Rozdział 48.

Delikatnie i powoli otwieram oczy. Na początku, wszystko wokół jest rozmazane. Nie mam pojęcia co się dzieje. Kiedy obraz się wyostrza dostrzegam przed sobą rozbite szkło i ogromne drzewo. Ruszam głową ale od razu odczuwam przeogromny ból z tyłu. Syczę z bólu i zerkam w stronę kierowcy. Widzę Leóna opartego o kierownicę. Zaczynam panikować i od razu zakładam że nie żyje. Wyciągam rękę i potrząsam chłopakiem.
- León. - szepczę. - León! - podnoszę głos i zaczynam ciągnąć chłopaka za kurtkę.
Czy on żyje? Mam łzy w oczach, które chcą się wydostać na zewnątrz. Powtarzam imię chłopaka jeszcze parę razy, ale nie reaguje.
- León! - szlocham.
- Czego. Kurwa. Chcesz? - chłopak podnosi głowę i opiera się o siedzenie z zażenowaniem na twarzy.
Nie wygląda na kogoś kto doznał urazu czy jakiegokolwiek wypadku. Nie widzę nigdzie jego krwi, ani ran na głowie. Patrzę na niego zszokowana i nie mogę jeszcze zrozumieć co się dzieje.
- Nic Ci nie jest? - pytam z niedowierzaniem.
- Kurwa rozjebałem samochód! - wykrzykuje, na co się wzdrygam.
- Możesz na mnie nie krzyczeć?! - od razu reaguję na jego agresję.
- Zobacz co się kurwa przez ciebie dzieje! Nie widzisz, że z tobą wydarzają się same pierdolone złe rzeczy?
Auć.
To prawda, nie powinnam była otwierać drzwi auta podczas jazdy ale z wściekłości na chłopaka nie zwracałam uwagi na to co robię. Ale to nie daje mu prawa do ciągłego krytykowania mnie. Sam nie jest święty, powiedziałabym, że jest gorszy od niejednego przestępcy. Otwieram drzwi i chcę wysiąść jak najszybciej. Chłopak robi dokładnie to samo i od razu ogląda zniszczenia. Maska auta jest wgnieciona, a przednia szyba nadpęknięta. León zemści pod nosem i kopie kamienie. Wyjmuje telefon i do kogoś dzwoni, ale oddala się więc nie słyszę z kim rozmawia. Kiedy wraca oznajmia mi, że przyjedzie Maxi i zabierze mnie do akademika.
- A ty? - pytam zdziwiona. Nie ma zamiaru wracać, a samochodu zostawić dla pomocy drogowej?
- Nie twój interes. - prawie warczy i przymruża oczy.
- No oczywiście. - wywracam oczami i opieram się tyłem do chłopaka o auto.
Po około trzydziestu minutach podjeżdża do nas granatowe auto, z którego wysiada nie za wysoki brunet. Wita się z Leónem kiwnięciem głowy, a ze mną przybija żółwika.
- Co się stało? - pyta zdziwiony.
- Jakbyś kurwa nie wiedział. - odzywa się León. Kiwa tylko głową i zaśmiewam się pod nosem z zażenowania.
- Bawi Cię coś?
- Twoje zachowanie. - odpowiadam oschle. Maxi przygląda nam się uważnie i chyba nie wie co powiedzieć.
- Zabierz ją stąd, bo kurwa nie wytrzymam zaraz. - chłopak odwraca się tyłem do nas i kopie w oponę. Zerkam na Maxiego, który jest pewnie przyzwyczajony do takiego zachowania chłopaka.
- Chodźmy. - zwraca się do mnie z lekkim uśmiechem, za co mu dziękuję, bo od razu zrobiło mi się lepiej.
Kieruję się w stronę samochodu odwracając się jeszcze raz do Leóna, który stoi nadal tyłem i patrzy na samochód. Chłopak otwiera mi drzwi i czeka, aż wsiądę. Zamyka za mną drzwi i siada za kierownicę. Zakręca i wyjeżdża na autostradę, a ja ostatni raz zerkam na Leóna, który akurat odwrócił się w naszą stronę i bardzo uważnie mi się przyglądał. Jedziemy jakiś czas w ciszy. Czułam jak Maxi na mnie co jakąś chwilę zerkał ale udawałam, że tego nie zauważam. Przyglądam się widokowi za oknem. Mijamy pięknie ozdobione śniegiem wysokie drzewa i ludzi spieszących się do domu aby tylko zdążyć zrobić śniadanie i zjeść je w gronie najbliższych.
- Co się tam właściwie stało? - głos chłopaka wyrywa mnie z zmyślenia.
- Nie mówił Ci kiedy do ciebie dzwonił? - spoglądam na niego.
- Był wkurwiony... pierdolił o wszystkim na raz, że zrozumiałem tylko tyle, że mam po Ciebie przyjechać. - tłumaczy mi. Pewnie dlatego pytał Leóna co się stało, a ten na niego naskoczył.
- Zawsze taki jest? - pytam cicho, a Maxi unosi brew i patrzy na mnie pytająco, a po chwili wraca wzrokiem na drogę.  - Zdenerwowany, agresywny? - dopowiadam.
- Kiedyś taki nie był. Zauważyłem w nim pewną zmianę odkąd przyleciałaś do Argentyny. - przyglądam mu się bardzo uważnie i nie mogę zrozumieć.
- To znaczy? - dopytuję się.
- Nie chcę tutaj Cię obrazić w jakiś sposób ale po prostu razem z Brodueyem zauważyliśmy, że jeszcze przed rozpoczęciem roku León był inny. Nie był aż tak agresywny i cichy do czasu kiedy pojawiłaś się na uczelni... - te słowa we mnie uderzają. Czyli to znaczy, że przeze mnie León  jest takim dupkiem? Nie mogę tego pojąć.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem... Co ja takiego zrobiłam?
- Nie mam pojęcia, ale działasz na Leóna inaczej niż wszyscy inni. - po tych słowach nie wiem co odpowiedzieć, więc milczę. Chłopak włącza radio i puszcza cicho muzykę. Opieram się o szybę i zamykam oczy, próbując zrozumieć.
Czy ja mu coś zrobiłam? Ani razu nie wchodziłam mu w drogę, nawet nie próbowałam. Omijam go najlepiej jak potrafię, abym tylko nie została znowu obrażona lub skrytykowana, a mimo to najwidoczniej bardzo mu przeszkadzam, że stał się taki okropny. Jestem zwykłą dziewczyną, która nie chce nikomu wchodzić w życie, a wygląda to tak jakby on wchodził w moje i nie podoba mi się to. Nie chcę się zadawać z kimś takim jak on, bo wyjdzie nam to obydwojgu na złe. Nagle samochód się zatrzymuje. Otwieram oczy i widzę znany mi budynek.
- Jesteśmy.
- Nareszcie. - odpowiadam pod nosem. Otwieram drzwi i wychodzę z auta. Maxi robi to samo i podchodzi do mnie. - Dziękuję. - uśmiecham się i go przytulam.
- O proszę, proszę. - do moich uszu dochodzi znajomy mi skrzeczący głos. Puszczamy siebie z Maxim i się odwracamy. Moim oczom ukazuje się dziewczyna z różową burzą włosów na głowie. Ma na sobie różową kurtkę i białe jeansy, a jej jaskrawo-różowe buty widać z drugiego końca Buenos Aires. Nic się nie zmieniła. Parszywa menda.
- Czego chcesz Mindy? - odzywa się Maxi.
- Dawno Cię nie widziałam. - patrzy mi prosto w oczy, z tą chamskością w oczach.
- I mogłoby tak zostać na dłużej. - uśmiecham się sztucznie.
- Zadziorna... Jak ty w ogóle wyglądasz? Kiedy ty się ostatnio myłaś dziewczyno? Wyglądasz jakbyś spała na ziemi w lesie. - zaczyna się śmiać sama do siebie, a ja mam ochotę dać jej w twarz.
- Spierdalaj. - Maxi staje w mojej obronie, a jej od razu przechodzi faza na śmiech. - Muszę lecieć. - łapie mnie za ramiona i patrzy mi głęboko w oczy. Kiwam tylko głową z uśmiechem i mu dziękuję. Chłopak odpala silnik i odjeżdża spod budynku. Zerkam jeszcze raz na Mindy i wchodzę do środka udając, że jej tam nie ma. Pukam do mojego pokoju z nadzieją, że Francesca jest w środku. Kiedy drzwi się otwierają widzę oszołomioną Fran. Dziewczyna od razu krzyczy moje imię i rzuca się na mnie. Wciąga mnie do środka nie puszczając mnie. Na łóżku siedzi cała nasza paczka. Wszyscy patrzą się na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja nie wiem co mam powiedzieć. Camila do mnie podbiega i mocno przytula. Robi się wokół mnie spore zamieszanie, ponieważ każdy wypytuje mnie o to samo.
- Gdzieś ty była, dziewczyno?! - Federico mną potrzącha i mnie przytula.
- Byłam. - przerywam swoją wypowiedź.
- Tak, tak, znalazła się. Jest cała i zdrowa. Dziękuję panu bardzo za pomoc. - Francesca odkłada telefon na łóżko.
- Kto to był? - dopytuję się, uważnie się jej przyglądając.
- Policja.
- Zadzwoniliście na policję?! - wykrzykuję w momencie.
- Nie wróciłaś na noc i ten dzisiejszy telefon? Nie wiedzieliśmy co robić, zrozum. - tłumaczy mi Ludmiła.
- Zaraz. Czy wy tutaj wszyscy spaliście? - zauważam dopiero teraz materace na podłodze, i porozwalane koce i poduszki po całym pokoju.
- Wspieraliśmy się wzajemnie. - zaśmiewa się Federico.
- Jesteście niemożliwi. - patrzę na każdego po kolei i kręcę głową z uśmiechem. - Chodźcie. - wyciągam ręce przed siebie i czekam na grupowe przytulenie. Wszyscy z radością do mnie podchodzą i tulimy się chwilę.
Oczywiście nie powiedziałam im prawdy, że pojechałam z Leónem do lasu i spałam tam, bo kretyn nie trzyma w bagażniku podstawy w wyposażeniu samochodu, czyli koła zapasowego. Zmyśliłam coś, że pojechałam za Buenos Aires taksówką, ale nie miałam pieniędzy żeby zapłacić za tak długą drogę i kierowca po prostu odjechał, a ja znalazłam jakiś opuszczony domek na początku lasu i przespałam się tam. Wypytywali się mnie jak wróciłam, więc powiedziałam że wyszłam z lasu i znalazłam przechodnia i zadzwoniłam do Maxiego. Nie chcieli mi wierzyć, bo sama bym w taką historię nie uwierzyła ale po jakimś czasie ich przekonałam, że tak było i dali mi spokój.
- Przepraszam was, ale chciałabym się odświeżyć. - biorę ręcznik i czyste ubrania na zmianę. Wchodzę do łazienki i czekam na ciepłą wodę. Stoję pod prysznicem dobre czterdzieści minut i próbuję się w jakiś sposób tam zrelaksować. Zakładam na siebie czarne dresowe spodenki i białą podkoszulkę z małym kotkiem na lewej piersi. Włosy owijam w ręcznik i wracam do pokoju.
- Już wychodzicie? - patrzę na ubierających się przyjaciół.
- Tak, nie będziemy wam tutaj siedzieć. - odpowiada Ludmiła z uśmiechem.
- Ale jeśli chcesz ja mogę zostać. - Federico zabawnie porusza brwiami, a Ludmiła uderza go torbą.
- Nie, nie możesz? - odzywa się dziewczyna i piorunuje chłopaka wzrokiem. Zaśmiewam się i żegnam ze wszystkimi. Zostaję sama z Francescą, która siedzi na kanapie i bardzo uważnie mi się przygląda oraz temu co robię.
- Skoro jesteśmy już same, to możesz mi powiedzieć co się tak naprawdę stało?
- Przecież już wam powiedziałam. Byłam zła i chciałam zrobić sobie wycieczkę, ale nie starczyło mi pieniędzy na powrót, więc spałam w lesie. - kłamstwo leci za kłamstwem z moich ust.
- Viola, żaden normalny kierowca nie odjechałby, przecież mogłabyś zapłacić pod akademikiem, biorąc szybko pieniądze z pokoju.
- Ten facet był strasznie nieprzyjemny. - wzruszam ramionami.
- To dlaczego nie poszłaś do miasta poszukać noclegu tylko do jakiegoś lasu?
- Tak jakoś. - wzruszam ramionami.
- Violetta, powiedz prawdę. - nalega.
- Obiecasz, że nikomu nie powiesz nawet ułamka prawdy i że nie zareagujesz źle? - siadam obok niej.
- Obiecuję. - przykłada otwartą dłoń do serca.
- Byłam z Leónem. - zaczynam i kończę jednocześnie.
- Co?! - dziewczyna nie może uwierzyć chyba w to co słyszy. Ja z Leónem w jednym pomieszczeniu przez tyle czasu... Samej mi w to ciężko uwierzyć, a co dopiero jej, więc ją rozumiem z lekka.
- Byłam z Leónem... - powtarzam odrobinę ciszej. - Pojechałam z nim za miasto żeby tylko się przejechać i wrócić. - skłamałam jej, że świadomie pojechałam z nim do lasu. - Chciał skrócić drogę przejeżdżając przez las, ale najechał na coś i przebił oponę, a to było już zapasowe. - kolejne kłamstwo. - Była już noc i musieliśmy tam zostać, zero kontaktu z innymi, zero zasięgu, tylko ja i on. Stał blisko jakiś mały domek drewniany i przespaliśmy się tam, a rano wyszliśmy gdzieś gdzie był zasięg i zadzwoniliśmy do Maxiego. Przyjechał i zmienił te koło i mnie odwiózł, bo León musiał coś załatwić po drodze. - tłumaczyłam jej to bardzo dokładnie i starałam się, żeby było to wiarygodnie powiedziane. Oczywiście, że nie wspomniałam jej o wypadku, bo ona by umarła już. Nie komentowała zbytnio tego co mówiłam, tylko uważnie słuchała i przyrzekła na końcu że nikomu nie powie i nie będzie ze mną do tego wracać.
Zaczęłam suszyć włosy i nawet nie zauważyłam jak szybko zleciał nam czas na rozmawianiu.
- Fran, pożyczysz mi komórkę? - pytam skrępowana, ponieważ rozwaliłam jej telefon, który mi pożyczyła.
- A gdzie masz ten co Ci dałam? - bierze do ręki swój telefon. Robi mi się głupio i nie wiem jak mam ująć w słowa, że zdenerwowałam się na Leóna rano bo mnie zostawił w lesie, a kiedy się do niej dodzwoniłam, padła mi bateria i przez to rzuciłam nim o ziemię.
- Wpadł mi do wody. - to było pierwsze co wpadło mi do głowy.
- Violetta... Nie mam drugiego żeby Ci pożyczyć.
- Ja wiem, wiem. Jutro pójdę sobie kupić nowy. - uśmiecham się i biorę telefon, który podaje mi dziewczyna. Wybieram numer taty. Po paru sygnałach odbiera.
- Tak, słucham? - słyszę znajomy głos, lecz nie mojego ojca.
- Ramallo?
- Violetta, to ty? Z jakiego numeru dzwonisz? - wypytuje mnie.
- Zepsuł mi się telefon i pożyczyłam od koleżanki. Gdzie jest tata?
- Ramallo, kto to? - w tle słyszę ten cudowny głos mojego taty.
- Violetta dzwoni. - mężczyzna przekazuje słuchawkę tacie, który od razu wita się ze mną radośnie.
- Hej tato, co u Ciebie? - siadam na łóżku i zaczynam rozczesywać włosy jedną ręką.
- Dobrze córciu, bardziej mnie interesuje co u Ciebie słychać? Nie odzywasz się, dzwonisz raz na tydzień albo jeszcze rzadziej. Tęsknimy tutaj za tobą. - zabolały mnie lekko te słowa. To prawda, nie dzwonię tak często jak na początku ale to przez to, że cały czas nie mam czasu, ponieważ albo się uczę, albo wychodzę z paczką, albo śpię w lesie. Źle się z tym czuję, że tak to zaniedbałam i nie mam już takiego kontaktu z rodziną jak wcześniej.
- Wszystko okej, mam dużo nauki. Matematyka nie jest tutaj taka prosta jak Ci się zdaje. Nie mam czasu na jedzenie, a co dopiero na dzwonienie do was. Przepraszam, postaram się częściej dzwonić, ale wy też możecie przecież. Jutro kupuję sobie telefon i wyślę Ci numer, żebyś sobie zapisał i do mnie dzwonił od czasu do czasu.
- Rozumiem kochanie. Dobrze, że się uczysz i ja też będę teraz częściej dzwonić do ciebie, obiecuję. Co teraz robisz?
- Mam zamiar coś zjeść bo umieram z głodu. -łapię się za brzuch, w którym jest jak na razie pustka.
- Olga przyrządziła dzisiaj twój ulubiony tort czekoladowy z nadzieniem truskawkowym.
- Oooo, matko jakiego mi smaka narobiłeś, tato... - skomlę do słuchawki. Tak bardzo mam ochotę na tort czekoladowy Olgi. Robiła mi go zawsze kiedy byłam smutna na poprawę humoru i wagi jak to ona ujmowała.
- Jak tylko nas odwiedzisz, Olga zrobi Ci tyle tortów ile będziesz chciała. - zapewnia mnie i wyczuwam już ten jego kochany uśmiech.
- Mam nadzieję. - śmieję się.
- Dobrze córciu, nie przeszkadzam Ci już, idź zjeść i poucz się trochę. - typowy tata, mam jeść i się uczyć.
- Okej, to do usłyszenia. Kocham Cię. - uśmiecham się sama do siebie.
- Kocham Cię, pa. - rozłączam się z uśmiechem na twarzy i z malutką łezką kręcącą mi się w oku przez tęsknotę za tatą i jego przytuleniami, za Olgą i jej pysznymi daniami i Ramallo, który zawsze mi doradzał w trudnych sprawach.
Do pokoju wraca Francesca, która najwidoczniej z niego wyszła, bo nawet tego nie zauważyłam.
- Jestem okropnie głodna. - narzekam.
- Ja też.
- Idziemy gdzieś? - proponuję i mam już na myśli tego przepysznego hamburgera z surówką i frytkami.
- Mam lepszy pomysł. - dziewczyna zadziornie się uśmiecha i wybiera jakiś numer w telefonie.
- Dzień dobry, chciałabym zamówić pizzę max z szynką, pieczarkami, pepperoni i papryką. - uśmiecham się do niej bo uwielbiam pizzę i lepiej trafić dzisiaj z tym pomysłem nie mogła. - Jaki sos? - pyta mnie.
- Wszystkie jakie mają. - macham ręką z obojętnością.
- Wszystkie, które są. - dziewczyna dalej składa zamówienie. Podaje adres i odkłada słuchawkę.
- Dobra, dawaj swoje łóżko.
- Co?
- No złączymy łóżka. Robimy sobie babski wieczór. - puszcza mi oczko.
- Może zaprosimy też dziewczyny?
- Ty dzwoń do Cami, a ja do Ludmiły. - instruuje mnie.
- Jak? - unoszę brew z uśmiechem.
- A no tak, to ja zadzwonię a ty wszystko przygotuj. - zaczynam ustawiać łóżka, wyjmuję koce, przystawiam bliżej stolik, na którym kładę laptop, a dziewczyna tłumaczy Cami i Ludmile jakie jedzenie i picie mają przynieść. Kiedy kończy uświadamia sobie że jedna pizza nam nie starczy, więc zadzwoniła do pizzeri jeszcze raz i zamówiła jeszcze dwie takie same pizze. Dwie dlatego, że Francesca ma spory spust i lubi sobie pojeść, z resztą ja też.
- Dziewczyny kupią jakieś żarcie po drodze i napoje. Będzie niezła zabawa! - wykrzykuje, prawie piszcząc. Przytakuję jej i czekamy na dziewczyny, przygotowując dalej pokój do czterech zwariowanych dziewczyn.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

10 komentarzy:

  1. SUPER *.*
    Leon jest dupkiem ;-;
    I przestępcą.
    I w ogóle nie lubię go -.-
    Współczuję Violetcie ://
    Ale ona okłamuje Fran ://
    Już myślałam, że odeszłaś z bloga o.o
    Ale na szczęście jesteś! <3
    Mam nadzieję, że next będzie szybciej niż teraz :D
    Czekam z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Leon się zmienił, bo Violka przyjechała się tam uczyć? Nienormalny jakiś.
    Wkurza mnie ten typ.
    Ciesze się, że dodałaś rozdział. 😀
    Cudowny!

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow cudo *-* Tyle czekałam.
    Leoś wkurwiony bo auto rozbił, a biedna Fjolka martwiła się o niego.
    Nie rozumiem czemu Leon się zmienił ;-; Mam nadzieję, że szybko się to wyjaśni.
    Najlepszy rozdział ^_^
    Jeszcze ta Mindy. Sucz .-.

    Kylie ❤_❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle czekałam na ten rozdział.
    Jak Leon mnie denerwuje.
    Violetta kłamie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały!❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny rozdział? Bardzo podoba mi się to opowiadanie więc czekam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Leon zmienił się przez violke bo się w niej zakochał i jest zazdrosny o każdego faceta w jej pobliżu. To jest moja teoria. Rozdział cudowny. Czekam na next. Rosie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety autorka na wattpadzie oznajmiła że już nie będzie pisać tego :( mozesz zobaczyc - vanisia00

      ale ma jakies nowe 'książki' :v

      Usuń