Rozdział 24.

Minęły trzy dni od mojej ostatniej super konwersacji z Leónem. Jakoś już sobie odpuściłam myślenie o nim, ale nadal nie zapomniałam o tym co mi zrobił. Tylko dlaczego? Dlaczego on mi to zrobił? To pytanie nigdy nie przestanie mnie męczyć. Nareszcie jest piątek. Za kilka dni będzie już grudzień. Nie mogę uwierzyć, że czas leci tak szybko. Niedawno co tu przyjechałam. Dwudziestego grudnia mam samolot do Madrytu. Całe szczęście, że wyrwę się z tego nieszczęsnego Buenos Aires. Muszę zapytać Fran i Fede czy lecą do Włoch w tym roku. Wiem, że ludzie, którzy lecą do Włoch będą mieć przesiadkę w Madrycie, ponieważ coś jest nie tak i samolot nie poleci od razu do Włoch. Ubieram się szybko i maluję. Czekam na Fran, która oczywiście wyszła z łóżka 20 minut później niż ja. Czekam na nią, sprawdzając w tym czasie wiadomości. Tata ostatnio do mnie nie dzwonił. Pewnie dlatego, że byłam dla niego wredna tego dnia, kiedy to się stało. Muszę do niego zadzwonić, ale to już po zajęciach. Muszę zapytać czy nic się nie zmieniło w sprawie lotu do Madrytu. Wychodzimy z akademika i jak najszybciej idziemy w stronę uczelni. Jest niewyobrażalnie zimno. Jest godzina 7:40. Jest prawie ciemno i pada śnieg. Chodniki i droga są bardzo śliskie i łatwo można się przewrócić. Więc ja muszę zachować trzy razy większą ostrożność niż pozostali, bo jak już wiadomo - jestem człowiekiem pecha. Muszę kupić coś dla taty, Olgi i Ramallo na święta. Oni co roku mi coś dają. Do świąt jeszcze miesiąc ale ja wolę kupić wcześniej, niż potem latać po sklepach trzy dni przed Bożym Narodzeniem.
Wchodzimy na uczelnię i idziemy w stronę szafek. Jestem jak lód. Mam czerwone policzki i nos. Na włosach mam pełno śniegu, pomimo tego, że miałam czapkę. Nogi mam przemarznięte. Ledwo otwieram szafkę, ponieważ moje ręce, a szczególnie palce są całe sztywne z zimna. Nie lubię zimy. Jestem taka, że uwielbiam wiosnę/lato ze względu na ciepłe dni, które uwielbiam. Natomiast jesień/zimę lubię za to, że noce są chłodne i mogę się przykryć kołdrą, co uwielbiam, ponieważ kocham się otulać w nocy. Lato jest takie, że w nocy śpię w samej piżamie i tak się wiercę z ciepła, że wszystko co znajduje się obok lub na łóżku - rano jest na podłodze. Zmieniamy buty i gadamy o świętach z Francescą. Idziemy do klasy i rozmawiamy między sobą.
- Jedziesz na święta do domu? - Francesca wyjmuje telefon i sprawdza coś.
- Tak i bardzo się z tego cieszę. - odpowiadam i uśmiecham się szeroko.
- A ty? - spoglądam na Fran.
- Tak. - szczerzy się do mnie. Widzę, że jest szczęśliwa z tego powodu.
- Słyszałaś, że wszystkie samoloty lecące o Włoch będą połączone z tymi do Madrytu?
- Jak to?
- To znaczy, chodzi mi o to, że jeśli ty np. lecisz do Włoch to będziesz w samolocie, który leci do Madrytu i tam mają przesiadkę do innego samolotu.
- Ale chyba nie trzeba nic dopłacać? - unosi brew.
- Nie, nie. Kiedy lecisz?
- Dwudziesty. Najpóźniej dwudziesty. - to znaczy, że wtedy kiedy ja.
- No to siedzisz obok mnie. - szturcham ją łokciem i się cwaniacko uśmiecham.
- Ty też dwudziestego?! - prawie piszczy.
- Mhm. - nie mogę powstrzymać uśmiechu.
- Jejku! - piszczy i rzuca mi się na szyję.
W tym samym momencie obok nas przechodzi León i Broduey. Z jego nogą już chyba wszystko w porządku, bo chodzi jak grecki bóg z nadzieją, że dziewczyny zaczną się na niego rzucać. Patrzą się na nas jak na opętane, ale pewnie gdyby León się dowiedział, że wyjeżdżam tak samo rzuciłby się Brodueyowi na szyję. Przed oczami od razu pojawiła mi się scena, gdzie León krzyczy z radości i rzuca się na Brodueya. Chce mi się śmiać, ale cudem się powstrzymuję. Broduey rzuca mi ciche Cześć i idzie dalej za Leónem, który na moje szczęście mnie ignoruje. Francesca mnie puszcza i idziemy dalej w stronę klasy. Gdzie jest Diego i Maxi? Zawsze łazili za dupkiem Leónem. Odwracam się za siebie i widzę dwóch chłopaków. Akurat León spojrzał się w moim kierunku i się na siebie spojrzeliśmy. Szybko zabieram wzrok i wracam z powrotem do witania się z naszą paczką.
- Hej. - mówię jeszcze raz wszystkim.
 Wchodzimy do klasy. Rozmawiamy o świętach. Zaczął się temat powrotu do domu.
- Violetta leci do Madrytu.
- Tak? Nie masz tutaj żadnej rodziny? - pyta mnie Camila.
- Nie. - uśmiecham się i spuszczam wzrok.
- Fede, a ty lecisz do Włoch? - wracam wzrokiem do Federico i patrzę  na niego pytająco.
- Tak lecimy. - odzywa się Ludmiła.
Patrzę na nią i nie wiem o co jej na początku chodzi.
- Ludmiła leci ze mną do mojej rodziny na święta. - Federico łapie ją za rękę i się do niej uśmiecha.
- Oł, to słodkie. - uśmiecham się.
- Noooo. Też bym tak chciała. - wzdycha Francesca.
Zaczynamy się wszyscy śmiać.
- Hej, ale skoro lecicie o Włoch to będziecie z nami w samolocie! - mówi głośno Francesca i pokazuje na na dwie.
- Z nami? Przecież Violetta leci do Madrytu.
Francesca wyjaśnia im o co chodzi z tym całym szaleństwem z lotami itp. Po kilku minutach ustalamy, że Federico i Ludmiła będą siedzieć za nami. Musimy tylko zadzwonić na lotnisko i ustalić wszystko. Po wszystkim do klasy wchodzi profesor Stone i zaczynamy zajęcia.

***
Kiedy zajęcia się skończyły, razem z Cami i Fran idziemy w stronę szafek. Z niczego do głowy wróciło mi zdanie Diego, że León ma dziewczynę. Nie wiem czemu. Naprawdę ma dziewczynę? Nigdy go nie widziałam z dziewczyną. Może nie chodzi do naszej uczelni, lub mieszka w innym mieście. Sama nie wiem. W ogóle to czemu ja myślę o Leónie i jego dupnej dziewczynie? Siadam na ławce i zaczynam wiązać buty. W tym samym momencie przy szafkach zaczyna śmierdzieć. O, chyba Mindy przyszła. Odwracam się lekko i kątem oka widzę Leóna, który stoi przy parapecie, a raczej się o niego opiera, a obok niego stoi obleśna dziwka Mindy. Czyli dobrze ją wyczułam. Francesca i Camila także się na nich patrzą. Mindy jest przyklejona do Leóna, a on niechętnie ją obejmuje. Ubrana jest w mini spódniczkę i bluzkę na ramiączka, a przypominam - jest zima. Na nogach ma długie kozaki na cienkim obcasie. Usta ma oczywiście wymalowane szminką, tak jak reszta jej twarzy jest wyłożona makijażem. Kiedy na mnie spojrzał, przycisnął dziewczynę bardziej do siebie. Co to ma być? Mam być zazdrosna czy co? Pff, niedoczekanie. Mindy mówi coś Leónowi na ucho i spogląda na mnie, a on się zaczyna śmiać. Dziewczyna do niego dołącza. Francesca i Cami to zauważają i na mnie spoglądają. Kończę zawiązywać buty, szybko zakładam kurtkę i wychodzę z budynku, nie zwracając uwagi na tamtą dwójkę. Francesca i Camila do mnie dołączają. Stoimy jakąś chwilę przed budynkiem na parkingu i rozmawiamy gdzie mamy iść kupić prezenty na święta. Kiedy już mamy odchodzić, z budynku wychodzi Mindy i León. Dziewczyna ma na sobe czarne futro. Czyli dobrze ją cały czas określam. Dziwka.
Idą w naszą stronę i przechodzą obok nas jak gdyby nigdy nic i zaczynają się śmiać. Mam ochotę podejść do niej i szarpnąć ją za te jej wstrętne blond kudły. Natomiast Leóna chciałabym z całej siły kopnąć w jaja, których z pewnością nie ma. Wszystkie myśli odchodzą ode mnie, kiedy Francesca lekko mnie szturcha.
- Idziemy? - pyta dziewczyna.
Odwraca się jeszcze raz za siebie i widzę jak dziewczyna wsiada z Leónem do czarnego audi. Wow. Samochód nie jest jakiś tani i byle jaki. To chyba Audi S8. Znam się trochę na samochodach. Mój tato je uwielbia i często o nich rozmawia. Musi mieć niemało kasy, skoro ma taki samochód. Chłopak zapala silnik, a ja w tym samym momencie odwracam głowę w stronę dziewczyn.
- Tak. - uśmiecham się krzywo i idę z dziewczynami.

***
Po 20 minutach drogi taksówką, którą zamówiłyśmy, bo nie czułyśmy nóg po pierwszych 10 minutach drogi - jesteśmy już przy Galerias Pacifico*. Wchodzimy do środka i udajemy się najpierw do sklepów z ciuchami, a potem do sklepów z pamiątkami. Nie mam pojęcia co kupić.

***
Po ok. 3 godzinach chodzenia po sklepach - kupiłam potrzebne rzeczy. Dla Olgi kupiłam piękną, czarną, skórzaną torebkę. Ramallo wybrałam błękitny krawat. Ostatnio jak z nim rozmawiałam na ten temat, skarżył się, że ma za mało krawatów, i że znudziły już mu się te same, które ciągle nosi. Więc postawiłam na prosty, błękitny krawat, który według mnie bardzo pasuje do Ramallo. Tacie kupiłam oczywiście dla żartu długie czarne skarpety w kolorowe kropki i czarny segregator, ponieważ jego jest już stary i jest stanowczo za mały na jego wszystkie papiery. Kupiłam też prezent dla całej naszej paczki. Dziewczyny akurat poszły do innej części sklepu więc miałam okazję. Federico kupiłam zwyczajną białą koszulkę z reniferem. Francesca dostanie ode mnie czerwoną sukienkę, którą oglądała w sklepie i jej się bardzo spodobała, a Camila dwie ładne opaski w kwiatki i śliczną bluzkę, która komuś najwidoczniej wypadła z koszyka bo leżała na podłodze, a jest w stylu Cami i jest piękna. Ludmiła kojarzy mi się z panterką, więc kupiłam jej jednoczęściową piżamę w panterkę z kapturem. Andresa kompletnie nie mogłam rozgryźć więc kupiłam mu koszulkę jak dla Federico, tylko że na jego jest upity Święty Mikołaj.
W skrócie?
Wydałam tyle, że starczyłoby mi na życie na kilka miesięcy. Mam w rękach kilka wielkich toreb, podobnie jak dziewczyny. Może powinnam kupić coś dla Diego, Maxiego i Brodueya? Pomijając oczywiście Leóna. Nie wiem muszę się zastanowić. Byli nieraz przy mnie jak byłam przybita. Szczególnie Diego. I ogólnie są dla mnie bardzo mili. Jesteśmy teraz w McDonald's i się zajadamy. Wybrałam frytki i cheeseburgera oraz małą colę. Po 10 minutach siedzenia, wstajemy i udajemy się do wyjścia. Miałam już wyjść, ale zdecydowałam, że kupię coś chłopakom. 
- Dziewczyny ja muszę jeszcze coś kupić.
- Co? - pyta Fran.
- Nie ważne, ale nie mogę jeszcze iść. Jak chcecie to idźcie. - rzucam im przyjazny uśmiech. 
- Nie, pójdziemy z tobą, albo raczej poczekamy bo nie mam siły już serio. - uśmiecha się lekko Camila.
Wracamy się z powrotem do sklepów. Dziewczyny odkładają torby na podłogę i siadają na ławkę a ja wlatuję do pierwszych lepszych sklepów i zaczynam ponownie zakupy. 
- Za kilka minut wracam. - mówię, po czym odchodzę.
Nie wydam tym razem aż tak dużo. Pieniędzy mi nie brakuje, ale nie znam ich aż tak, żeby kupować im nie wiadomo co. Wchodzę do sklepu z ubraniami i przechodzę na dział męski. Zauważam półkę z białymi koszulkami. Podchodzę bliżej i to jest to! Zwykłe koszulki z reniferami. Nie są takie same jak Federico. Wiem, że Diego i reszta nie przepadają za moimi znajomymi, więc pewnie byliby trochę wkurzeni gdyby dostali takie same koszulki jak on. Federico pewnie też byłby zły. Wolę uniknąć kłótni. Biorę do ręki trzy koszulki z reniferami. Każda wygląda inaczej. Na oko wybieram rozmiary. Mam nadzieję, że nie będą na duże ani za małe. Chociaż wolałabym gdyby były za duże, niż za małe. Szybko idę do kasy i płacę za ubrania. Wychodzę ze sklepu i chowam na dnie koszulki, żeby dziewczyny nie zobaczyły. Potem byłyby pytania dla kogo itp. A tego chcę uniknąć. 
- Załatwione. - podchodzę do czekających na mnie dziewczyn i się uśmiecham.
- Okej. - odpowiadają razem i wstają z ławki.
Biorą torby i udajemy się w stronę wyjścia. Wracamy taksówką do akademika. Najpierw odwozimy Cami do jej mieszkania, a następnie jedziemy do akademika. Dziękujemy kierowcy i płacimy odpowiednią sumę pieniędzy. Wchodzimy do pokoju i dosłownie rzucamy torby na podłogę. Siadamy na kanapę i przez chwilę patrzymy się na zakupy stojące obok drzwi. Przez chwilę milczymy. Zaraz otwierają mi się szerzej oczy, bo coś mi się przypomniało. 
- Nie kupiłyśmy papieru! - krzyczymy jednocześnie i zrywamy się z kanapy.
Zaczynamy się śmiać i ustalamy, że jutro kupimy papier na prezenty i resztę tych pierdołów. Odkładamy prezenty do szaf i zaczynamy odrabiać wspólnie zadania. 
- Violu? - Fran przerywa pisanie.
- Tak? - nadal rozwiązuję równianie.
- Co jest pomiędzy tobą a Leónem? - pyta, a ja prawie dławię się własną śliną.
- Co?! Nic nie ma. - na początku unoszę głos, a potem mówię normalnym tonem.
- Nie no bo tak to dziwnie wygląda. Przychodzi na twoje urodziny i daje Ci bransoletkę, rozmawia z tobą aż za często, a on uwierz mi bardzo rzadko rozmawia z dziewczynami. - uśmiecha się Francesca.
- Z Mindy jakoś gada. - śmieję się.
- Właśnie. Ta akcja z Mindy? - krzywi się dziewczyna.
- O co Ci chodzi? 
- No nie udawaj, ze nie wiesz o co mi chodzi, ani że tego nie zauważyłaś. - prycha dziewczyna.
- Nie no poważnie o co Ci chodzi? - odkładam zeszyt na bok i patrzę na nią wyczekująco.
- Ta akcja z przytuleniem kiedy na Ciebie spojrzał? - unosi brew.
- Aaa to. To nic. Po prostu ją przytulił. Nie obchodzi mnie on, ani ta dziwka. - znowu biorę zeszyt na kolana i zaczynam robić kolejne równanie.
- Jesteś w nim zakochana? - pyta mnie, a ja zaczynam kasłać.

*Galerias Pacifico - olbrzymie centrum handlowe w Buenos Aires

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~



3 komentarze:

  1. No no ale sie obkupiły 😂😂😂 akcja z Leonem i Mindy bardzo ciekawa. Fajnie ze Viola kupila cos dla Diego, Broduey'a i Maxiego 😊 Francesca jako detektyw/agent perf 😂😂😂 Rozdział świetny jak zawsze. Czekam na kolejne 😊

    Twitter: @Wercia2405

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże co ona jej odpowie?! ��������������

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge sie doczekac az sie dowiem po co Leon to zrobil, a tak poza tym to meeega wciąga i nie moge od tego odejsc chyba sie uzaleznaim xDD dawno nie czytałam tak dobrego bloga serio ♡

    OdpowiedzUsuń