Rozdział 20.

Kolejne dni mijały, a ja dostawałam coraz więcej smsów. Nie miałam na nic siły. Nadal nie mam. Już kilka razy zdarzyło się, że w nocy klamka się ruszała. Zaczęły się głuche telefony, a ja nadal o tym nikomu nie powiedziałam. Może w końcu powinnam? Nieprzespane noce, siedzenie w samotności z myślą, że ktoś tu może zaraz wpaść z pistoletem. Niezliczone dni. Trwało to tak naprawdę kilka dni, ale dla mnie to już za długo. Może powinnam stąd wyjechać? Ale wtedy musiałabym się tłumaczyć tacie, a on poszedłby z tym od razu na policję. Tego chcę uniknąć. Całe życie ze mnie uciekło. Nie mam na nic siły. Nie daje już rady, żyć z tą świadomością, że ktoś mnie cały czas obserwuje i jest tak blisko, a ja tego nie zauważam. To mnie wykańcza. Czuję jak resztki sił ze mnie uciekają. To wszystko mnie po prostu przytłacza. W tym momencie - nie mam ochoty żyć. Rozmyślam nad tym ubierając się i malując. Jestem tak wyczerpana, że nawet nie patrzę w co się ubieram. Czarne jeansy i niebieska bluzka na długi rękaw oraz białe conversy. Tusz do rzęs i pomadka. Tylko tyle. I tak już nic nie zdoła zakryć moich kilkudniowych worów pod oczami. Co noc płaczę. To jest po prostu chore, że ktoś śpi sobie, a za drzwiami stoi jakaś osoba, która łapie za klamkę i puka do drzwi. Chore, chore, chore. Zakładam na nogi botki i zimową, czarną kurtkę z białym puszkiem w środku. Nawet nie jestem pewna czy rozczesałam włosy.
- Violu, mogę pożyczyć twojego tuszu do rzęs? - pyta załamana Fran.
Zauważyła, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Gdyby tylko wiedziała, jakie ja smsy dostaję. Gdyby tylko wiedziała, że ktoś mnie prześladuje. Gdyby tylko wiedziała, że jesteśmy obserwowane we własnym pokoju. Gdyby tylko wiedziała, że ktoś puka w nocy do drzwi i rusza klamką, a ja umieram ze strachu i płaczę, każdej nocy. Wtedy czułaby się zupełnie inaczej i taktowałaby mnie zupełnie inaczej. Ale się nie dowie. Nigdy się nie dowie!
- Mhm.
Zamruczałam tylko. Nie mam siły mówić. Nie chcę się odzywać, ponieważ boję się, że mogę mieć gdzieś podsłuch. Francesca spojrzała tylko na mnie współczującym wzrokiem i zajęła się rzęsami. Po kilku minutach wyszłyśmy. Kiedy jestem z Fran, aż tak bardzo się nie boję, ale jednak nadal czuję ogromny strach. Boję się wejść do budynku, gdzie jest tyle osób, które będą mierzyć mnie wzrokiem i szeptać sobie jak ja wyglądam. Gdyby tylko wiedzieli co się dzieje. Biorę głęboki wdech i wydech, po czym wchodzę do środka.
Patrzą się na mnie. Czuję to i widzę. Wiem jak wyglądam i nie muszą mi tego przypominać, rozmawiając o mnie 'dyskretnie'. Wyglądam jeszcze gorzej niż tego dnia, kiedy Diego mnie przytulił. Ten dzień się właśnie tym przytuleniem wyróżnia od innych, ponieważ każdy dzień spędzam tak samo. Wstaję, ubieram się, maluję się, idę na uczelnię, słucham jak się ze mnie nabijają, wyglądam jak trup, siedzę na zajęciach, wyglądam jak trup, wracam do domu i wyglądam jak trup, leżę całą noc w łóżku zapłakana, śpię godzinę i wyglądam jak trup.
Siadam pod ścianą, kiedy podchodzą do mnie Camila z Ludmiłą. Słyszałam jak Fran z nimi rozmawiała, żeby coś ode mnie wyciągnęły.
- Hej Violu. - mówią niepewnie.
Nie patrzę się na nie, nie odpowiadam tylko bawię się pogniecioną kartką. Rozkładam ją, zgniatam, składam i tak na zmianę. Widzę, że nie wiedzą co powiedzieć, bo patrzą się na siebie i wzruszają ramionami.
- Słuchaj nie chciałabyś się dzisiaj z nami przejść wieczorem do Mercado? - pyta Cami, przerywając ciszę.
Patrzę się nadal na kartkę. Lekko się uśmiecham i kiwam przecząco głową. Po chwili odchodzą. Słyszę, jak tłumaczą reszcie, że nie da się ze mną rozmawiać. Łzy ponownie napływają mi do oczu, kiedy słyszę znajomy głos.
- Patrzcie, patrzcie. Ofiara losu siedzi pod ścianą skulona jak bezdomny piesek. - mówi przechodząca obok dziewczyna.
Nienawidzę tej suki! Nienawidzę! Po prostu jej nienawidzę! Mam w zwyczaju nie przeklinać, ale kiedy ją widzę, to ciśnienie mi skacze. Suka Mindy nie ma nic do roboty, tylko się ze mnie naśmiewa, bo ma okazję. Zdaję sobie sprawę jak wyglądam, ale to nie jest fajne jak ktoś Cię obgaduje, a ty to wszystko słyszysz.
Patrzę się na nią jak przechodzi, ale nic nie mówię. Nie mam siły na kłótnię. Wstaję, kiedy dzwoni dzwonek i wchodzę do klasy. Po zajęciach wracam prosto do akademika i zamykam się w pokoju. Fran ma przyjść za chwilę, ponieważ wstąpiła jeszcze do sklepu po jakiegoś pączka. Siadam na łóżku i patrzę się na drzwi. Co ja robię? To wszystko, te wszystkie wydarzenia, źle wpływają na moją psychikę. Siadam do biurka i wyjmuję zeszyty. Odpalam laptopa i czytam cały temat. Po chwili dzwoni telefon. Wyświetliło mi się zdjęcie taty. Nie odebrałam. Nie mam siły. Wyłączam telefon. Odkładam laptopa na miejsce i wkładam słuchawki do uszu. Zamykam oczy. Po kilkunastu minutach ktoś mną potrzącha. Zaczęłam krzyczeć. Kiedy otworzyłam oczy, okazało się, że to Fran przyszła po torebkę i już wychodzi. Zaznaczyła, że nie wróci na noc, bo idzie z Camilą do jej znajomego. No świetnie. Fukam pod nosem i resztę dnia spędzam na słuchaniu muzyki. Kiedy wyjmuję słuchawki i wyłączam muzykę, orientuję się, że jest godzina dziewiąta wieczorem. Nie będę tutaj siedzieć. Muszę stąd wyjść. Zakładam szybko botki i kurtkę. Biorę czapkę i rękawiczki, a telefon chowam do kieszeni. Zamykam pokój i wychodzę na zewnątrz. Ulice są opustoszałe i pada śnieg, ale mi to nie przeszkadza. Przynajmniej się przewietrzę. Po jakiejś chwili wchodzę do parku. Wygląda bardzo ładnie. Świecą lampy, które są udekorowane świecącymi lampkami. To wygląda jak z obrazka. Kiedy idę słyszę czyjeś kroki za mną. Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Wzruszam ramionami i idę dalej. Znowu słyszę kroki. Tym razem się nie odwracam i idę dalej. Usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi. Tym razem się lekko przestraszyłam. Rozejrzałam się, ale znowu nic. Przejdę się do końca alejki i wrócę do pokoju. Znowu słyszę szelesty. Odwracam się i patrzę za siebie jakąś chwilę, kiedy się odwracam przede mną stoi czarna postać. Podskoczyłam ze strachu. Zaczęłam się powoli cofać, a postać cały czas stała w miejscu. Zdaje mi się, albo i nie ale to jest mężczyzna. Kobieta nigdy by tak nie stała i nie była taka ogromna. Po chwili kiedy byłam trochę dalej od niego, mężczyzna zaczął wolnym krokiem iść w moją stronę. Odwróciłam się i zaczęłam biec. Odwróciłam się i zauważyłam, że mężczyzna robi to samo. Biegnie za mną i prawie mnie dogania. Najgorsze jest to, że nie jestem urodzoną sportsmenką. Biegam tylko wtedy, kiedy to potrzebne. Biegnę przed siebie i mam wrażenie, że ten park nie ma końca.
- Stój! - słyszę głos za mną.
Już mogę stwierdzić po głosie, że jest to młody chłopak.
- I tak Cię złapię! A wtedy nikt Ci już nie pomoże!
Kiedy to słyszę, biegnę jeszcze szybciej. Nie mam siły, czuję jak tracę powietrze. Nogi mi się już uginają. Jestem zmęczona. Tak bardzo się boję. Zrobiłam małe kółko, więc może mnie nie znajdzie. Chowam się w krzakach przy drzewie. Chyba go zgubiłam. Dyszę jak pies. Brakuje mi powietrza i nie mogę złapać tchu. Kiedy uświadamiam sobie, co się właśnie dzieje, zaczynam płakać. Cały czas mam nadzieję, że ktoś będzie tędy przechodził lub policja akurat będzie miała tutaj patrol. Nie no moje marzenia. Przypominam sobie, że mam ze sobą telefon. Po prostu zadzwonię na policję. Kiedy wyjmuję telefon z kieszeni, okazuje się, że jest wyłączony. Cudownie. Zapomniałam, ze go wyłączyłam. Zanim się włączy to ja już mogę być martwa. Wkładam telefon z powrotem do kieszeni. Szlocham, kiedy słyszę kroki. Zatykam sobie usta rękami i wstrzymuje oddech.
- Znajdę Cię, a wtedy możesz pożegnać się z życiem kurwo! - słyszę głos chłopaka.
Jest naprawdę już zdenerwowany. Słyszę, że jest naprawdę blisko mnie. Przez przypadek wydałam z siebie cichy pisk. Wtedy się zdradziłam.
- Tutaj jesteś! - chłopak podchodzi i łapie mnie za kurtkę.
Podnosi mnie, a raczej ciągnie do siebie. Próbuję mu się wyrwać. Zaczynam krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszy. Próbuję zadać mu jakiś cios ale tak mnie trzyma, że nie mam najmniejszych szans.
- Puść mnie! Proszę! - błagam i szlocham.
- Nie mam takiego zamiaru. - mówi opanowanie.
Poczułam coś śmierdzącego. Wyjął z kieszeni kurtki ściereczkę i zaczął mi ją przykładać do nosa. To tak okropnie śmierdziało! Czułam, że zaraz zemdleję od tego zapachu. Chciałam jakoś odwrócić głowę ale nic z tego.
- Dobranoc skarbie. - powiedział chłopak troskliwym głosem.
Tsaa, troskliwym. Chciał mnie zabić, a mi się zdaje, że mówi do mnie troskliwym głosem. Brawo.
- Pomocy! - krzyczę głośno i próbuję mu się nadal wyrwać.
 Nic z tego. W jednej sekundzie wpadłam na pomysł. Ugryzłam go w rękę. Dość żałosne i obrzydliwe, bo go nie znam, ale skuteczne bo puścił mnie na chwilę. Właśnie. Na chwilę. Kiedy próbowałam uciec, w ostatniej chwili mnie złapał. Zaklął coś pod nosem i ponownie zaczął przykładać mi ściereczkę do nosa. Zapach był wyczerpujący. Czuję jak powoli odpływam, ale nadal próbuję się wyrwać. Wtedy słyszę głos.
- Puść ją skurwielu! - głos wybawcy.

~ jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz ~


Rozdział dedykuję mojej pierwszej i pilnej czytelniczce, która nie przegapia żadnego rozdziału! Dziękuję, że jesteś ze mną i z moim opowiadaniem od początku! @Wercia2405 ♥

4 komentarze:

  1. Wow ten rozdział 😲 bosz taki niesamowity 😲 na poczatku myślałam ze to Leon ja spotkal w parku ale jak zaczął ja wyzywac i porwał to bylo pewne ze to nie on. Mam nadzieje ze wybawca byl Leon 😂 ale tez kto byl tym przesladowca.

    OMG dziękuję 💜 😲 jest mi bardzo milo💜 Nie ma za co dziękować 😂 twoje ff jest wspaniałe! 💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju rozdział perf !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać nexta, rozdział super!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku nie moge sie doczekac kto to, taki troche kryminal sie zrobil, dobrze ze jej nie gwalcil, a moze chcial xDD jeee wybawca Leon na ratuneeek!

    OdpowiedzUsuń