Rozdział 47.

Sprawdzam po raz kolejny od paru minut godzinę w telefonie. Cholera. Nie zasnę naprawdę. Ta noc to jakiś koszmar. Śpię w jednym łóżku z przestępcą, w środku lasu w opuszczonym domku, który śmierdzi jakby trzymali tutaj dobre parę lat zwłoki. Próbuję się zbytnio nie wiercić, aby nie obudzić chłopaka obok. Co jakiś czas słyszę szmery. Patrzę się na sufit i modlę się aby nikogo tutaj nie było. Kiedy szmer staje się coraz silniejszy - zaczynam panikować, czyli że będzie źle. Czuję, że coś lub ktoś tutaj jest, ale jestem na tyle przestraszona, że zamykam oczy i zaciskam usta, aby nie wydać z siebie żadnego głośniejszego dźwięku. W pewnym momencie, w całym pomieszczeniu rozchodzi się huk. Zaczynam piszczeć jak mała dziewczynka. W mgnieniu oka schodzę z łóżka i staję najbliżej ściany.
- Co kurwa? - León przeciera oczy i rozgląda się. - Co ty odpierdalasz? - chłopak wstaje i nie za bardzo ogarnia co się wokół niego dzieje.
- Coś tutaj jest i przewróciło dzbanek! - wykrzykuję.
- Zamknij kurwa twarz. - warczy. Rozgląda się i kontynuuje. - To pewnie mysz.
- Tak, jasne. Nie nabierzesz mnie. - splatam ręce na piersi i przyjmuję pozę "odważnej laski".
- Nie no serio. Tam siedzi. - chłopak wskazuje palcem na róg pokoju.
Nie dam się nabrać. Nabieram odwagi i powoli podchodzę do miejsca, które wskazuje mi wysoki szatyn. Nachylam się delikatnie i nic się nie dzieje. Do momentu gdy małe stworzenie przeleciało mi między nogami. Momentalnie z krzykiem i paniką wskakuję na łóżko.
- Ratunku! Boże, nie! - zasłaniam twarz rękoma i zaciskam oczy.
Nienawidzę takich gryzoni, owadów i innych insektów. Jestem z tych, którzy preferują psy, koty, chomiki czy konie, ale nigdy nie odważę się chociaż ustać obok czegoś takiego jak mysz czy pająk. Spoglądam na Leóna, który stoi z poważną miną i po chwili wybucha śmiechem.
- To nie jest śmieszne! Zrób coś z nią! - nakazuję mu.
Kiedy chłopak przestaje się dusić ze śmiechu - powtarzam moje słowa o pozbyciu się szkodnika.
- Idź spać i mnie nie wkurwiaj. Zachowujesz się jak pierdolona małolata.
Auć.
- Możesz coś z nią zrobić? Proszę? - zniżam ton głosu i błagalnym głosikiem przemawiam do Leóna, który wygląda bardzo słodko z roztrzepanymi włosami. Stop, stop, stop.
- Nie. - chłopak wraca do łóżka i odwraca się w stronę ściany.
Co za cham. Przecież ja nigdy nie zasnę ze świadomością, że w jednym pomieszczeniu ze mną siedzi obleśna mysz. Kładę się do łóżka i próbuję wyłączyć myślenie o gryzoniu, ale niestety. Mysz znowu hałasuje, a ja zaczynam ponownie krzyczeć.
- Kurwa możesz się zamknąć?! Mam Cię kurwa dość! Zamknij ten brzydki ryj i idź spać. - chłopak gwałtownie wykrzykuje, a ja aż podskakuję. To było cholernie przykre. Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Skulam się na łóżku i próbuję powstrzymać łzy, które domagają się wyjścia na powierzchnię. Niestety przegrywam tą walkę i szlocham jak najciszej, aby tylko nie obudzić chłopaka. Po jakimś czasie zasnęłam, ale było to ciężkie zadanie.
Budzę się dość późno. Zerkam na telefon, który ma już tylko cztery procent baterii. Przyciemniam ekran, wyłączam internet aby tylko jak najdłużej urządzenie pozostało włączone. Jest godzina prawie dziesiąta. Po takiej nocy pełnej wrażeń nie dziwię się, że tyle pospałam. Rozglądam się i nie zauważam obok siebie ani nigdzie w pobliżu Leóna. Wstaję powoli i sprawdzam resztę pomieszczeń. Wychodzę na zewnątrz i udaję się w stronę samochodu gdzie najpewniej siedzi i próbuje coś zrobić z kołem. Po drodze przeglądam się w szybce telefonu i tak jak myślałam wyglądam okropnie. Da się zauważyć od razu wyraźne wory pod oczami i spuchnięte usta od płaczu. Próbowałam przestać ale nie wyszło mi to. Zabieram urządzenie sprzed twarzy i nic nie widzę. Nic nie widzę, a powinnam widzieć czarny samochód. Pojazd zniknął. Może ktoś go ukradł? Przechodził w nocy i postanowił ukraść? Tak z pewnością zaczarował mu koła i poleciał. Moja ukochana podświadomość ponownie odzywa się w niepotrzebnym momencie. Jak ktoś mógł ukraść samochód z przebitą oponą? Spacerował w nocy i niósł oponę na plecach? Rozglądam się i zaczynam nawoływać Leóna. Po wielokrotnych próbach, siadam na dużym kamieniu pod drzewem i zaciskam tylko język aby nie zacząć kolejny raz płakać. A jeśli coś mu się stało? A może zawiadomił straż drogową i zabrali jego samochód, a on specjalnie mnie nie obudził? Co teraz się ze mną stanie? Nie mam pojęcia gdzie jestem, nie wiem jak wyjść nawet z tego lasu, aby zatrzymać jakiś przejeżdżający samochód. Jestem jakieś sto kilometrów od Buenos Aires. Muszę po kogoś zadzwonić. Wyjmuję telefon i zaczynam szukać zasięgu. Wchodzę na kamień, na którym chwilę temu siedziałam i staję na palcach aby tylko znalazła się chociaż jedna kreska.
- Jest! - wykrzykuję i od razu wchodzę w kontakty. Szukam numeru Francesci. Od razu wybieram numer i modlę się aby odebrała. Kiedy słyszę delikatny głos dziewczyny, czuję że jest jeszcze dla mnie ratunek.
- Halo? Francesca?
- Viola gdzie ty jesteś? Co się dzieje? - słyszę w jej głosie, że jest zmartwiona.
- Musisz mi pomóc jestem jakieś sto kilometrów od Buenos Aires... Halo? Halo? - powtarzam do słuchawki. Zerkam na telefon i zauważam, że się wyłączył. Jezu nie wierzę.
Rzucam telefonem od ziemię i kucam ze skuloną głową. Podtrzymuję włosy jedną ręką, a drugą wycieram łzy z policzków. Po chwili do moich uszu dochodzi dźwięk silnika samochodu. Podnoszę głowę i nie wierzę własnym oczom. Z czarnego samochodu wysiada zadowolony León, z jakąś niebieską reklamówką. Wstaję na równe nogi i przyglądam się chłopakowi.
- Dobry. - mówi ochrypłym głosem.
- Dobry? Dobry? - podnoszę głos. - Gdzie byłeś?! - nie mogę opanować emocji. Nie mam pojęcia czy płaczę z wściekłości jaką czuję w tym momencie czy ze szczęścia, że jednak León wrócił.
- Pojechałem po coś do jedzenia. - tłumaczy się.
- Jak? Jak?! Wczoraj miałeś przebitą oponę! - wskazuję ręką na auto.
- Zadzwoniłem po straż drogową i zmienili mi koło. Spałaś i budzić Cię nie chciałem. - wzrusza delikatnie ramionami i patrzy mi prosto w oczy.
- Nie chciałeś mnie budzić? Myślałam że coś Ci się stało! - krzyczę na cały głos, a łzy wcale nie zamierzają przestawać wypływać. Chłopak milczy. Milczy tak samo jak przy naszej każdej kłótni, których było zdecydowanie za dużo przez taki okres czasu. Przecieram twarz rękami i próbuję się uspokoić. Zaczynam iść w kierunku auta.
- Odwieź mnie w tym momencie do Buenos Aires. - odzywam się mijając chłopaka. Wsiadam do auta i trzaskam drzwiami. Zapinam pasy i czekam aż León wsiądzie do środka i wyjedzie z tego okropnego lasu. Francesca pewnie umiera ze strachu po przerwanej rozmowie. Kiedy chłopak zajmuje miejsce obok mnie, odpala silnik i wyjeżdża z lasu. Widząc autostradę i samochody, a w nich ludzi uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. Po około czterdziestu minutach jazdy mam nie zaszczyt usłyszeć irytujący głos chłopaka.
- Długo masz zamiar się jeszcze nie odzywać?
- Nie mam nawet najmniejszego zamiaru wdawać się z tobą w jakiekolwiek dyskusję. - tłumaczę mu z pogardą w głosie.
- Co ja zrobiłem? - wpatruję się w widok za oknem i opieram głowę o szybę, tylko po to żeby natychmiast ją stamtąd zabrać.
- Wywiozłeś mnie Bóg wie ile kilometrów za Buenos Aires, jechałeś tak, że złapałeś gumę, spałam przez Ciebie w opuszczonym domu z gryzoniami w jednym pomieszczeniu, nawyzywałeś mnie, a rano jak gdyby nigdy nic pojechałeś sobie do sklepu a ja zostałam tutaj sama, myśląc, że coś Ci się stało, a ty się mnie jeszcze pytasz co ty zrobiłeś?! - mówię jednym tchem.
- Ty masz zawsze jakiś problem! - chłopak uderza ręką o kierownicę.
- To ty masz jakiś problem. Przyczepiłeś się do mnie jak rzep! - zauważam, że wjeżdżamy do Buenos Aires, a ja nie mam zamiaru dłużej siedzieć z tym pomyleńcem w zamknięciu. - Zatrzymaj się, wysiadam. - nakazuję.
- Wjechaliśmy dopiero do miasta. - wskazuje ręką na drogę przed nami.
- Zatrzymaj się! - zaciskam oczy, a chłopak delikatnie zwalnia i zjeżdża do boku.
- Jesteś debilką!
- A ty zabiłeś człowieka i pójdziesz do więzienia! - otwieram drzwi samochodu, który nadal jedzie.
- Co robisz?! - León łapie mnie jedną ręką i próbuje przyciągnąć do siebie, tym samym traci panowanie nad autem. Ostatnie co słyszę to mój pisk opon.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~

Notka: Przepraszam za tak długą nieobecność i że rozdział jest krótki. Buziaki. Xx

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Postać Verdasa bardzo mnie intryguje. Jeszcze nigdzie nie czytałam opowiadania w którym on zachowuje się jak typowy cham!
      Podoba mi się to.
      Tylko mógłby się ogarnąć i nie wyzywać jej,bo wszyscy wiemy, że ona mu się podoba,ale on boi się do tego przyznać.
      Jeszcze mówi, że nie wie co zrobił. Idiota.
      Wracają do Buenos Aires i w drodze mają wypadek. Z czyjej winy? Violki.
      Wyjdą z tego cało? Oby.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Dziewczyno, jak dobrze ze żyjesz!
    Lyknelam rozdział w pięć minut i jest bosski♡
    Leon jak zawsze cham i prostak, ale czego innego można się było po nim spodziewać. ..w sumie to nawet nie mogę sobie wyobrazić takiego gbura.
    Na miejscu Violki pacnelabym go między nogi, żeby może zaczął myśleć i wiedział jak odzywać się do kobiety.
    A przechodząc do relacji damsko-meskich- brakuje mi Diego.
    Cóż, mam nadzieję, że Verdasa po tej wycieczce nie będzie miał kolejnego istnienia na sumieniu i oboje wyjdą z tego cało.
    Pozdrawiam.
    ~Shy

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy będzie next? :(

    OdpowiedzUsuń