? - słyszę za sobą głos Fran.
- T, tak. Idę. - przechodzę obok chłopaka i razem z Fran udajemy się do trenerki przekazać listę.
Czuję jego wzrok na sobie. Kiedy odwracam się, żeby na niego spojrzeć, już go tam nie ma. Świetnie. Mam nadzieję, że już go więcej nie spotkam. Dupek.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

6 komentarzy:

  1. Jezu cudny! Nareszcie się poznali! Szkoda, że Leon to taki dupek XD ale rozdzial zajebist!!! ♥ CZEKAM NA WIĘCEJ!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg mam nadzieje ze to Leon i na to wygląda 😉 rozdział bardzo ciekawy. Na poczatku myślałam ze Mindy wysylala te smsy żeby sie spoznily i wgl a tu jednak nie 😂 mila niespodzianka 🎊

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba zakochałam się w dupku Leonie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopak to dupek a dziewczyna to dupka? XD

    OdpowiedzUsuń